Odnośniki
- Index
- Burroughs, Edgar Rice Tarzan 03 The Beasts of Tarzan
- 061. Roberts Nora Irlandzka wróşka 03 Irlandzki buntownik
- Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Rzymskie wesele (Rzymskie wakacje)
- Hakan Nesser [Inspector Van Veeteren 03] The Return (pdf)
- Diamentowe imperium 03 Sullivan Maxine Zbyt krotki miesiac
- Maxwell Megan Proś Mnie, o co Chcesz 03 Raz jeszcze
- Elaine Viets [Mystery Shopper 03] Dying To Call You (pdf)
- Courtney Breazile [Immortal Council 03] Wet Glamour (pdf)
- Edward D Hoch Computer Investigation Bureau 03 The Fellowship of the HAND
- Hohlbein, Wolfgang Enwor 03 Das Tote Land
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wezwaniem do opuszczenia Zródziemia - wyjaśnił, ściszając głos. - Budzi w nich
ogromną tęsknotę, której nie sposób wytłumić. Dopóki nie odpłyną na Zachód nie
zaznajÄ… ukojenia.
Boromir z niedowierzaniem obejrzał się na Legolasa, wciąż pogrążonego w swej
cichej kontemplacji.
- Czy to znaczy, że on...-
- Będzie musiał odpłynąć?- dokończył Aragorn. - Tak. I im pózniej się na to
zdecyduje, tym dłużej będzie cierpiał.
- Dlaczego więc nie odpłynie od razu?
- Bo kocha Zródziemie i swoje lasy. Ale teraz, kiedy usłyszał zew, nie zazna już
spokoju w Mrocznej Puszczy.
- I nie ma na tę tęsknotę ratunku? - upewniał się Boromir cicho.
- Nie. Czas elfów dobiega końca. A jeśli któryś nie posłucha wezwania, ta tęsknota
go zabije.
Boromir umilkł i zatonął w myślach, obserwując Legolasa.
- Powiadają, że moja Matka... - zaczął niespodziewanie i równie niespodziewanie
urwał.
- Cóż takiego?- Aragorn spojrzał na niego wyczekująco.
- Nic - Boromir potrząsnął głową.
Aragorn nie wypytywał go dalej.
Jechali w ciszy, przerywanej tylko skrzypieniem uprzęży i jękliwym zawodzeniem
mew. Ruszyli galopem, gdy na horyzoncie dostrzegli pierwszych uciekinierów.
Było ich ośmiu. Na piechotę nie mieli żadnych szans umknąć konnej pogoni. Zresztą
nawet nie próbowali biec, zaczekali, aż jezdzcy ich otoczą. Wtedy rzucili broń i
poklękali na znak, że się poddają.
- Co mamy z nimi zrobić? - spytał Elladan.
Aragorn nie odpowiedział.
Zastanawiał się. Czas naglił i nie mogli wziąć jeńców ze sobą, takie opóznienie nie
wchodziło w grę. Honor nie pozwalał, by zabić poddających się wojowników, zaś
rozsądek nakazywał, by nie zostawiać wrogów za plecami.
- Któryś z was mówi w naszym języku? - zapytał.
Nikt mu nie odpowiedział. Przyjrzał się im po kolei i wybrał krępego wojownika,
który wyróżniał się jaskrawym strojem. Wszyscy mężczyzni z Haradu mieli w zwyczaju
obwieszać się ozdobami i biżuterią, ten jednak miał wyjątkowo dużo bransolet i
naszyjników, nawet jak na Haradrima. W uszach kołysały się pokazne, okrągłe kolczyki
z kości mumakila, a pierścienie skrzyły się na wszystkich palcach, założone na wierzch,
na rękawice. Widocznie był ważny, albo takim się czuł.
- Ty! - Aragorn wskazał go palcem. - Jak cię zwą?
Haradrim zerknÄ…Å‚ na niego niespokojnie.
- Nahnyt! zawołał, unosząc dłonie do góry w obronnym geście. - Emmekhe silti
hanta, hengita azhsyvaan! Nahnyt, korak!
- Nahnyt! Nahnyt! - powtórzyli pozostali, pochylając głowy i naśladując jego gest.
Aragorn przymrużył oczy. Albo istotnie nie znali Wspólnej Mowy, albo tak dobrze
udawali. On sam nigdy wcześniej nie spotkał się z tym dialektem. Skoro ci Południowcy
nie znają Westronu, może któryś z nich mówi po sutrońsku. Spróbował więc,
przywołując z pamięci obco brzmiące słowa:
-Rahda vir uzbul?- zapytał. - Khash tru slaukhe?
Zamiast jednak odpowiedzieć skąd jest i jak ma na imię, Południowiec zagapił się
na niego pytająco, marszcząc brwi, a następnie wyrzucił z siebie kolejny potok słów.
Wszystko wskazywało na to, że mają przed sobą przedstawiciela któregoś z osiedlonych
daleko na południu plemion. Podobnie jak orkowie, Południowcy żyli na co dzień
odseparowani w swoich enklawach i stworzyli tyle języków, co szczepów. I tak jak
orkowie, by się porozumieć między sobą musieli używać odmian Westronu (wbrew
nadziejom Saurona Czarna Mowa się nie przyjęła, ludzie i orkowie zaadaptowali
jedynie pojedyncze słowa do swoich gwar). Tak więc szansa, że ktoś będzie rozumiał
akurat tÄ™...
- Mita-te munthasaure? odezwał się niespodziewanie Boromir i wszystkie oczy,
zarówno towarzyszy, jak i Haradrimów zwróciły się na niego.
- Ihmisen tehda Haradin, korak - odparł Południowiec, przykładając zwiniętą w pięść
dłoń do piersi.
- Varo, Ihmisen syn Denethora skinął głową. - Mutto ansa Boromir tehda Gondor,
tahan vai Minas Tirith. Olet mitata hashen-korak?
- Rauhotu! Haradrim rozłożył ręce. - Niko on kuollut, nusta tahdotte, johtajaa nyt
hakeman, tule murtunut...-
- Chor! - Boromir przerwał mu stanowczo, unosząc dłoń. - Mówi, że zwie się
Ihmisen. I twierdzi, że nie wie, gdzie przepadł ich dowódca. - wyjaśnił Aragornowi. -
Reszty nie zrozumiałem - przyznał.
- Potrafisz go spytać, czy okręty stały w porcie, kiedy ruszali na Linhir, czy może już
wypłynęły?- spytał Aragorn, pod wrażeniem. Boromir był ostatnią osobą, którą by
podejrzewał o znajomość jakichkolwiek słów z języka Haradrimów. Cóż, w przeszłości
niejeden raz zmuszony był rewidować swe poglądy co do starszego syna Denethora.
Tak było i teraz.
Problem z Boromirem polegał na tym, że on do tego stopnia wyglądał i zachowywał
się jak rasowy wojownik, iż łatwo było zapomnieć, że to jest to starannie wyszkolony
dziedzic namiestnika - wyszkolony nie tylko w sztuce walki.
- Jak mi powiesz, jak są po ichniemu okręty i port to spytam - oznajmił Boromir.
- Spróbuj zapytać o korvatta - zaproponował Aragorn. - Może w ich dialekcie brzmi
to podobnie jak po sutrońsku.
Boromir zmarszczył czoło, zastanawiając się przez chwilę.
- Pari-en teke vanhasta korvatta har Pelargir?- zwrócił się do Haradrima.
- Kesken?! - Południowiec wytrzeszczył oczy.
- Kor vat- ta - Boromir rozłożył ręce, próbując sobie pomóc gestami, tyle, że niestety
okręt niełatwo było pokazać.
- Onko korvatta , korak? Har Pelargir?!- Haradrim spojrzał po swoich towarzyszach,
którzy odpowiedzieli mu wzruszeniem ramion i zdumionymi spojrzeniami. - Kesken
hakim?
- Korvatta har Pelargir - spróbował Boromir raz jeszcze. - Kwai?
- Kwai-he korvatta?! - zdumiony Południowiec ostrożnie uniósł dłoń. - Seik...ahen?-
zaryzykował.
- Jesteś pewien, że korvatta oznacza okręty?- Boromir spojrzał na Aragorna z
powątpiewaniem. - Bo mam dziwne przeczucie, że właśnie robię z siebie idiotę.
- Sądziłem, że dobrze zapamiętałem. No nic, dajmy spokój okrętom - Aragorn
machnął ręką. - Co jeszcze potrafisz powiedzieć w ich języku?
- Mam wyliczyć? Boromir spojrzał na niego przekornie. Proszę bardzo. Mogę go
jeszcze spytać, czy jego siostra jest ładna. Mogę też powiedzieć, jaka jest pogoda i że nie
mam złota. Znam parę komend. I to wszystko. A nie, jeszcze Faramir mnie nauczył
Jesteście na ziemi Gondoru. Wycofajcie się, albo zginiecie .
- Doskonale. Powiedz mu to.
- On to chyba wie.
- Nie szkodzi. Powiedz im.
- Herra tuhonut ei-hanta Gondor - zaczął Boromir groznie, a kiedy skończył mówić
Południowcy znów wznieśli ręce wołając :
- Nahnyt! Nahnyt!
- I co dalej?- Boromir niespodziewanie uśmiechnął się do Aragorna. - Jak chcesz,
mogę im jeszcze coś powiedzieć zaproponował, sprawiając wrażenie, że z każdą
chwilą bawi się coraz lepiej. - Umiem na przykład przetłumaczyć: przepraszam
bardzo, ale to wino jest kwaśne .
Aragorn przywołał go do porządku surowym spojrzeniem, Boromir odchrząknął i
opanował się.
- Musimy ruszać dalej - oznajmił Dziedzic Isildura. - Zostawię ich Angborowi.
- To niezbyt rozsądne - zauważył Boromir.
- Wiem, ale nie mam wyboru zgodził się Aragorn. - Daję ci wolną rękę: jeśli
podejmiesz się popodrzynać im gardła, to proszę bardzo.
- Nie, nie podejmÄ™ siÄ™.
-A masz inny pomysł poza puszczeniem ich wolno?
- Nie mam.
- No właśnie. Zbierzcie ich broń - Aragorn polecił Strażnikom.
- Nahda tushamete! rozkazał Boromir i jeńcy posłusznie zamarli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]