Odnośniki
- Index
- Homer Iliada
- WśÂ‚odzimierz Sedlak Homo electronicus
- Guy N Smith Sabat 3 Cannibal Cult
- Lucio_Anneo_Seneca Tratados_morales
- Jeffrey Lord Blade 35 Lords of the Crimson River
- Foster, Alan Dean Spellsinger 5 The Paths of the Perambulator
- ebook History Egypt Egyptian Myth and Legend
- Kretz Jayne Ann Zapomniane marzenia
- Jennifer Estep Elemental Assassin 02 Web of Lies
- Farmer, Philip Jose World of Tiers 01 The Maker of Universes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sander - szepnęła Benedikte, otwierając oczy coraz szerzej. W tym momencie zapomniała
o wielu latach goryczy, w pamięci miała jedynie spędzone razem cudowne chwile. -
Sanderze Brink, czy to naprawdÄ™ ty?
73
ROZDZIAA VII
Sanderowi Brinkowi nie wiodło się najlepiej.
Jakieś dziesięć lat temu zbytnio pospieszył się z żeniaczką i w jego małżeństwie po
niedługim czasie coś zaczęło zgrzytać. Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że
ponieważ znalazł żonę w kręgach, gdzie piło się ponad miarę - elegancko i wytwornie, rzecz
jasna - ciągle wystawiany był na pokusy.
Jego żona, wiecznie narzekająca i pełna współczucia dla siebie, używała łez jako broni i
czyniła mu ciągłe wymówki z powodu jego wiecznego picia, jednocześnie wystawiając wino i
mocniejsze trunki dla gości, którzy przychodzili często, gdyż krąg ich znajomych był
niezwykle szeroki. Sama z problemem alkoholu radziła sobie całkiem niezle, choć zdarzało
się, że gdy wieczorem szła do łóżka, plątał jej się język i ledwie trzymała się na nogach.
Sanderowi jednak nie służyło takie życie. Każdego ranka budził się zawstydzony i
zakłopotany i świat bawił go coraz mniej.
Jego piękna żona wielokrotnie, szlochając, wykrzykiwała słowa o rozwodzie, nawet przez
chwilę nie myśląc o tym naprawdę. Kiedy bowiem Sander sam zaproponował rozstanie,
wpadła w histerię i usiłowała go przekonać, że żadna inna kobieta z nim nie wytrzyma,
żadna nie będzie w stanie tak się dla niego poświęcić.
Małżeństwo jakoś jednak trwało, głównie z przyzwyczajenia. Sander jakby przestał wierzyć,
że istnieje jakaś inna forma egzystencji. Pociechą była mu jego praca naukowa, co rano
uciekał do swego laboratorium i tam spędzał większą część dnia. Wieczorem wracał na
kolejną pijatykę, do rozhulanych, hałaśliwych gości i żony, posyłającej mu jadowite
spojrzenia i miłe na pozór słówka, w których kryła się nagana i użalanie nad sobą.
Właśnie podczas jednego z takich hucznych przyjęć w towarzystwie tak zwanych przyjaciół
Sander wypił za dużo i stracił równowagę. Przewracając się, pociągnął za sobą stolik z
kieliszkami do wina i skaleczył się w dłoń.
Rana sama w sobie nie stanowiła powodu do zmartwienia. Następnego dnia jednak nie
zachował należytej ostrożności w laboratorium i do rany najwidoczniej musiały się dostać
jakieś wyjątkowo zajadłe bakterie, nie chciała bowiem się goić.
Pewnego dnia, kiedy w urzędowej sprawie przyjechał do Lillehammer, dłoń, która dokuczała
mu już od dłuższego czasu, rankiem w hotelu niepokojąco spuchła. W ciągu dnia nabrzmiało
już całe ramię, a w stronę pachy ciągnęła się czerwona pręga. Kiedy węzły chłonne
powiększyły się i zaczęły boleć, Sander uznał, że musi zwrócić się do lekarza.
W szpitalu w Lillehammer oznajmiono, że przyszedł w ostatniej chwili. Został natychmiast
przyjęty i po pewnym czasie lekarzom udało się trochę zmniejszyć opuchliznę, rana jednak
dalej nie chciała się zagoić, każdego ranka była tak samo rozjątrzona.
74
W ostatnich dniach dało się zauważyć lekką poprawę, ale wtedy zaatakowała
wewnątrzszpitalna infekcja. Sander znalazł się więc znów w punkcie wyjścia.
%7łona odwiedziła go raz, pózniej nie było już więcej wizyt. yle się czuła w otoczeniu
szpitalnym, a poza tym tak długa podróż pociągiem była droga, uciążliwa i wyczerpująca.
Biedulka!
A teraz stała przy nim Benedikte.
Sandera zalała fala wspomnień.
Niedługo jednak przyszło mu rozpamiętywać, bo Benedikte w pąsach zerwała się z krzesła,
przepraszając, i wybiegła z pokoju.
Spotkanie z Sanderem to już było dla niej za wiele. Nastąpiło zbyt nagle, burza uczuć
przytłoczyła ją, uciekła więc do toalety w korytarzu. Zamknęła się tam i gryzła palce, nie
mogąc opanować drżenia całego ciała. Potrzebowała trochę czasu, by się pozbierać.
W pokoju chorych panowała przepojona zdumieniem cisza. Wreszcie przyszedł Christoffer.
- Myślałem, że jest tu Benedikte.
- Wyszła na chwilę - odparł wieśniak, nie bardzo wiedząc, jak ma rozumieć to, co się stało.
- Doktorze Volden, czy pan zna Benedikte? - spytał Sander Brink.
Christoffer zdumiony odwrócił się ku uczonemu.
- Oczywiście, to moja bardzo bliska krewna. A czy pan ją zna?
- Kiedyś znałem.
I znów Sander wspomniał tamte dni w Fergeoset, kiedy on i Benedikte tak bardzo się
zaprzyjaznili, i przypomniał sobie, jak ich miłosną przygodę zniszczyła zazdrość Adele.
Pamiętał rozpacz i gniew Benedikte, wywołany jego zdradą, która wcale nie była zdradą,
lecz tylko bezmyślnością. Nigdy jednak nie miał możliwości, by się jej wytłumaczyć.
Benedikte zachowała się jak rozszalała furia, pobiła ich wszystkich: jego, Adele i lensmana.
Pózniej nie chciała już mieć do czynienia z Sanderem.
Bardzo był wtedy rozgoryczony. Czy może w ramach odwetu ożenił się tak prędko? Może
tak, może nie. Jego żona była olśniewająco piękna, zachwycił się jej urodą, jak zresztą miał
w zwyczaju. Dla niego piękna kobieta oznaczała kobietę do zdobycia.
Z Benedikte było jednak inaczej. Ona nie skusiła go urodą. Ofiarowała mu co innego: bliską
więz, łagodną przyjazń, która przerodziła się w miłość. Na swój sposób i on także ją kochał.
75
Nigdy nie przeżywał miłości tak głębokiej, nie będącej jedynie powierzchownym podziwem
dla pięknego ciała.
Kiedy Benedikte odwróciła się od niego, bardzo to przeżył, choć, oczywiście, rozumiał ją. W
owym czasie był jeszcze tak bardzo niedojrzały, jego pogoń za spódniczkami, chęć podbicia
serca każdej ładnej kobiety, która tylko znalazła się w pobliżu, była bezwstydnie dziecinna.
- Czy Benedikte jest szczęśliwa? - spytał doktora Voldena.
- Chyba można tak powiedzieć. Otaczają ją ludzie, którzy ją kochają, no i ma swego małego
synka, Andre.
Sander zmarszczył brwi.
- Benedikte wyszła za mąż?
- Nie, nie jest zamężna. Ale doskonale radzi sobie z opieką nad Andre. Chłopiec jest dla
całej rodziny niczym ubóstwiany promyk słońca, a szczególną radość sprawia wszystkim
tym, że tak świetnie radzi sobie w szkole.
- W szkole? Ile lat ma właściwie chłopiec?
- Andre? Dziewięć. A dlaczego pytasz?
Sander zacisnął szczęki tak mocno, że było to widać. W ustach nagle mu zaschło, jakby
ktoś nasypał w nie piasku.
- Proszę mi powiedzieć, czy przypadkiem nie wie pan, kiedy przypadają urodziny chłopca?
- Oczywiście, że wiem. Urodził się dwudziestego ósmego kwietnia tysiąc osiemset
dziewięćdziesiątego drugiego roku. Masz zamiar wysłać mu podarunek? - uśmiechnął się
Christoffer.
Sander nie odpowiedział, a to dlatego, że rachował w myślach. W tejże chwili wróciła
Benedikte, już bardziej opanowana.
Uniósł się na łokciu i zawołał do niej:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]