Odnośniki
- Index
- Harlan Ellison Love ain,t nothing
- Nightmare Tales
- Dom Nocy 3 Wybrana P. C. Cast, Kristin Cast
- technik.elektryk_311[08]_o3.01_u
- Carney Stephanie Milosc powroci jutro
- Laurie King Mary Russel 06 Justice Hall (v1.0) [lit]
- Boris_Vian_ _pociag_do_opowiastek
- Courths Mahler Jadwiga Pomóśźcie Monice (Mona)
- Diana Palmer Osaczony
- sc353 9 45
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic się nie stało - powtórzył Jimmy Blaine. - Pewnie tak sobie myśleli. Zacny
stary Jimmy. Nie zrobimy mu krzywdy. Sprawa nie znajdzie siÄ™ w jego aktach. Nikt
nie będzie wiedział. Do licha, niektórzy chłopcy będą go nawet podziwiać za tę
strzelaninę. Powiedzą, że uratował życie partnerowi. Zacny stary Jimmy jeszcze
wyjdzie na bohatera. Tylko nie pomyśleli o jednym.
Myron już chciał zapytać, ale wyczuł, że zaraz usłyszy wyjaśnienie.
- Widziałem tego chłopca nieżywego - ciągnął Blaine. - Zobaczyłem Curtisa
Yellera leżącego w kałuży krwi. Widziałem, jak matka trzymała go w ramionach i
płakała. Szesnastoletni chłopiec. Gdyby był ulicznikiem, narkomanem albo... -
Urwał. - Jednak on nie był przestępcą. Nie ten dzieciak. Był porządnym
człowiekiem. Pózniej dowiedziałem się, że nawet nie tknął syna senatora. To ten
drugi, ten łobuz Swade, pchnął Crossa nożem.
Dwie kaczki przez chwilę pluskały się w wodzie jak szalone, a potem przestały.
Blaine odłożył strugany kawałek drewna, lecz po namyśle znów wziął go do ręki.
- Wiele razy odtwarzałem w myślach tamtą noc. Wie pan, było ciemno. Prawie
nigdzie nie paliły się światła. Może ten Yeller wcale nie chciał strzelić. Może
trzymał w ręku coś innego, a nie broń. A może to wszystko nie miało żadnego
znaczenia. Może zasadnie go zastrzeliłem, ale kawałki tej łamigłówki jakoś do
siebie nie pasowały. Wciąż słyszałem krzyki jego matki. Widziałem, jak tuli do
piersi zakrwawioną twarz martwego chłopca. I wciąż o tym myślałem, wie pan, a
takie rozmyślania to niedobra rzecz dla gliniarza. Cztery lata pózniej, kiedy
znów jakiś chłopiec wycelował we mnie broń, pomyślałem o tej płaczącej matce. I
zawahałem się. Trochę za długo.
Wskazał na swoje nogi.
- I oto skutek. - Zmienił narzędzia i strugał dalej. - Pewnie, nic się nie
stało.
Zapadła cisza. Teraz Myron zrozumiał, dlaczego Jake nie chciał podać mu adresu
Jimmy'ego Blaine'a. Ten dosyć już wycierpiał. Jeżeli naprawdę bezzasadnie
zastrzelił Curtisa Yellera, zapłacił za to straszliwą cenę. Rzecz w tym, że
Jimmy Blaine niczego złego nie zrobił. Nie zabił Curtisa Yellera - słusznie czy
nie. Tak więc Jimmy Blaine był kolejną ofiarą tamtej nocy. Po długiej chwili
Myron spróbował jeszcze raz.
- Czy pan wie, kto zabił Curtisa Yellera?
- Nie, nie mam pojęcia.
- Jednak domyśla się pan.
- Może.
- Zechciałby mi pan powiedzieć?
Blaine popatrzył na Freda, jakby szukał u niego odpowiedzi! Pies nadal leżał w
pozie niedzwiedziej skóry przed kominkiem.
- Henry, mój partner, przyjął wezwanie trochę po północy. Dwaj podejrzani
ukradli samochód z podjazdu trzy przecznice od klubu tenisowego "Old Oaks".
Ciemnoniebieskiego cadillaca seville'a. Dwadzieścia minut pózniej zauważyliśmy
pojazd odpowiadający podanemu opisowi, nadjeżdżający Roosevelt Expressway. Kiedy
się zbliżyliśmy, podejrzany samochód przyśpieszył. Rozpoczęliśmy pościg.
Jego głos uległ wyraznej przemianie. Znowu był policjantem i mówił, jakby czytał
z notesu, z którego w przeszłości korzystał aż nazbyt chętnie.
- Wjechaliśmy z Henrym w ślepą uliczkę niedaleko Hunting Park Avenue i
Broadwayu. Stamtąd kontynuowaliśmy, pościg pieszo. W tym momencie nie
dysponowaliśmy rysopisem obu podejrzanych ani ich adresami. Mieliśmy tylko ich
samochód. Goniliśmy ich przez kilka przecznic. Gdy minęliśmy kolejny narożnik,
ten, który kierował samochodem, wyjął rewolwer. Mój partner kazał mu nie ruszać
się i rzucić broń. Yeller w odpowiedzi wycelował w Henry'ego. Wtedy oddałem dwa
strzały. Chłopiec zatoczył się lub upadł, znikając za narożnikiem. Zanim
dobiegliśmy z Henrym do tego narożnika, po obu podejrzanych nie było już ani
śladu. Pomyśleliśmy, że ukryli się gdzieś w pobliżu, i wezwaliśmy posiłki.
Staraliśmy się jak najlepiej zabezpieczyć teren. Jednak pierwsi nie zjawili się
policjanci, tylko faceci z tak zwanych tajnych służb.
- Ludzie senatora Crossa?
Blaine skinął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]