Odnośniki
- Index
- Koryta Michael Lincoln Perry 02 Hymn Smutku
- John Ringo Alldenata 05 The Hero (with Williamson, Michael)
- Michaels Fern Duma i namietność
- Człowiek z Montany Wiesław Wernic
- a157
- Nora Roberts Tajemnicza gwiazda
- Diana Palmer Hutton & Co 04 The Texas Ranger
- Isaac Asimov Robot 02 The Caves Of Steel
- Higgins Clark Mary śÂšmierć‡ wśÂ›ród róśź
- 00000032 Orzeszkowa Nad Niemnem III
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieci. Jedno z nich ma na imiÄ™ Jezus.
Mężczyzna wykrzywił w grymasie twarz i podrapał się po karku.
Znam więcej niż jednego Józefa. I wiele Marii... spojrzał z zamyśleniem, nagle
uśmiechnął się, natrafiając na właściwe skojarzenie. Chyba wiem, kogo szukasz. Jeden
taki mieszka przy tamtej ulicy wskazał kierunek. Ma żonę Marię. Spróbuj, powinieneś
go znalezć, chyba że wyszedł, by odnieść zamówienie. Szukaj mężczyzny, który się nigdy nie
śmieje.
Szaleniec spojrzał w pokazanym kierunku. Gdy tylko odszukał ulicę, ruszył przed
siebie, jakby zapominajÄ…c o wszystkim innym.
W wąskiej uliczce zapach świeżego drewna był jeszcze silniejszy. Szaleniec brodził po
kostki w trocinach.
Dzień był upalny, powietrze Nazaretu było jednak bardziej wilgotne niż na szlaku
wędrówki i wszystko przypominało tu raczej jakiś piękny, leniwie płynący dzień angielskiego
lata...
Serce szaleńca waliło głośno.
Ze wszystkich domów dobiegały uderzenia młotków, jęki pił. Obie strony uliczki zasta-
wione były opartymi o mury deskami i aż trudno było znalezć między nimi przejście.
Szaleniec zatrzymał się. Trząsł się ze strachu.
Wielu cieśli wystawiło warsztaty na zewnątrz. Posługując się prostymi tokarkami, nada-
wali drewnu wszystkie możliwe do wymyślenia kształty.
Szaleniec ruszył dalej.
Cieśle zerkali na obcego, gdy podchodził do starego mężczyzny w skórzanym fartuchu,
siedzącego na ławie i rzezbiącego jakąś figurynkę. Miał siwe włosy i wyglądał na krótko-
wzrocznego, bowiem z wysiłkiem przyjrzał się szaleńcowi.
Czego chcesz? Nie daję jałmużny żebrakom.
Nie jestem żebrakiem. Szukam kogoś, kto mieszka przy tej ulicy.
Jak siÄ™ nazywa?
Józef. Ma żonę o imieniu Maria.
Dwa domy dalej po przeciwnej stronie wskazał ręką, w której trzymał na wpół
ukończoną figurynkę.
Trząsł się cały i pocił.
GÅ‚upcze, to tylko...
O, Boże...
Pewnie okaże się, że nic nie wiedzą. To tylko zbieg przypadków.
Och, Boże!
Dom, który mu wskazano, otoczony był o wiele mniejszą liczbą desek, a i jakość
drewna zdawała się gorsza. Stojąca obok wejścia ława była wypaczona, a siedzący na niej i
reperujący jakieś narzędzie mężczyzna też nie był okazem zdrowia i tężyzny.
Wyprostował się, gdy szaleniec dotknął jego ramienia. Twarz miał poznaczoną niedolą,
pomarszczoną, oczy spoglądały ze zmęczeniem, a broda jaśniała przedwczesną siwizną.
Zakaszlał, pewnie ze zdziwienia, że ktoś mu przeszkadza;
Ty jesteś Józef? zapytał szaleniec.
Nie mam pieniędzy.
Niczego nie chcę. Mam tylko kilka pytań.
Jestem Józef. Co chcesz wiedzieć?
Czy masz syna?
Kilku. I córki...
Szaleniec umilkł. Józef wpatrywał się w niego zaintrygowany. Przybysz czegoś się bał;
Józef po raz pierwszy doświadczył czyjegoś strachu, po raz pierwszy ktoś się go lękał...
O co chodzi?
Szaleniec potrząsnął głową.
O nic głos miał chrapliwy. Twoja żona ma na imię Maria? Pochodzisz z linii
Dawida?
Mężczyzna żachnął się.
Tak, tak, co zresztą niczego dobrego mi nie przyniosło...
Chciałem zobaczyć jednego z twoich synów, Jezusa. Masz takiego syna? Gdzie on
jest?
Nic ci z tego nie przyjdzie. Co tym razem zmalował?
Gdzie jest?
W oczach Józefa pojawiło się wyrachowanie.
Czy jesteś cudotwórcą? Przyszedłeś, by pomóc memu synowi?
Do pewnego stopnia... Jestem prorokiem, potrafię przepowiadać przyszłość.
Józef wstał z westchnieniem.
Nie mam wiele czasu. Muszę jak najszybciej ukończyć pracę i dostarczyć ją do Nain.
Pozwól mi się z nim zobaczyć.
Zobaczysz go. Chodz.
Poprowadził szaleńca przez bramę wprost na zagracone podwórko. Piętrzyły się tutaj
kawałki drewna, połamane meble, narzędzia i worki gnijących trocin.
Weszli do mrocznego domu.
Szaleniec oddychał ciężko.
W pierwszym z pomieszczeń, które najwyrazniej było kuchnią, stała kobieta. Gotowała
coś na wielkim glinianym piecu. Była wysoka i zaczęła już tyć. Miała luzno spływające na ra-
miona długie, czarne i tłuste włosy. Jej wielkie oczy lśniły zmysłowo. Potraktowała szaleńca
jak powietrze.
Widzę, że znalazłeś nowego, hojnego klienta powiedziała ironicznie do męża.
To prorok.
Aha, prorok. I do tego pewnie głodny. Nie mamy nic do jedzenia dla żebraków i
proroków, jakkolwiek się przedstawiają. Wskazała drewnianą łyżką na skuloną w kącie
postać. Już to coś dosyć nas objada. Postać poruszyła się, gdy spostrzegła, że to na nią
pokazujÄ….
Szuka Jezusa powiedział Józef. Może będzie umiał ulżyć naszemu brzemieniu.
Kobieta spojrzała z ukosa na szaleńca i wzruszyła ramionami. Grubym językiem zwi-
lżyła wargi,
Może... Jest w nim coś...
Gdzie mogę go znalezć? spytał chrapliwie szaleniec.
Kobieta podłożyła dłonie pod piersi i poprawiła biust okryty brunatną suknią. Wytarła
dłoń o materię i spojrzała na szaleńca spode łba.
Jezus! zawołała.
Postać w kącie uniosła się z wolna.
To on stwierdziła z widoczną satysfakcją.
Jak?
To niemo...
Jezus!
Przecież...
NIE!
Szaleniec zmarszczył brwi i gwałtownie potrząsnął głową.
Nie. Nie.
Jakie nie ? spytała zrzędliwie. Zresztą, rób co chcesz. Gdybyś tak mógł nau-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]