Odnośniki
- Index
- William Shatner Tek War 9 Tek Net
- John Ringo Alldenata 05 The Hero (with Williamson, Michael)
- William Mark Simmons Undead 1 One Foot in the Grave
- Charles Williams The Diamond Bikini (1956) (pdf)
- William R. Forstchen Lost Regiment 1 Rally Cry
- Williams Cathy Kochankowie z hrabstwa Kent 4
- 47 Cathy Williams Wybranka milionera
- Jack Williamson Eldren 01 Lifeburst
- Brenda Williamson A Wicked Wolf (pdf)
- In Alien Hands William Shatner
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miała na sobie suknię z materiału przypominającego skórę lamparta, na oczach maseczkę i w dłoni
różdżkę czarodziejską, której używała przeciw niesfornym dzieciakom wpadającym do domu po
słodycze.
- Mamo, wyglÄ…dasz wspaniale.
- Dziękuję, Elliott.
Ale nie tylko Elliott ją podziwiał. Stary potwór przebrany za Gertie i bezpiecznie schowany
pod prześcieradłem przyglądał się Mary oczarowany, ponieważ wyglądała jak istota z gwiazd,
niebiańsko piękna, piękniejsza niż zwykle.
- Gertie - zwróciła się do E.T. - to cudowny kostium. Jak tyś to zrobiła, że masz taki duży
brzuszek? - Poklepała postać o kształcie dużej dyni i sędziwy podróżnik cichutko westchnął.
- Wypchaliśmy ją poduszkami - wyjaśnił nerwowo Elliott.
- Zwietnie, bardzo dobrze wypadło - powiedziała Mary. - Trzeba tylko włożyć ten kapelusz
bardziej zawadiacko, na bakier.
Jej ręce zbliżyły się czule do żółwiowatej głowy Pozaziemskiego. Jego policzki oblał
rumieniec, gdy palce Mary go dotknęły. Rozkoszny prąd energii przepłynął od niej do niego przez
jego strusią szyję. Rozbłysło światełko jego serca, więc szybko przykrył je ręką.
- Tak jest lepiej - orzekła Mary. Po czym zwróciła się do Elliotta. - Uważaj na nią i nie
jedzcie niczego, co nie jest opakowane. I nie rozmawiajcie z nieznajomymi...
Pojawił się Michael w zmodyfikowanym kostiumie terrorysty...
- I nie jedzcie jabłek, bo mogą być w nich żyletki, i nie pijcie ponczu, bo może w nim być
LSD.
Mary pochyliła się, pocałowała chłopców, a potem przybysza ze wszechświata. Jego
kaczkowate kolana ugięły się, zadrżał ze wzruszenia; światła tak piękne jak z Mgławicy Oriona
rozbłysły w jego mózgu.
- Bawcie się dobrze - rzekła matka.
Elliott musiał pociągnąć za rękę sędziwego gnoma, ponieważ stał osłupiały przed Mary,
jakby przyglądał się narodzinom gwiazdy. Potykając się w swoich bamboszach szedł ku drzwiom,
ale nagle się odwrócił i rzucił jej pożegnalne spojrzenie.
- Do zobaczenia, kochanie - powiedziała Mary.
- Do zobaczenia, kochanie - odpowiedział cichutko. Kosmiczne echa miłoścf
rozbrzmiewały w jego rozdygotanym mózgu.
Zawlekli go na podjazd i do garażu. Tam czekała Gertie w swoim prześcieradle. Miała jego
nadajnik, złożoną parasolkę i inne elementy zamknięte w tekturowym pudle. Spojrzał na te rzeczy i
zastanowił się, czy rzeczywiście chce ich użyć. Czy nie byłby szczęśliwszy w schowku, blisko
Mary do końca swoich dni?
- Okay, E.T., wskakuj.
Pomogli mu wsiąść do koszyka na rowerze, umocowali jego komunikator do siatki na
tylnym kole i pomknęli z podjazdu na ulicę.
Siedział w koszu z nogami zgiętymi i przyglądał się paradzie dzieci spacerujących ulicą:
księżniczki, koty, klowny, piraci, diabły, małpy, wampiry, Frankensteinowie. Ziemia to naprawdę
zadziwiajÄ…ce miejsce. - Trzymaj siÄ™, E.T.
Elliott czuł ciężar istoty pozaziemskiej w koszyku - małego, lecz o wielkim znaczeniu
stworu, zagubionego na Ziemi. Dziś wieczorem wykonywał misję, jakiej nigdy przedtem nie
spełniał.
Gdy tak trzymał w rękach kierownicę i naciskał na pedały wioząc E.T., zrozumiał, że nie
jest już głupkiem. Opuściła go jego głupota, pochłonęły ją cienie nocy. Wiedział, że wybrano go do
tej roboty, chociaż jest krótkowidzem, bałaganiarzem i często wpada w zły humor. Koła się kręciły,
a on czuł się szczęśliwy, wolny i czuł dotknięcie ręki kosmosu. Spojrzał na Michaela. Michael też
się uśmiechał, a klamerki ortodoncyjne błyszczały mu na zębach. Spojrzał na Gertie. Pomachała
mu ręką. Cały czas chichotała, patrząc, jak E.T. siedzi skulony w koszyku, z którego wystają jego
futrzane bambosze.
Musimy go odesłać tam, skąd przybył, pomyślał Elliott, patrząc na gwiazdy Drogi
Mlecznej.
Zwieciły poprzez druty telefoniczne i zanieczyszczone powietrze i jakby cicho śpiewały.
Odbijały dziwne światło. Smugi zimnego promienia padały w dół, dotykały go, wirowały i
uciekały.
- To najbardziej nieprawdopodobny kostium, jaki kiedykolwiek widziałem - powiedział
mężczyzna w hallu. Jego żonie, stojącej obok, oczy stanęły w słup, a ich dzieci przerażone zerkały
zza swych rodziców na E.T.
E.T. zdjął prześcieradło. W kowbojskim kapeluszu i bamboszach, z niezwykłymi oczami,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]