Odnośniki
- Index
- Chmury i łzy James Ngugi (Ngugi wa Thiong'o)
- James White SG 10 The Final Diagnosis
- James Doohan Flight Engineer Volume 1 The Rising
- James Axler Deathlands 016 Moon Fate
- James Axler Deathlands 009 Red Equinox
- James Axler Outlander 02 Destiny Run
- James Axler Deathlands 048 Dark Reckoning
- James_Arlene_Samotny_ojciec_DzieciSzczescia6
- James Fenimore Cooper Ned Myers
- Blaylock James P. Maszyna lorda Kelvina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drukiem nagłówki. Miłość za sto milionów dolarów , Młodość i starość , Piękno i
pracowitość , Dwie wielkie fortuny połączone w jedno . Alan uchwycił sens tego artykułu i
spojrzał na Mary.
- Wyrwałam to z gazety w Cordowie - powiedziała. - Artykuł ten nie ma \adnego odniesienia
w stosunku do mnie. Dziewczyna mieszka w Teksasie. Czy nie widzi pan nic w jej oczach? Gdy
zobaczyłam tą twarz wydało mi się, ze w jej oczach dostrzegam ból, rozpacz i bezsilność, \e
mę\nie próbuje ukryć swoje uczucia przed światem. Ma pan przykład - jeden z tysięcy - \e takie
niewiarygodne rzeczy zdarzajÄ… siÄ™.
Alanowi powróciła zimna krew. Usiadł, pochylił głowę i wziął w swoje ręce małą dłoń Mary
Standish. Zaczął gładzić ją swymi silnymi rękoma, patrząc na nią nieobecnym spojrzeniem. Przez
pewien czas nic, oprócz tykania zegara Keok, nie zakłócało ciszy. Potem puścił jej rękę, która opa-
dła bezwładnie na kolana dziewczyny. Mary Standish uwa\nie przyglądała się siwiznie widocznej
w jego włosach. Błysk, którego Alan nie dostrzegł, zapalił się w jej oczach; wargi zadr\ały, głowa
leciutko pochyliła się w jego stronę.
- Bardzo \ałuję, \e nie wiedziałem o tym wcześniej, - powiedział. - Teraz dopiero rozumiem
co pani czuła tam, w zagajniku.
- Nie! Pan nie rozumie. Pan nic nie rozumie! - krzyknęła Mary Standish.
Wydawało się, \e \ycie wróciło do niej, jakby jego słowa dotknęły jakiejś delikatnej struny w
jej duszy i zdjęły nało\one okowy. Alan zdumiał się jak szybko jej twarz nabrała \ycia.
- Pan nie rozumie, lecz ja to panu wytłumaczę. Prędzej umrę, ni\ pozwolę panu odejść z
myślami, które kłębią się teraz w pańskiej głowie. Będzie pan mną pogardzał. Wolę jednak, by
nienawidził mnie pan za prawdę, a nie z powodu okropności, w którą będzie pan wierzył, gdy będę
milczeć.
Próbowała się uśmiechnąć, lecz zamiast uśmiechu wyszedł \ałosny grymas.
- Wie pan, kobiety w rodzaju Belindy Mulrooney były dobre niegdyś, lecz nie dzisiaj. Je\eli
kobieta popełni błąd i dzielnie stara się ów błąd naprawić, jak by to zapewne zrobiła Belinda...
Urwała w pół zdania, rozpaczliwie rozkładając ręce.
- Zrobiłam znów wielkie głupstwo - ciągnęła po chwili wahania. - Teraz dopiero widzę
dokładnie, jak nale\ało postąpić. Powie pan zapewne, gdy usłyszy moją historię, \e jeszcze nie jest
za pózno. Ale... pan ma zupełnie kamienną twarz?...
- To dlatego, \e pani dramat jest moim dramatem - odparł Alan.
Odwróciła od niego oczy. Rumieniec na jej policzkach gęstniał. Był to jaskrawy, gorączkowy
szkarłat.
- Urodziłam się bogata, bardzo, zanadto bogata - mówiła niskim, równym głosem, jak dla
uszu spowiednika. - Matki ani ojca nie pamiętam. Mieszkałam zawsze z dziaduniem i z wujem
Piotrem. Do trzynastego roku \ycia miałam wuja Piotra, brata dziadunia. Uwielbiałam go. Był ka-
leką. Ju\ jako młody człowiek został przykuty do fotela na kółkach, a miał siedemdziesiąt pięć lat,
gdy umarł. Ten fotel i jazdy w nim we dwoje po naszym wielkim domu stanowiły dla mnie,
dziecka, największą radość. Wuj Piotr zastępował mi ojca, matkę, był całą słodyczą \ycia. Pamię-
tam, jak rozwa\ałam nieraz, \e jeśli Bóg jest tak dobry jak wujek Piotr, to jest to naprawdę dobry
Bóg. On właśnie opowiadał mi dawne dzieje i legendy związane z rodziną Standish. A był zawsze
wesoły, zawsze wypatrujący wszędzie słońca, jakkolwiek od sześćdziesięciu lat blisko nie mógł
stać o własnych siłach. Umarł w przeddzień moich urodzin, gdy kończyłam trzynaście lat. Zdaje mi
się, \e był dla mnie tym mniej więcej, czym dla pana ojciec...
Skinął głową twierdząco. Twarz mu zmiękła. Na krótko zapomniał o istnieniu Johna
Grahama.
- Zostałam sama jedna z dziaduniem - ciągnęła Mary. - Nie kochał mnie tak gorąco, jak wuj
Piotr i zdaje mi się, \e ja nie kochałam go równie\. Ale byłam z niego dumna. Miałam wra\enie, \e
cały świat boi się go tak, jak ja. Kiedy dorosłam, dowiedziałam się, \e istotnie niejedni się go boją:
bankierzy, wielcy finansiści. Dziadek szedł ręka w rękę z rodziną Grahamów, a \e dziadek był
stary - w dniu śmierci wuja Piotra miał sześćdziesiąt osiem lat zatem faktycznie John Graham stał
na czele obu fortun. Pamiętam, jak wuj Piotr po dziecinnemu tłumaczył mi nieraz wielkość naszego
bogactwa. Mówił, \e gdyby ka\dy mieszkaniec Stanów: mę\czyzna, kobieta i dziecko, dał po dwa
dolary - uczyniłoby to tyle mniej więcej, ile posiadamy my i Grahamowie, przy czym do nas nale-
\ało trzy czwarte całości. Pamiętam, \e gdy pytałam czasami, co się robi z taką masą pieniędzy,
twarz wuja Piotra przybierała odcień cierpienia. Nie umiał mi tego wyjaśnić. I ja sama nie rozumia-
łam. Nie wiedziałam, co to za władza i \e się jej u\ywa na przykład... dla wygłodzenia ludności
Alaski. Och, naprawdę sądzę, \e tego nawet wuj Piotr nie podejrzewał.
Uparcie patrzyła na Alana, a w jej siwych oczach płonęło niepokojące światło.
- Podobno zanim jeszcze wuj Piotr umarł, stałam się jednym z głównych ogniw w łańcuchu
ich planów. Lecz skąd\e mogłam wiedzieć, \e John Graham myśli o trzynastoletniej dziewczynce.
Skąd mogłam odgadnąć, \e mój dziadek, taki prawy na pozór, gotów jest mnie tamtemu oddać,
byle tylko mocniej ugruntować swoją finansową potęgę. Był jeszcze trzeci wspólnik, adwokat
Sharpleigh. Sprawiał wra\enie człowieka dobrego, a twarz miał słodką jak wuj Piotr, tote\ kocha-
łam go i miałam do niego zaufanie, ani podejrzewając, \e pod tą białą czupryną kryje się mózg
bardziej jeszcze podstępny i bezlitosny ni\ mózg Johna Grahama nawet. Sharpleigh miał na mnie
wpływać odpowiednio i ręczę panu, dobrze wykonywał swe zadanie.
Umilkła na chwilę, nerwowo związując i rozwiązując na kolanach maleńką chusteczkę. W
ogromnej ciszy zegar Keok tykał dziwnie prędko i głośno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]