Odnośniki
- Index
- Chmury i łzy James Ngugi (Ngugi wa Thiong'o)
- James White SG 10 The Final Diagnosis
- James Doohan Flight Engineer Volume 1 The Rising
- James Axler Deathlands 016 Moon Fate
- James Axler Deathlands 009 Red Equinox
- James Axler Outlander 02 Destiny Run
- James Axler Deathlands 048 Dark Reckoning
- James_Arlene_Samotny_ojciec_DzieciSzczescia6
- James Fenimore Cooper Ned Myers
- Blaylock James P. Maszyna lorda Kelvina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i zapytali, dlaczego tego kogoś nie wypuścił. Uderzenia były
ciężkie i donośne, lecz jakby przytłumione - nie był to żaden
ostry przedmiot. A żaden człowiek nie mógłby tak wygiąć
twardych, dębowych drzwi. Jemu samemu, osobie twardo
stąpającej po ziemi, trudno było zrozumieć, co się właściwie
działo. A jeżeli nie mógł tego wyjaśnić sam sobie, to jak miał
wytłumaczyć to policji? Ktokolwiek jednak, czy cokolwiek to
było, znajdowało się teraz wewnątrz Domu Bożego, domu, nad
którym sprawował opiekę jako duchowny. Przekręcił klucz.
Pastor odczekał chwilę, zanim pchnął drzwi. Znajdował się
w krótkim, ciemnym korytarzyku, oddzielonym od samego
kościoła dwoma parami drzwi. Korytarz był pusty.
Rozsunął szeroko podwójne drzwi, aby wpuścić jak najwięcej
światła, i ostrożnie wkroczył do środka. Przez parę sekund
nasłuchiwał, zanim podszedł do jednych z dwojga mniejszych
drzwi prowadzących bezpośrednio do nawy kościoła. Rozwarł
je i zajrzał do środka.
Promienie słoneczne przesączały się przez wysokie witrażowe
okna jasnymi strugami, których granice wyraznie określały
tańczące w powietrzu drobinki kurzu, lecz wiele fragmentów
wnętrza pogrążonych było w głębokim cieniu. Drzwi zamknęły
siÄ™ za nim, tworzÄ…c kolejny obszar nieprzeniknionej czerni za
jego plecami. Ogarnął spojrzeniem całą przestrzeń, od ściany do
ściany, wszystko jednak zdawało się być w jak najlepszym
porządku. Skierował się w stronę ołtarza. Odgłos jego kroków
dzwięczał pustym echem w wielkim, zimnym budynku. Prze-
szedł zaledwie parę metrów, kiedy dostrzegł przed sobą czarną
sylwetkę, klęczącą w jednej z przednich ławek, blisko ołtarza.
Ledwie ją było widać, promień światła bowiem padał akurat
pomiędzy nim a postacią, zamazując jej kształty w unoszącym
się pyle. Zdawało mu się, że odziana była w płaszcz lub ciężkie
palto, ale z tej odległości trudno to było stwierdzić na pewno.
Bez słowa ruszył w jej stronę, spodziewając się, że na odgłos jego
kroków postać odwróci się. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Podszedł bliżej, lecz wciąż jeszcze niewiele widział poprzez
jasny strumień światła. Nie był już nawet pewien, czy to w ogóle
postać. Była zbyt ciemna. Przeciął plamę światła padającego
z wysokich okien. Po jaskrawym blasku musiał teraz zamrugać
oczami, aby przyzwyczaić je do nagłego mroku. Lekko oślepio-
ny zmianą oświetlenia zatrzymał się za klęczącą sylwetką,
sięgając ręką do jej ramienia. Kiedy to robił, głowa powoli
zaczęła obracać się w jego stronę.
Pastor poczuł nagły chłód, znacznie mocniejszy od zwykłego
porannego, kościelnego zimna, chłód przenikający kości, mro-
żący krew w żyłach. Doszedł go także niski warkot, ledwie
rozpoznawalny śmiech, głowa odwróciła się i czarne, wypalone
otwory, które powinny być oczami, napotkały jego spojrzenie.
Miłosiernie opuściła go wszelka świadomość. Zemdlał i upadł
na twardÄ…, kamiennÄ… posadzkÄ™.
Rozdział 7
Keller skierował samochód w głąb zacisznej alejki
podjazdowej. Trzask miażdżonego oponami żwiru zaanonso-
wał jego przybycie. W schowku na rękawiczki ukrył kompletną
listę pasażerów fatalnego lotu 747. Otrzymał ją od młodego
oficera łączności, który był akurat tej nocy na służbie. Początko-
wo wahał się nieco, lecz po krótkim naleganiu ze strony Kellera
(argumentował, że i tak łatwo ją będzie otrzymać w redakcji
którejś z gazet) poddał się i dorzucił jeszcze trochę informacji
0 pasażerach. A to było właśnie to, na co pilot w sekrecie liczył.
Keller miał zamiar przestudiować w skupieniu całą listę póz-
niej - nie był dokładnie pewien, czego szuka, ale od czegoś
trzeba było zacząć.
W tej chwili jednak jego najważniejszym zamiarem było
spotkanie z Beth Rogan, żoną zmarłego kapitana. Zadanie to
nie zachwycało go: wracanie do przeszłości, rozdrapywanie
świeżo zabliznionych ran.
Dom leżał w Shepperton, niedaleko żeglownego jeziora.
Wiedział, że kapitan uwielbiał ten sposób spędzania wolnego
czasu. Budynek nie był ani za duży, ani za mały. Otaczała go
aura niewymuszonej i bezpretensjonalnej elegancji. Już hamując
ujrzał, jak otwierają się drzwi frontowe i staje w nich Beth
Rogan.
Ostatnio, kiedy widział ją na wspólnym pogrzebie pasażerów
1 załogi, wyglądała na bladą i w jakiś sposób załamaną.
Zauważył, że podczas długiej mszy kilka razy zerkała w jego
stronę, ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, on sam zaś był
jeszcze zbyt oszołomiony wydarzeniami, by na to zareagować.
Obecnie wyglądała równie pięknie i żywo, jak zawsze, a biel jej
bluzki i spodni stanowiła ostry kontrast z żałobnym strojem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]