Odnośniki
- Index
- Harte Kelly Jeden faśÂ‚szywy krok
- 00000032 Orzeszkowa Nad Niemnem III
- L
- Gusano Graciela BiaśÂ‚a Magia
- Agatha Christie ZakośÂ„czeniem jest śÂ›mierć‡
- DELINSKY Barbara Drugie rozdanie
- verne_indes_noires
- CzapliśÂ„ski WśÂ‚adysśÂ‚aw WśÂ‚adysśÂ‚aw IV i jego czasy
- Diana Palmer Hutton & Co 04 The Texas Ranger
- Annie.Proulx. .Kroniki.portowe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gładka drewniana rękojeść rzeznickiego noża.
- Nie mów nikomu, co się stało! - wrzasnęła. - Nie wolno
ci nikomu powiedzieć!
Cathy wrzuciła bieg i odjechała. W lusterku wstecznym
zobaczyła, jak Katrina znowu wychodzi na środek ulicy,
zagubiona, oszołomiona i wystraszona.
Tej nocy nadeszła burza piaskowa, niebotyczna ściana
piasku i wichury, wędrująca na wschód z rezerwatu
Papago przez Scottsdale do Phoenix. OglÄ…dajÄ…c telewizjÄ™,
Cathy widziała znajomy ostrzegawczy pasek migający u
dołu ekranu: Ostrzeżenie przed silnym wiatrem dla
południowej części okręgu Gila i północnej okręgu
Maricopa". WstaÅ‚a, przeszÅ‚a do bawialni Ì wyjrzaÅ‚a przez
tylne okno. Na zewnątrz dmuchał wiatr, palmy i
oleandry
kołysały się gwałtownie, ale burza piaskowa jeszcze nie
nadeszła. Cathy wybiegła przez tylne drzwi, ściągnęła
grill z patio i schowała do szopy. Pozdejmowała
poduszki z ogrodowych krzeseł i wniosła do domu.
Zdążyła w ostatniej chwili. Zaledwie zamknęła za sobą
drzwi, rozległ się znajomy dzwięk drobinek pyłu
bębniących o szyby. Przez chwilę stała bez ruchu. Jako
dzieci z Davidem i Billym chętnie oglądali burze, które
toczyły się w ich stronę nad płaską pustynią:
ciemnobrązowe masy plamiące błękit nieba w dzień albo
czerń pożerająca gwiazdy w nocy. Uwielbiali burze.
Fajnie było patrzeć, jak zabawki i rowery fruwają dookoła
na łasce wichury. Fajnie było słuchać ostrego szmeru
piasku tłukącego w okna i dach, siedząc bezpiecznie w
środku.
Teraz ten dzwięk nie brzmiał tak przyjemnie.
Cathy przeszła do bawialni i wyjrzała przez okno na dom
Westów. W tumanach pyłu nie widziała żadnych świateł.
Zastanawiała się, czy Randy West jeszcze się nie znalazł,
czy matka wciąż go szuka. Wizja tych dwojga w środku
piaskowej burzy przyprawiła ją o dreszcze. Wyobraziła
sobie Randy'ego, niskÄ…, przysadzistÄ… sylwetkÄ™ brnÄ…cÄ…
powoli przez wirujÄ…cy piach, i KatrinÄ™ goniÄ…cÄ… go z
wrzaskiem, z dziko rozwianymi włosami i połami
szlafroka Å‚opoczÄ…cymi na wietrze.
Cathy opuściła zasłony i skupiła się na telewizji. W domu
panowała cisza - ojciec już dawno poszedł spać - więc
podkręciła dzwięk, żeby nie słyszeć wycia burzy na
zewnÄ…trz.
35
ALLAN SIEDZIAA Z DOBRININEM W SAMOCHODZIE
PRZED DOMEM LEE i czuł się parszywie. Parkowali po
drugiej stronie ulicy, dwa podjazdy dalej, w anonimowej,
białej, wynajętej toyocie celica, spoglądając na jasno
oświetlone frontowe okna domu Lee.
Dobrinin obserwował dom przez lornetkę.
Kawa Allana na desce rozdzielczej parowała na przednią
szybę i widoczność się pogarszała, więc wziął
styropianowy kubek i pociągnął łyk. Obstawiać dom z
samochodu. To było takie tandetne i upokarzające, i takie
cholernie amatorskie. Coś takiego oglądał w kiepskich
filmach i telewizyjnych serialach, ale nigdy sam tego nie
robił i już wiedział, że nigdy tego nie polubi.
Zwłaszcza kiedy musiał szpiegować kolegę gliniarza.
To Pynchon zlecił obserwację. Kapitan czasowo przeniósł
Lee do drogówki, kazał mu wypisywać przydziały
motocykli na podstawie najnowszych miejskich badań
bezpieczeństwa ruchu - wymyślone zajęcie, ale do-
statecznie ważne, żeby nie wydawało się poniżające.
Allan zdawał sobie sprawę, że Lee był bystrym facetem i
prawdopodobnie przejrzał tę farsę, ale najwyrazniej nie
przejmował się przeniesieniem, nawet wydawał się
zadowolony ze zmiany pracy.
Potem Yvonne zobaczyła, że korzystał z komputera
kierującego ruchem, żeby zdobyć adres jakiejś kobiety.
Weszła do pokoju, kiedy przepisywał informację z ekranu
na żółty bloczek samoprzylepny. Na widok Yvonne
szybko wepchnął karteczkę pod stos wydruków, a ona
udała, że nic nie zauważyła. I natychmiast zawiadomiła
Pynchona.
Lee tak niezręcznie, nieudolnie usiłował schować zapiski,
że Allan wątpił, czy chodziło o coś poważnego.
Prawdopodobnie próbował zdobyć adres dawnej
dziewczyny, może jakiejś nowej, która mu się spodobała,
na podstawie numeru prawa jazdy, ale Pynchon
oświadczył, że nie mogą ryzykować, i kazał go śledzić.
Teraz Allan czaił się jak zdrajca. To jego wina. Przez
niego wszystko się zaczęło. Gdyby tamtego dnia nie
szukał dziury w całym, gdyby po prostu pogadał z Lee,
zamiast wyciągać pochopne wnioski i czepiać się Bogu
ducha wiernego faceta, Lee nie zostałby przeniesiony i nie
mógłby używać ani nadużywać komputera kierującego
ruchem.
Z drugiej strony co, jeśli Lee spisywał ten adres do innych
celów?
Dobrinin odłożył lornetkę i przetarł oczy.
- Nic się nie dzieje. Chcesz trochę popatrzeć? Allan
pokręcił głową.
- Nie krępuj się.
Obaj siedzieli w milczeniu, patrzÄ…c na dom i popijajÄ…c
kawÄ™.
36
DALION MÓWIA, %7Å‚E ON MIESZKA GDZIEZ NA TEJ
ULICY. Samson przytaknÄ…Å‚.
- Pokażę temu małemu gnojkowi, przez niego mnie
zawiesili. Dwaj chłopcy zatrzymali rowery na środku
jezdni i rozejrzeli się dookoła. W okolicy panował spokój,
słyszeli tylko odległy szum samocho-dów na innych
ulicach, niskie buczenie klimatyzatorów na dachach i
cykady bzyczące jak samoloty wśród drzew. Dzień był
upalny i jeśli mieszkały tu jakieś dzieci, siedziały w
domach i oglądały telewizję. W połowie drogi do
następnej przecznicy mężczyzna w średnim wieku, z
brzuszkiem i w bermudach, mył swojego pikapa. Halback
wytarł palcem pot z czoła.
- Będziemy jezdzić po tej ulicy, aż namierzymy
gówniarza. Kiedyś musi wyjść.
Samson nie odpowiedział. Wiedział, że Jimmy wcale nie
musi wyjść i pewnie nie wyjdzie, jeśli ich zobaczy
krążących na rowerach, ale mieli przed sobą całe
popołudnie i wszystko mogło się zdarzyć. Poza tym
chciał dorwać tego skurwysynka, chciał mu rozkwasić
nos i połamać obie ręce. Sam nie wiedział, dlaczego tak
bardzo chciał go załatwić, ale szczeniak po prostu go
wkurzał. Na początku to Dalton powtórzył mu, co
powiedział Jimmy, kazał mu interweniować w imię
sprawiedliwości, ale kiedy tylko Samson spojrzał na tego
małego tchórzliwego zasrańca, od razu nabrał ochoty,
żeby spuścić mu łomot - wcale nie z powodu Daltona.
Ponieważ
Jimmy należał do tych urodzonych ofiar losu, do tych
osobników, którzy każdym słowem, każdym
spojrzeniem, samym swoim istnieniem proszÄ… o porzÄ…dne
lanie. Jak mawiał jego brat, szczeniakowi ktoś powinien
dać szkołę.
A Samson już widział się w roli nauczyciela.
- Jak myślisz, który to jego dom? - zapytał Halback.
Samson spiorunował go wzrokiem.
- Skąd mam wiedzieć?
- Więc pojezdzimy w kółko.
- Dobra.
Popędzili ulicą z niedozwoloną prędkością, pedałując
wściekle, chociaż każdy udawał, że się wcale nie wysila.
Samson pierwszy dotarł do przecznicy, jeszcze raz
zaznaczając swoją dominację. Skręcił za róg i zawrócił,
wystawił prawą nogę i kopniakiem przewrócił
plastikowy kosz na śmiecie obok podjazdu, zanim
zahamował.
- Chcesz jechać dalej czy zawracamy? To cholernie długa
ulica.
- Po prostu pojezdzimy tam i z powrotem, dopóki go nie
zobaczymy.
- Poszukajmy roweru na podjezdzie - zaproponował
Samson. - Wtedy siÄ™ dowiemy, gdzie on mieszka.
- Dobry pomysł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]