Odnośniki
- Index
- William Shatner Tek War 9 Tek Net
- John Ringo Alldenata 05 The Hero (with Williamson, Michael)
- William Mark Simmons Undead 1 One Foot in the Grave
- Charles Williams The Diamond Bikini (1956) (pdf)
- William R. Forstchen Lost Regiment 1 Rally Cry
- Jack Williamson Eldren 01 Lifeburst
- Brenda Williamson A Wicked Wolf (pdf)
- In Alien Hands William Shatner
- Faulkner William Wsciekłość i wrzask
- William Gibson Burning Chrome
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najwyższych gałęzi rosnącego przed ich domem wiązu i nie mógł albo raczej nie
chciał z niego zejść. Oboje rodzice Jamesa stali pod drzewem, matka płakała, a
wściekły pan Rocchi krzyczał na syna po włosku. W końcu wezwano straż pożarną
i dopiero na widok ich samochodu James szybciutko ześlizgnął się po pniu drzewa.
Matce z trudem udało się wtedy powstrzymać męża, by nie spuścił chłopcu lania
przy świadkach.
Ale minęło wiele lat i James już zapewne nie wspinał się na drzewa. Co
dosadnie potwierdził, mówiąc:
Zwariowałaś? Zawiesiłem się tylko na najniższej gałęzi; chciałem ją nagiąć,
bo prawie zawadzała o linię wysokiego napięcia. Zresztą udało mi się, ale jak ją już
puściłem, coś strzeliło mi w krzyżu. Zrobiłem pół kroku i nie mogłem dalej iść.
Ukląkłem na śniegu, a potem musiałem położyć się na boku, bo strasznie boli.
Cholera, wezwÄ™ pogotowie!
Nie, poczekaj, to pewnie przejdzie. Naciągnąłem sobie jakiś mięsień i tyle.
Zresztą nie dojadą tu przy takim śniegu. Muszę się tylko na kimś wesprzeć i jakoś
pójdę.
Jennifer w panice nie wiedziała, w co się ubrać. Odruchowo chciała wybiec tak
jak stała, ale pomyślała, że operacja ratowania Jamesa może trochę potrwać, a na
dworze jest mróz. Założyła zatem wiszący przy drzwiach polar z kapturem
należący do ojca, a w rękę wzięła wiszącą obok kurtkę rybacką, na której
zamierzała przeciągnąć po śniegu Jamesa, gdyby okazało się, że nie może iść
nawet przy jej pomocy.
%7ływopłot znajdował się z lewej strony domu, w miejscu, dokąd praktycznie nie
docierało już światło latarni ulicznych, i Jennifer chciała odruchowo zawrócić po
latarkę, ale wtedy właśnie zobaczyła przed sobą rozbłyskujące na śniegu jasne
światełko to James dawał jej znaki komórką. Po chwili była już przy nim.
Podniósł się na rękach i podciągnął nogi na tyle, że mógł klęknąć, ale było to
najwyrazniej wszystko, co sam był w stanie zrobić.
Jesteś pewien, że nie masz jakiegoś złamania? spytała. Bo wtedy lepiej
zadzwonić po pogotowie i nie ruszać się do ich przyjazdu.
Chcesz, żebym tu zamarzł? próbował krzyknąć przerażony James, jednak
krzyk wydostał się z jego ust wyraznie stłumiony; widać było, że z bólu z trudem
mówi. Klęknij tu obok mnie i jakoś z twoją pomocą wstanę.
Jennifer przyklękła na lewe kolano obok Jamesa i jak najmocniej objęła go
lewą ręką pod barkiem. Ona sam objął prawym ramieniem jej szyję. Jennifer
mimowolnie przypomniało się, jak cztery lata temu podobnie objęci wychodzili z
restauracji, gdy James prowadził ją, nieco wstawioną, do samochodu. Musiała się
na siłę oderwać od tych wspomnień i skupić na tu i teraz. Jej przyjaciel znalazł się
przecież w niebezpieczeństwie i należało mu pomóc.
Bardzo powoli wstali i James spróbował zrobić parę kroków. Zauważył, że
największy ból w krzyżu sprawia mu opieranie ciężaru ciała na prawej nodze,
spróbował więc przemieszczać się, podskakując na lewej, a w momentach, kiedy
musiał dosunąć prawą nogę, opierał się silniej na ramieniu Jennifer. Z trudem
wytrzymywała ten ciężar, a raz omal nie przewrócili się przy tej operacji w śnieg.
Nie mogła jednak opanować wrażenia, że jest jej przyjemnie w tak bliskim
fizycznym kontakcie z Jamesem.
Odruchowo skierowali się w stronę domu ojca Jennifer. Był on zresztą bliżej
żywopłotu niż rezydencja Rocchich. Przejście tych kilkudziesięciu metrów zajęło
im około piętnastu minut. Wreszcie jednak udało się wejść na ganek, a po chwili
stali już w sieni domu pana Edwardsa. Jennifer zaczęła otrzepywać Jamesa ze
śniegu i zauważyła przy tej czynności, że ma on czerwone, zgrabiałe z zimna
dłonie.
Boże, James, prawie zamarzłeś! Ile tam leżałeś?
Nie wiem. Dość długo miałem nadzieję, że wstanę o własnych siłach i nie
będę musiał cię fatygować, ale nie wychodziło, i w końcu się poddałem.
Głuptasie! powiedziała i instynktownie przytuliła się do niego. To miał być
czysto opiekuńczy gest, jak matki przytulającej dziecko, ale gdy tylko przywarła do
niego, poczuła, że jej ciało zdecydowanie widzi w nim mężczyznę, a nie dziecko.
Odsunęła się powoli od niego, pozwalając mu oprzeć się dłonią o framugę
przejścia z przedpokoju do salonu.
Musisz się położyć.
Gdzie? zapytał wyraznie rozkojarzony. Ból oszołomił go na tyle, że z
trudem kojarzył, co się wokół niego działo.
Tu, na sofie. Przecież nie wciągniemy cię na górę odpowiedziała Jennifer,
nie dodając tego, co natychmiast przyszło jej na myśl: że przecież nie mogła
wpuścić go do swojej sypialni byli w końcu tylko przyjaciółmi.
Tutaj? James powoli zbierał myśli. Dobrze, spróbuję przejść. Nie, nie
pomagaj mi, cały czas będę się opierać o ścianę, jakoś przejdę dodał, ale po
chwili zawył z bólu tak, że Jennifer nie pytając o zgodę, ponownie wcisnęła się pod
jego ramię i podparła go swoim ciałem. W ten sposób przeszli kilka metrów
dzielących ich od sofy, po czym James powoli ułożył się na lewym boku i z
wyrazną ulgą wyszeptał:
Boże...
Przyniosę ci z kuchni środki przeciwbólowe. Ojciec ma ich cały arsenał.
W szufladzie znalazła faktycznie kilka rodzajów proszków. Część z nich pan
Edwards zabrał niewątpliwie ze sobą, ale jako osoba zapobiegawcza w domu
trzymał zawsze większy zapas. Od dobrych kilku lat, mniej więcej od śmierci żony
albo trochę pózniej, zaczął się uskarżać na bóle reumatyczne i stan ten z roku na
rok niestety się pogarszał. A jak każdy prawdziwy mężczyzna , pan Edwards nie
cierpiał wizyt u lekarza i najchętniej leczył się sam.
Nigdy dotąd nie używałem środków przeciwbólowych wyjęczał James, gdy
przyniosła mu kilka tabletek do łyknięcia i szklankę wody do popicia.
Kiedyś trzeba zacząć odpowiedziała filozoficznie, więc posłusznie łyknął
tabletki.
Jennifer tymczasem zniknęła na górze i po chwili wróciła, trzymając w
dłoniach coś, co wyglądało na spodnie od dresu.
Co to jest? zapytał z wyrazem przerażenia w oczach.
Spodnie do biegania mojego ojca wyjaśniła. Wyobraz sobie, próbował
kiedyś uprawiać jogging. Ostatecznie jednak stwierdził, że lepsze dla jego ciała są
polowania z bratem lub spacery po okolicy.
Ale po co mi jego spodnie do biegania?
Bo twoje dżinsy całkiem przemokły.
Aha zadumał się James. Chcesz mnie tu zatem... rozebrać?
Jennifer parsknęła śmiechem.
Mam nadzieję, że sam sobie poradzisz. Zostawiam ci je, a sama spróbuję
przyrządzić coś do jedzenia.
Do jedzenia? To ja miałem dziś gotować! Planowałem risotto grzybowe,
żebyś nie myślała, że kuchnia włoska to tylko makarony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]