Odnośniki
- Index
- Faye Kellerman [Decker & Lazarus 01] The Ritual Bath (pdf)
- Barrie, James Matthew Peter Pan
- Charlesdaly 1874 Sharps
- Sprunk Jon Syn cienia
- Being There Jerzy Kosinski
- Angelia Sparrow & Naomi Brooks [A] Into Dark Waters
- Courtney Brown Kosmiczna Podroz
- M340. Marinelli Carol Wyznanie doktora
- Balcerzan Edward Któśź by nas takich pić™knych
- Rice_Patricia_ _Klejnot
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. Chyba jeszcze dzisiaj. Zrobiłem tu wszystko, co mogłem, pozostało tylko... no, wiesz...
- Nie chciałabym przegapić tej ostatniej części. Nawet nie wiesz, jak długo na nią czekałam.
- Jeśli uda mi się stąd szybko wyjechać, powinienem być w domu niezbyt pózno - rzekł. - Zjadłem już lunch,
zatem mogę się poczuć zmęczony podróżą i zatrzymać na krótko gdzieś koło U tiki, ale i tak przed
wieczorem powinienem być w domu.
- Zatem mam jeszcze czas, żeby zrobić dla ciebie placek marchewkowy - odparła pospiesznie. - Zaraz się
do niego zabiorÄ™.
- Doskonale.
- Tylko jedz bezpiecznie. Wolałabym, żebyś nie zasnął za kierownicą. Nigdy nie miałeś takiego drygu
doprowadzenia samochodów, jak twój ojciec.
- Jak on siÄ™ czuje?
- Myślę, że jeśli uporamy się ze wszystkim w tym tygodniu, dożyje końca. W każdym razie ja będę bardzo
szczęśliwa, gdy wreszcie z tym skończymy. Dobrze wiesz, ile kosztuje taksówka na spotkanie z nim.
- Niedługo to już nie będzie miało znaczenia, mamo.
- Tu nie chodzi tylko o pieniądze i dobrze o tym wiesz - odparła. - Wiele myślałam, jak można by to najlepiej
załatwić.
Będziemy potrzebowali dość dużo luznego sznura. Inaczej mówiąc, tej twojej taśmy. I chyba najlepiej byłoby
rozprawić się najpierw z mamuśką. Ze strony małej nie spodziewam się żadnych kłopotów, zresztą w tym
zakresie chętnie ci pomogę. Bo przecież nie jestem jeszcze całkiem bezużyteczna, prawda?
*
Dopiliśmy piwo, po czym wymknęliśmy się z powrotem tylnymi drzwiami i wróciliśmy do jego auta. Miał mnie
podwiezć do mojego samochodu, który ciągle stał przed jego warsztatem.
- Zatem wiesz już, że Jane ma trochę kłopotów w szkole - zaczął.
- Tak, wiem.
- Zastanawiałem się, czy dzięki temu, że udzielę ci pomocy, nie mógłbyś szepnąć paru słów dyrektorowi.
- Już to zrobiłem, chociaż z przyjemnością zrobię to jeszcze raz.
- To naprawdę dobra dziewczyna, tyle że czasem nieokiełznana. Nie pozwoli, żeby wszyscy jej jezdzili po
głowie. A już na pewno nie ja. Więc jeśli popada w jakieś kłopoty, ogólnie rzecz biorąc, sama musi się od
nich uwolnić.
- Niemniej bardzo potrzebuje wsparcia - odparłem. - Nie da się rozwiązać wszystkich problemów, katując
ludzi do nieprzytomności. - Zachichotał ironicznie. Szybko dodałem więc: - Chcesz, żeby jej życie było
podobne do twojego? Oczywiście bez obrazy.
Zahamował i zatrzymał wóz na czerwonym świetle.
- Nie - odparł. - Ale coś mi się zdaje, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej. Nie jestem najlepszym
wzorcem ojca, a jej matka... no cóż, podrzucała małą tak wielu opiekunkom, że ta po prostu nie miała szans
zaznać życiowej stabilności. Pewnie rozumiesz, że właśnie to próbowałem jej zapewnić. Dać jej coś, czego
mogłaby się trzymać przynajmniej chwilowo. Dzieciaki potrzebują czegoś takiego. Ale stworzenie solidnych
więzi opartych na zaufaniu wymaga czasu. A Jane wcześniej wiele razy się sparzyła.
- Rozumiem. Ale mógłbyś ją posłać do dobrej szkoły. Jak skończy liceum, spróbuj znalezć dla niej jakieś
dobre studia dziennikarskie albo lingwistyczne, na których będzie mogła rozwijać swój talent.
- Ma na to za kiepskie oceny - odrzekł. - Trudno będzie przepchnąć ją na jakąkolwiek uczelnię.
- Jednakże stać cię na to, żeby opłacić jej studia, prawda?
Przytaknął ruchem głowy.
- Więc może spróbuj na razie pomóc jej określić życiowe cele. Przeanalizuj dotychczasowe osiągnięcie i
obiecaj, że jeśli poprawi oceny z kilku przedmiotów, będziesz gotów pokryć wydatki na jej naukę, żeby mogła
się życiowo spełnić.
- Pomożesz mi w tym? - zapytał, zerkając na mnie kątem oka.
- Oczywiście. Pozostaje tylko pytanie, czy ona zechce słuchać.
Vince z rezygnacją pokręcił głową.
- No tak, to rzeczywiście poważny problem.
- Poruszę inny - wtrąciłem.
- Jaki?
- Czemu ciÄ™ to obchodzi?
- %7Å‚e co?
- Czemu cię to obchodzi? To przecież zwykła ulicznica, córka kobiety, z którą miałeś przelotny romans.
Większość facetów machnęłaby na to ręką.
- Ach, już rozumiem. Pomyślałeś, że jestem jakimś zboczeńcem? %7łe chcę się dobrać do jej majtek?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]