Odnośniki
- Index
- Edward D Hoch Computer Investigation Bureau 03 The Fellowship of the HAND
- Griffin G. Edward, The Future is Calling (2008)
- Palmer Diana 24 Piękny, dobry i bogaty
- Doris Lessing Piąte Dziecko
- Edward Lee Operator B
- Jak grzeszyć pięknie
- Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 03 śÂšcieśźka UmarśÂ‚ych
- Dav
- McPhee Margaret Tajemnica ksić™cia
- Christie Agatha Murdo en la orienta ekspreso (Morderstwo w Orient Expresie)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tu główki pracują.
Takie powiedzonka były w jego stylu. Zapalenic dawno odkrył, że podwładnym się podo-
ba, gdy wypowiada jakiekolwiek, byle jakie nawet sądy na temat Polski i Polaków. Zwykle
budziły one podniecenie, przyjazne uśmiechy, porozumiewawcze spojrzenia. Nadto spraw-
dził, że najniezawodniej skutkują sądy leciutko dwuznaczne, nieco ironiczne, niby aluzyjne;
nikt nigdy nie dochodził, czego właściwie dotyczą owe utajone domyślniki, iskierki, iskrze-
nia, kogo one w istocie spalają, ani też, czy jego sposób widzenia Polski i Polaków jest spra-
wiedliwy. Dobrze było od czasu do czasu powołać się na Reja, ująć to czy inne wydarzenie w
paraboliczną metaforę z Trylogii, zacytować któregoś z trzech wieszczów. Ostatnio, rzecz
zrozumiała, korzystał z dorobku Zmarłego. Choć ze Zmarłego trudno było wybrać odpowied-
ni cytat. Pisarz to ekscentryczny, szokujący. Zmarły. Wolał Sienkiewicza. To było jego od-
krycie. Jego znak. Wiele odkrył takich znaków.
A krzyżyki, koleżanki i koledzy żartował w Prezydium zwane za sanacji kogutkami,
na ból głowy, narodowy polski lek, ma w apteczce panna Dorota Skoczyłas, nasza miss działu
kadr. Za darmo! O kogutki niech was główki nie bolą.
Tak sobie ciepło żartował, póki mu było do żartów.
Pisał przemówienie w gabinecie. Pił wystudzoną herbatę dużymi łykami, zielonkawą od
poblasku neonu za oknem. Wiersze, szczątki poematów, ekstrawaganckie tytuły dzieł Zmar-
łego, wszystko to dudniło mu w głowie. Monotonnie i namolnie niby pociąg towarowy, z
czymś ciężkim i sypkim. Ni to koks, ni to cement. Zciskał skronie ręcznikiem, który raz po
raz zrywał z głowy, rozwijał i ziębił, trzepocąc nim jak żaglem, skraplał octem. Ocet wąchał
wprost z butelki, aż świdrująca woń uderzała w czaszkę od wewnątrz.
Na biurku, pod lampą, na wyściełanym fotelu leżały pierwodruki dzieł Zmarłego. Rozci-
nały oczy najwymyślniejszymi krojami czcionek, czcionki Z , czcionki m , czcionki a ,
czcionki r , czcionki ł , czcionki y , zawsze w tej kolejności, z lewa na prawo, od życia
ku śmierci. Za oknami, nad budynkiem kina STRUMIEC , migotał neon. Trzy środkowe
litery TRU płonęły ostrym seledynem, pozostałe zaś, S i MIEC, dusiły w swych szklanych
wnętrzach zieleń przygaszoną, w środku jakby naddartą, prawie błotną. Dwubarwny poblask
rozlewał się kryształowymi kałużami po nawierzchni rynku. Wsiąkał w mrok. Było go pełno,
zielonego światło mroku, od chwili, gdy na rynek wjechał olbrzymi samochód polewaczka i
sapiąc krążył między budynkiem kina a gmachem Prezydium.
Wtedy zdarzył się wypadek. Miała miejsce awaria, katastrofa. Zapalenic nie wie, jak do
tego doszło. Nie zna przyczyn. Nie wykrył genezy. Uczono go, aby każdą ocenę aktualnej
sytuacji rozpoczynać od analizy zródeł. Tymczasem w tej awarii albo nie istniały zródła, albo
było ich tyle, że żadnego nie potrafił dostrzec: biły jednocześnie z wielu miejsc, z dołu i z
góry. Zapalenic nie wie.
88
Stał w rozchylonym oknie. Nad dachami widział światła dalekiej cukrowni, a na ich migo-
tliwym tle trzy mroczne, zabytkowe gmachy, które przygniatały swym ciężarem kruchą
skarpę; wydawało mu się, że słyszy, jak we wnętrzu skarpy chrzęści piach, kląska lina i, niby
żarna, zaczynają się obracać coraz prędzej okrągłe kamienie. Dachy drżały zielenią płonącego
słowa STRUMIEC . I właśnie wtedy pomyślał, że to wszystko coś znaczy. %7łe Miejscowość
to nie jest po prostu miejscowość, lecz otwarta książka. I że on, Zapalenic, nie ogląda jej, jak
się ogląda krajobrazy, lecz; oglądając jednocześnie czyta. Niby pasjans. Niby zaszyfrowany
zapis jego losów, dzisiejszych i tych, które należą do przyszłości.
Trzeba zlecić naprawę neonu powiedział półgłosem. Zaniedbania na każdym odcin-
ku. Co jest? Innym kolorem świeci trójka liter TRU, a innym S i MIEC. Do czego to podob-
ne?
Trójka liter TRU, jaskrawa, naga, bezwstydna, przywodziła na myśl rozległe pole, raczej:
cmentarzysko słów, o zbliżonych do siebie znaczeniach.
TRU& TRU& CIZNA& TRU& MN& TRU& P&
A przygaszone, jakby świeżo wyciągnięte z błota S i MIEC, dawały nieodmiennie jeden
tylko znak, natrętny, mroczny.
S& MIEC& SU& MIEC& SUMIENIE& SUMIENIE&
Cóż to, Zapalenic, zabieracie się do rebusów? odezwał się jeszcze głośniej, sam do sie-
bie. Układacie wierszyki, jak Zmarły?
Nigdy może we wczesnym dzieciństwie? dawne dzieje nie wstydził się niczego, co-
kolwiek pojawiło się w jego głowie. Jeżeli miewał myśli głupie, a miewał, stwierdzał wprost,
że są głupie. Głupio mi się na ten temat pomyślało , mówił. A gdy były mądre, nie bał się
powiedzieć, że są co najmniej niegłupie. A wiesz, to wcale nie jest głupie, co mi teraz za-
świtało w głowie. Prosto, jasno. Tak lub tak. Był szczęśliwy. Wiedział.
Wczoraj stracił całą pewność siebie. Rozregulował się jak telewizor. Przeżył awarię. Spo-
cił się. Ze wstydu. Z hałasem przymknął okno. Pamięta, rzucił mokry ręcznik na podłogę,
odkopnął pod fotel. Napił się wódki. Akurat po zapisaniu karteluszki, na której spotkały się
słowa kłuło w oczy i leżało na wątrobie .
Czego się wstydził Zapalenic? (Z czego rodzi się ludzki wstyd?) Czy głupich sztuczek, ja-
kie wyprawia czasami nasz mózg, w momentach przemęczenia, w najtrudniejszych dla czło-
wieka sytuacjach, aby dopomóc nam? rozładować napięcie? rozbroić cierpienie?
Po raz pierwszy siebie nie rozumiał. I zwierzchnicy przestawali go rozumieć. Wasze nie-
pokoje sÄ… niejasne, towarzyszu Zapalenic. Tak mu powiedziano. BÄ…dzcie Å‚askawi wypo-
wiadać się bardziej zrozumiale. Co was gnębi? Przecież córka żyje. Ale kawa na ławę, śmia-
Å‚o, po naszemu: jakie macie problemy?
Tak do niego mówiono, gdy wypytywał o Renie. Jego rozmówca, znacznie młodszy
młodzi rwą się do władzy , pomyślał z goryczą wydawał się speszony wizytą działacza z
terenu. Usiłował dowcipkować. Ach nie, za nic w świecie nie zgodzi się siedzieć przy biurku!
Głupia rzecz, takie biurko. Jak bariera, prawie barykada. A przecież oni są po jednej i tej sa-
mej stronie barykady, co? Ha, ha! Więc może Zapalenic zechce spocząć tu, w kąciku, na
miękkim. Twardzi ludzie zasługują na miękkie fotele, co? Ha, ha! Miał szare oczy z żółtą
skazą na rogówce. Tolerował nerwowe odzywki przybysza. Zbywał taktownym milczeniem
jego wybuchy gniewu. I zachowywał się jak człowiek, który coś ukrywa. W istocie, jak się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]