Odnośniki
- Index
- Haas Derek Srebrny NiedĹşwiedĹş 01 Srebrny NiedĹşwiedĹş
- Dragonlance Anthologies 01 The Dragons Of Krynn
- Greg Bear Darwin 01 Darwin's Radio
- Bova, Ben Orion 01 Orion Phoenix
- Anthony, Piers Titanen 01 Das Erbe der Titanen
- Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)
- Desiree Holt [Phoenix Agency 01] Jungle Inferno [EC Breathless] (pdf)
- Harlequin na zyczenie 39 Sposob na klopoty 01 Summers Cara Szczescie i brylanty
- Anna Leigh Keaton [Serve & Protect 01] Five Alarm Neighbor (pdf)
- GR792. Hingle Metsy Klub bogatych kobiet 01 Niezapomniany bal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oprawione w kość słoniową, które zostawiła tu Henry Ann, zniknęło, podobnie jak sznur
długich szklanych korali, który wisiał na kołku przy lustrze toaletki.
Henry Ann wróciła do kuchni. Nie bardzo wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy martwić
zniknięciem Isabel. Brakowało jej spokoju, jaki panował tu przed pojawieniem się
przyrodniej siostry, ale niepokoiła ją myśl, że prawdopodobnie dziewczyna odeszła do
Perrych.
Dołożywszy do ognia i sprawdziwszy w popielniku, czy może bezpiecznie wyjść z domu,
założyła swój stary słomkowy kapelusz i wyszła do ogrodu.
Isabel szła zakurzoną drogą niosąc walizkę. Wyszła z domu na palcach, kiedy upewniła
się, że Henry- Ann jeszcze śpi.
Johnny usłyszałby pierdnięcie kury i ma sokoli wzrok. Zaśmiała się do siebie. Ale gdyby
nawet usłyszał, że wychodzi, nic by go to nie obeszło. Powiedział jej to wczoraj
wieczorem - powiedział, że nic nie jest warta, jak ich matka.
Biedny czerwonodupy ciemniak! Uwierzył we wszystko, co mówiła Panna Sztywniaczka,
zamiast pójść pogadać z prawnikiem. Oni też nazywali się Henry, może nie? A niech mu
tam! Może sobie nawet usiąść na gorącej patelni, nic jej to nie obchodzi. Pete obiecał, że
jej pomoże. Powiedział, że rodzina Perrych chętnie ją przyjmie do czasu aż dostanie, co
jej się prawnie należy, nawet jeśli nie jest dzieciakiem Eda.
Miała przy sobie wszystko, co chciało jej się zabrać od panny Sztywniaczki Henry i
czerwonodupego Johnny'ego. Postawiła walizkę na ziemi i siadła na niej, żeby odpocząć.
Była za ładna, żeby rujnować swoją urodę pracą przy bawełnie. Pete jej tak powiedział.
Pozwoliła mu się dotknąć między nogami tej nocy, kiedy wyślizgnęła się z domu. Potem
przestał, jak kazała mu przestać, chociaż wcale nie chciał. Wściekły był jak osa.
Zachichotała. Dobrze było mieć coś, czego chciał taki przystojniak jak Pete. Zrozumiała
51
teraz ciut z tego, jak ważna musiała się czuć jej mama, kiedy jakiś mężczyzna uganiał
siÄ™ za niÄ….
Godzinę po opuszczeniu farmy i po kilku postojach Isabel dotarła wreszcie do
skrzyżowania dróg, o którym mówił jej Pete. Przecinały się tu trasa furmanek i bita droga.
Nikt oprócz Perrych nie mieszka na końcu trasy furmanek - powiedział. A tych Perrych
jest tylu, że mogliby założyć własne miasto i nazwać je Perrysburgiem.
Idąc po trakcie furmanek wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby poślubiła Pete'a.
Wygraliby maraton tańca i przenieśli się do miasta. Pete był zbyt sprytny i zbyt
przystojny, żeby spędzić resztę życia w takiej pipidówie.
W swoich najlepszych latach jej mama natychmiast by go przygadała, nawet gdyby był
jej krewnym. Może zresztą okazałoby się, że zbyt bliskim krewnym jest dla mamy. Ale na
pewno nie dla niej.
Wzdłuż drogi rosły zarośla i dęby. Spiesząc się, omijała od czasu do czasu końskie łajna.
Na drodze przed nią prześlizgnął się zielony wąż. Omal nie krzyknęła z przerażenia.
Zastygła bez ruchu, czekając aż zniknie w krzakach po drugiej stronie drogi. Odczekała,
czy aby nie pojawi się znowu. Po dłuższej chwili przebiegła dobre dwadzieścia metrów, a
potem zatrzymała się, by złapać oddech.
W końcu dotarła do polany i zobaczyła przed sobą dom. Z komina unosił się dym. Nie
pomalowany dom stał na podwyższeniach. Pod skośnym dachem była weranda z parą
otwartych drzwi. Po podwórzu szwendało się trochę rudych kur, szukających jakiegoś
pożywienia.
Nagle wielki czarny pies wybiegł spod domu, zaszczekał wściekle i ruszył w jej kierunku.
Isabel pisnęła i objęła walizkę, aby się nią obronić. Nie przestawała piszczeć, kiedy pies
zbliżał się do niej. Nagle od strony domu doleciał ostry gwizd i pies ślizgając się na
tylnich łapach zahamował.
- Ucisz tę kocią muzykę! - usłyszała chrapliwy głos zza pleców.
Okręciła się na pięcie i zobaczyła, jak z lasu wychodzi bardzo gruby mężczyzna z gęstą
czarną brodą. Jego ogrodniczki zapięte były tylko na jednym ramieniu, a koszula,
najwyrazniej stanowiąca górną część jego kalesonów, była poplamiona i przepocona. W
dłoniach trzymał strzelbę. Pies, machając ogonem, podbiegł do mężczyzny. Ten nachylił
się i podrapał go po łbie.
Czego tu szukasz? - jego głos był nieprzyjemny. Isabel bała się go nie mniej niż jego
kudłatego psa.
Przyszłam tu... spotkać się... z Petem.
Z Petem? Jezu! Jego kobiety robią się coraz młodsze. Założę się, że jeszcze nie
przestałaś srać na żółto. Co, Pete cię bzyknął?
Nie! Jestem... Isabel Henry. Tego... córka Dorene.
Założę się, że nie, bo pewnie jeszcze nie próbował. Ha, ha, haa. - Kiedy się śmiał, jego
brzuch podrygiwał w górę i w dół. - Jesteś tak soczysta jak przejrzała brzoskwinka.
Isabel uznała, że znaczy to, iż jest ładna. Wyprężyła się i postawiła walizkę na ziemi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]