Odnośniki
- Index
- Chmury i łzy James Ngugi (Ngugi wa Thiong'o)
- James White SG 10 The Final Diagnosis
- James Doohan Flight Engineer Volume 1 The Rising
- James Axler Deathlands 016 Moon Fate
- James Axler Deathlands 009 Red Equinox
- James Axler Outlander 02 Destiny Run
- James Axler Deathlands 048 Dark Reckoning
- James_Arlene_Samotny_ojciec_DzieciSzczescia6
- James Fenimore Cooper Ned Myers
- Blaylock James P. Maszyna lorda Kelvina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- russ.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przystojna ciemnowłosa kobieta ukazała się w progu stacyjnego budynku. Billinger podbiegł do
niej.
Do widzenia, kochana! krzyknÄ…Å‚, tulÄ…c jÄ… do szerokiej piersi. Pilnuj depesz!
Steele był już przy koniach. Zawiadowca pośpieszył ku niemu.
To nie był napad rabunkowy! wyjaśniał, gramoląc się na siodło. Ekspres wiózł
dwieście tysięcy w banknotach ciągnął dalej, podczas gdy kłusowali już obok siebie. Wszystko
znikło! Rankiem odnalazłem ich trop, biegnący na północ. Najwidoczniej śpieszą ku tak zwanej
Zakazanej Ziemi, o dwadzieścia mil stąd, za rzeką Kojota. Nie ma czasu do stracenia! Prawda?
Prawda lakonicznie bÄ…knÄ…Å‚ Filip. Ilu ich jest?
Czterech, może więcej!
Billinger poderwał swego konia w cwał, a Steele, rozmyślnie hamując wierzchowca, pozostał
nieco w tyle. Obserwował towarzysza. Naczelnym wskazaniem policji, jeśli chodzi o służbę, była
baczna podejrzliwość względem wszystkich obcych. Anglik jechał bez kapelusza. Jasne włosy miał
krótko ucięte, a straszliwe wąsiska wyglądały z obu stron twarzy niby giętkie rogi. Koszula wisiała
na nim w strzępach. Na lewym ramieniu, poprzez wielką dziurę, przezierała szkarłatna oparzelizna.
Filip wiedział, że są to ślady ratowania nieszczęsnych pasażerów. Spojrzał niżej. U boku Billingera
kolebał się potężny rewolwer; w łęku lśniła lufa krótkiego karabinu. Mocno siedział w siodle, a
rozpiętość ramion dowodziła znacznej siły. Steele uśmiechnął się. Był pewien, że Anglik nie dla
parady wozi ze sobą śmiercionośny arsenał.
Cmoknął na konia i zrównał się z jadącym przodem. Wspinali się właśnie na szczyt małej
wyniosłości. U wierzchołka zawiadowca stanął i wskazał ręką wgłębienie gruntu, odległe o ćwierć
mili.
Sądzę, że nie warto zjeżdżać w dół rzekł. To będzie znaczna strata czasu, a rezultat
minimalny. Widzi pan ten długi, ciemny kształt w wodzie, niby olbrzymi pień? To szczyt wagonu
pierwszej klasy. Spadł do rzeki na sam środek, kołami do góry. Konduktor, który ocalał, twierdzi, że
było w nim ze dwudziestu podróżnych. Z brzegu widzieliśmy, jak wóz tonie i nie mogliśmy pomóc, a
oni tam ginęli jak w klatce. Drugi wagon spłonął całkowicie, a ten stos żelastwa, to resztki pullmana
i wozu bagażowego. Wzdłuż szyn leży już dwadzieścia siedem trupów i sporo rannych. O Boże,
Boże, słyszy pan?
Wzdrygnął się, a Steele'a też przebiegł dreszcz. Z dali dolatywał ku nim okropny, wielogłosy jęk.
Zjeżdżać tam w dół to tylko strata czasu rzekł znów zawiadowca.
Tak przyświadczył Filip.
Płonął cały gorączką czynu. Z ponurego obrazu katastrofy przeniósł oczy na twarz Billingera. W
rysach Anglika dostrzegł to samo skupienie; w zrenicach jednaką pasję. Wyciągnął ku niemu rękę.
Dostaniemy ich! zawołał. Klnę się Bogiem, Billinger, złapiemy tych łotrów!
Anglik odpowiedział potężnym uściskiem dłoni. Spod osmolonych wąsów błysnęły zęby w
złowieszczym uśmiechu. Poprowadził konia wzdłuż garbu wzgórza, wiodąc go znów cwałem. Po
upływie pięciu minut zjechali na równą prerię. U stóp wyniosłości Billinger wstrzymał wierzchowca
i wskazał świeże odciski podków na miękkiej glebie. Filip zeskoczył z siodła i zbadał je dokładnie.
Jest ich pięciu! zawyrokował krótko. Wszyscy jechali w tym miejscu wyciągniętam
cwałem, z wyjątkiem jednego!
Podniósł oczy na zawiadowcę. Anglik przez łęk siodła gapił się na coś leżącego niemal pod
kopytami jego konia.
Co to takiego? spytał. Chustka?
Filip podniósł wskazany przedmiot: kwadrat cieniutkiego batystu, zbrukany błotem i zmięty.
Rozpostarł go między palcami obu rąk.
Tak! Kobieca chusteczka! Co za licho?
Urwał, gdyż, patrząc w twarz Billingera, zdziwił się jej nagłej zmianie. Anglik wyciągnął dłoń po
chustkę. Szczęki miał silnie zacięte, a ręka drżała mu jak liść.
Kobieta członkiem szajki! zachichotał wymuszenie, podczas gdy Steele wskakiwał na
siodło.
Ruszyli cwałem, lecz Billinger wciąż trzymał chustkę w palcach i przyglądał się jej badawczo.
Po chwili wręczył ją Filipowi, jadącemu tuż obok.
Zeszłej nocy stało się coś, czego nie mogę zrozumieć! zaczął, patrząc wprost przed siebie.
Nie mówiłem o tym żonie. Nie wspomniałem w ogóle nikomu. Lecz sądzę, że pan powinien
wiedzieć. Jakby tam nie było, to historia wielce ciekawa i działająca na nerwy.
Otarł spoconą twarz jakąś wybrudzoną szmatą, dobytą z głębi kieszeni.
Pracowaliśmy, jak szaleni, byle tylko wyciągnąć rannych, pozostawiając na razie trupy
własnemu losowi. Wlazłem właśnie pod szczątki pullmana. Byłem pewien, że słyszę krzyk, więc
pełzałem naprzód, świecąc sobie kieszonkową latarką. W pewnym miejscu żelazne pręty i odłamki
drzewa wysadziły się ku górze, tworząc coś w rodzaju jaskini, wysokiej na cztery do pięciu stóp.
Sunąłem na czworakach, z gołym łbem, a latarka dawała jaskrawe światło. Na razie jednak nie
dostrzegałem nic. Zamarłem, słuchając, czy krzyk się nie powtórzy, wtem czuję, że coś mnie muska
po głowie. Patrzę do góry i... o Boże!
Billinger znów otarł twarz, a w miejscach, gdzie pot silniej wystąpił, brudna szmata
pozostawiała ciemne smugi.
Wkręcona w chaos wygiętych sztab wisiała kobieta ciągnął dalej. Nigdy jeszcze nie
widziałem tak pięknej istoty. Ręce opadły jej w dół; twarz miała zwróconą ku mnie profilem i cała
niemal tonęła w powodzi złotych włosów. Powieki miała zamknięte, ale przysiągłbym, że żyje.
Zdawało mi się nawet, że zaraz przemówi tymi małymi usteczkami. Jej twarz była rumiana. Ale to
chyba łudził odblask włosów, czy może promień latarki, bo gdy odezwałem się, a potem dotknąłem
jej ręką, milczała i była zupełnie zimna.
Billinger wzdrygnął się i zmusił konia do szybszego cwału.
Wylazłem stamtąd i pomagałem przenosić rannych. Coś w dwie godziny pózniej wróciłem na
poprzednie miejsce, chcąc zabrać jej ciało. Ale już jej nie było. Znikła! Na razie myślałem, że ktoś
inny ją wyciągnął, lecz próżno szukałem wśród zabitych i rannych kobiet. Przy dziennym świetle na
nowo podjąłem poszukiwania, z jednakim rezultatem. Ani śladu i nikt jej nie widział. Jakby się w
powietrzu rozwiała; a przecież, z wyjątkiem stacyjnego budynku, najbliższa chata jest oddalona o
dziesięć mil! Co pan o tym sądzi?
Steele wysłuchał opowieści z wielką uwagą, milcząc.
Może pan nie wrócił na właściwe miejsce? rzekł teraz. Może leży tam jeszcze?
Anglik roześmiał się nerwowo.
Co do tego, nie może być żadnej wątpliwości zaprzeczył bez wahania. Kobieta nie
kładła się spać tej nocy i miała na sobie suknię. Gdy wróciłem, wśród szczątków znalazłem strzępy
materiału. Ponadto ciężkie pasmo włosów zahaczyło o jakiś pręt i ktoś je odciął. Ktoś tam był w
czasie mojej nieobecności i zabrał ciało! Chociaż, doprawdy, myślę, że popełniłem omyłkę i... że ona
żyła! Ostatecznie, nic nie dowodzi niezbicie, że poniosła śmierć!
Kto wie, może... zaczął Filip, oglądając ponownie chusteczkę.
Urwał w pół zdania. Lecz Billinger łatwo domyślił się reszty. Skinął głową.
Ja również tak sądzę rzekł. Zresztą, po co by im był potrzebny... trup?!
Więc żyła! dokończył Steele. Któryś z tych zbrodniarzy, poszukując kosztowności a
wobec rozgardiaszu mógł działać bezkarnie znalazł ją i zabrał równiedezw jako łup!
Billinger wsunął rękę za pazuchę i dobył mały zwitek papieru.
Sam nie wiem, po co bąknął zabrałem pasmo jej włosów! Spójrzcie tylko!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]