Odnośniki
- Index
- Zmiany 2011 do testy KAT B
- Mazowieckie Studia Humanistyczne r1998 t4 n2 s49 67
- Asimov, Isaac Earth Is Room Enough
- 329. Rimmer Christine Narzeczona nocnego jezdzca
- Celmer Michelle 03 Ksi晜źniczka z wyspy
- 087. Metcalfe Josie To co najwaśźniejsze
- 1008. Hart Jessica śÂšlub w tropikach
- Moorcock Michael ...i ujrzeli czśÂ‚owieka
- Alvin i He
- Battlestar Galactica Glen A. Larson
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ginamrozek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dził, nie mógłby żyć dalej z myślą, że jego zdrada została wyjawiona, nawet
tym, których wydał. Jego mniemanie o sobie, jego wina byłyby zbyt przytła
czające. Nagroda miała przyjść dopiero po naszej śmierci. - Douglas był
76
pierwszy. Reszta poszłaby wkrótce za nim, ale zjawił się pani ojciec i popsuł
cały plan.
- Ale dlaczego zabito Douglasa, a nie wszystkich razem?
- Mogę się tylko domyślać, że strażnik chciał zastraszyć swojego infor
matora. Chciał, żeby tamten się napatrzył, co go czeka, jeśli przyjdzie mu na
myśl zdradzić Francję tak, jak zdradził swoich towarzyszy.
- Wspólnie odwiedziliście moją rodzinę. Jeśli pan sądził, że jeden z tych,
którzy przeżyli, jest zdrajcą, dlaczego podróżował pan z nimi? Dlaczego nie
spytał pan pozostałych?
- Zrobiłem to - wychrypiał. - Razem to zrobiliśmy. Ale dwaj z nas są
niewinni. A może wszyscy trzej. Może brat Toussaint był w tym francuskim
więzieniu i wyjawił prawdę, choć nie potrafię sobie wyobrazić jak... - Po
kręcił głową. - Oskarżenia zostały rzucone i każde spotkało się z zaprzecze
niem. Ram i Dand oskarżyli mnie. Ja z kolei oskarżyłem ich obu.
- Jakie to straszne.
Zignorował jej współczucie.
Kiedy złożyliśmy ślubowanie pani rodzinie, my, którzy byliśmy sobie
bliżsi niż bracia, nie mogliśmy na siebie patrzeć. Rozstaliśmy się, mając
nadzieję nigdy więcej się nie spotkać. Tylko...
- Tylko...?
- Tylko że nie mogłem tego tak zostawić. Gryzło mnie to przez trzy lata.
Jak mogę ufać sobie, jeśli nie potrafię zaufać własnej przeszłości? Jak mogę
zawierzyć swoim osądom, odczuciom, lojalności, na których opierałem całe
moje życie, skoro to wszystko może być kłamstwem? Muszę wiedzieć.
Oderwał od niej wzrok.
- A teraz mam dodatkowy bodziec.
- Dlaczego wiąc pan nie został? - spytała zmieszana. Odpowiedzi na jego
pytania niewątpliwie znalazły się w zasięgu ręki, a on zrezygnował z nich. -
Dlaczego nie poszukał pan człowieka z zamku?
- Bo obiecałem, że doprowadzę panią bezpiecznie do celu. A pani jest
chora i nie mogę wystawiać na ryzyko jej zdrowia, zwlekając choćby minutę
dłużej, niż muszę. - Smagnął lejcami zad Dorana, jakby przypomniał sobie
o pośpiechu. - Odpowiedziałem na pani pytania. Pani prawo zostało wyeg
zekwowane. - W jego głosie brzmiała niechęć. Unikał wzroku Kate. - A te
raz proszę odpoczywać. Będziemy w St. Bride's przed nocą.
77
Zawieranie nowych przyjazni
Co to? - szepnęła Kate, nie unosząc głowy z ramienia Kita. Obudziła się
kilka minut wcześniej i nagle ujrzała przed sobą parę małych ciemnych oczek,
tłuste różowe policzki i usta rozwarte w niemym zdumieniu na kształt litery O.
- Nie co" - odpowiedział Kit swobodnie - tylko kto". To brat Fidelis.
Korpulentny mężczyzna w brązowym habicie lustrujący ją krótkowzrocz
nymi oczyma, przysunął się trochę bliżej.
- Wielkie nieba, Christianie, co to takiego?
- Nie co" - powtórzył Kit, tonem podejrzanie zatrącającym o rozbawie
nie- tylko kto". To jest pani Katherine Blackburn.
Kobieta! - Kilka męskich głosów zachłysnęło się, jak gdyby oczekując
potwierdzenia tej strasznej prawdy.
Kate, dotychczas wtulona w Kita, dzwignęła się z wygodnej pozycji i po
patrzyła poza brata Fidelisa na grupkę podobnie jak on ubranych mężczyzn,
stojÄ…cych trochÄ™ dalej, o twarzach zaciekawionych lub zaniepokojonych, ale
wszystkich do pewnego stopnia wyrażających zdumienie.
Zdawało jej się, że wie dlaczego. Znalazła się przed nimi ubrana w za
dużą kurtkę Kita i owinięta w jego pled, leżąc na nim w najbardziej niedba
łej z póz. Z wysiłkiem spróbowała się poprawić i... och! Bez ostrzeżenia
świat zawirował szerokimi kręgami i poleciała twarzą w dół na powrót w ra
miona Kita.
Zapomniała, jak bardzo była i jeszcze jest osłabiona. Ajużjej się zdawało,
że zaczyna myśleć jaśniej i że nie jest jej tak zimno jak przedtem. Właściwie
czuła się całkiem dobrze i po raz pierwszy, odkąd ruszyła w tę podróż, uświa
domiła sobie, że się nie boi. Przestała się bać w trakcie słuchania opowieści,
którą wymusiła na Kicie. Zaczęła rozumieć charakter mężczyzny, który po
przysiągł jej bronić. Kit MacNeill nie jest okrutną, zimną, niszczącą maszy
ną. Pod pewnymi względami... nie bardzo różni się od niej.
Zdumiała jata konkluzja i speszyła. Całkowicie zmąciła spokój jej myśli.
I to właśnie teraz, gdy wreszcie poczuła się pewnie. Westchnęła głęboko.
- Co ona mówi?
- Coś ty zrobił?
- Christianie, chyba nie...
- Biedactwo...
- Nic nie zrobiłem - oświadczył Kit stanowczo. - Ale dziękuję wam za
wzruszającą ufność w moją moralność. - Delikatnie zakołysał Kate na kola-
78
nach, co wprawiło jej świat w leniwe obroty. Zacisnęła powieki i kazała mu
znieruchomieć. Zwiat nie posłuchał.
- Ależ, Christianie, nawet przez myśl nam nie przeszło nic takiego.
- Nie takiego, to innego - odparł Kit sarkastycznie, przygarniając ją ciaś
niej, gdy przerzucał nogi przez brzeg faetonu.
- Może któryś z was przytrzymałby konia? - Gdy zeskakiwał na ziemię,
wstrząs sprawił, że pod zamkniętymi powiekami Kate rozprysły się kropelki
światła.
- Och!
- Christian, co ty robisz z tą kobietą? - Przez bezładną gadaninę reszty
przebił się nowy głos, pełen namaszczonej powagi i podejrzliwy.
- Trzymam ją na rękach. Kit nie wydawał się bardzo przejęty. - I będę
trzymał dalej.
Przez ułamek sekundy Kate miała chęć otworzyć oczy i wyjaśnić sytuację
mężczyznom, którzy ich otaczali, ale naprawdę nie czuła się w nastroju do
składania wyjaśnień i bardzo nie chciała, by świat zakręcił się po nowej or
bicie, a przy tym wydało jej się całkiem miłe, że może zrzucić wszystkie
sprawy na kogoś innego. W jego ramionach czuła się o wiele przyjemniej.
Nie otworzyła zatem oczu i pozwoliła ciału bezwładnie spoczywać, dziwiąc
się sobie, że nigdy wcześniej nie doceniła korzyści płynących z udawania
zemdlonej.
- Tyle sam widzę - oświadczył ten sam władczy głos. - Chodzi mi jednak
o to, po co przywiozłeś tutaj tę kobietę? Jesteśmy zakonnikami. Nasza regu
ła nie dopuszcza obecności kobiet.
- Tę jedną musicie znieść - oznajmił Kit i zrobił krok naprzód. - Jest chora.
- Co jej jest? - spytał brat Fidelis, u którego współczucie zaczęło brać
górę nad podejrzliwością.
- Przede wszystkim jest na pół zamarznięta, ale chyba też trochę wygło
dzona. - Dla podkreślenia swoich słów, zakołysał ją lekko na rękach. Zwiat
jej zawirował. - Dokąd mam ją wziąć?
- Christianie. - MacNeill zatrzymał się. Kate poczuła, jak napinają się
jego ramiona i tors.
- Ojcze opacie. ~ Pełen szacunku zwrot w ustach MacNeilla brzmiał jak
wyrzut. - Nie przywiozłem tu tej młodej damy, żeby ją obrabować albo skom
promitować. Ani też, mimo że bez wątpienia wniosłoby to trochę ożywienia,
nie przywiozłem jej po to, by mogła zedrzeć z siebie odzienie i jak szalona
biegać po klasztorze. Przy wiozłem ją, bo nie miałem innego wyboru. Tak
jak wy, ojcze, jako dobry chrześcijanin i benedyktyn, nie macie innego
79
[ Pobierz całość w formacie PDF ]