Odnośniki
- Index
- Diana DeRicci The Scandalous Anthology Passions (pdf)
- Diana Palmer Long Tall Texans 47 Courageous
- Diana Palmer Long Tall Texans 25 Lionhearted
- Diana Palmer Hutton & Co 04 The Texas Ranger
- 076. Palmer Diana Zbuntowana kochanka
- D322. Palmer Diana Samotnik z wyboru
- Palmer Diana 24 Piękny, dobry i bogaty
- Diana Palmer Snow Kisses
- Diana Palmer Osaczony
- Farmer, Philip Jose World of Tiers 01 The Maker of Universes
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- russ.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kogoś.
- Tak jest szefie.
- To pewnie Violet rzuciła na nas klątwę - powiedział, odwracając się.
- Nie sądzę, jest bardzo miła.
- Ale przewraŜliwiona! - rzucił szef przez ramię.
W tym momencie drzwi biura otworzyły się i stanęła w nich urocza, młoda blondynka
z aktówką w ręce.
- Nazywam się Julie Merrill. Słyszałam, Ŝe poszukuje pan sekretarki.
Pod Libby ugięły się nogi. Tego jej jeszcze brakowało! Będzie pracować razem z
najświeŜszą miłością Jordana. Co za pech! śe teŜ Julie musiała się zjawić akurat w biurze
pana Kempa, który zresztą jakoś niezbyt przekonany mierzył ją z góry na dół wzrokiem.
- Nie, nie, to nie ja szukam pracy. - Roześmiała się nagle Julie, czując na sobie jego
badawcze spojrzenie.
Libby musiała usiąść, nim kolana całkowicie nie odmówiły jej posłuszeństwa. Chyba
jej jednak ulŜyło.
- Chodzi o moją przyjaciółkę, która właśnie ukończyła szkołę dla sekretarek i jakoś
cięŜko jej coś dla siebie znaleźć.
- Pisze na komputerze? - zapytał Kemp.
- Oczywiście, i to stosunkowo szybko, sześćdziesiąt słów na minutę. Poza tym jest
niezłą stenotypistką.
- Fantastycznie. Ale mówić nie umie?
Obie kobiety spojrzały jednocześnie na Kempa. Libby znała ten jego wzrok. Oczy
zwęziły mu się do szparek, a mimo to płonęły, ale nie namiętnością, lecz wściekłością.
- Cieszę się, Ŝe pani...
- Lydia - wpadła mu w słowo Julie.
- Dziękuję, Ŝe pani Lydia byłaby gotowa podjąć u mnie pracę - powiedział, cedząc
słowa. - Ale nie zatrudniam ludzi za pośrednictwem osób trzecich, panno Merrill. I w tym
wypadku nie obchodzi mnie, co powie na to pani ojciec.
- Ale... - zająknęła się Julie. - Sądziłam, Ŝe skoro się znamy, to mogę zapytać.
- I zrobiła to pani. Proszę powiedzieć swojej przyjaciółce, Ŝe jeśli jest zainteresowana
pracą, powinna zgłosić się do mnie sama i wypełnić kwestionariusz. Ale proszę sobie zbyt
wiele nie obiecywać, początek nie był najlepszy. Poza tym... - Kemp zawahał się przez
moment. - Nie mam szacunku dla ludzi, którzy wykorzystują znajomości, aby znaleźć pracę. I
jeszcze jedno. - Podszedł bliŜej. - Z pewnością nie zatrudnię nikogo, kto nie ma odpowiednich
kwalifikacji. Chyba jasno się wyraziłem?
Julie pokiwała głową.
- O tak, aŜ nadto - odparła chłodno, a potem rzuciła zimne spojrzenie Libby. - Mam
przez to rozumieć, Ŝe ona - powiedziała z nieukrywaną złością i sarkazmem - ma odpo-
wiednie kwalifikacje?
- Oczywiście, Ŝe mam - odezwała się z uśmiechem Libby. - Jeśli cię to interesuje, mój
dyplom wisi za tobą.
Na twarzy Kempa pojawił się ciepły, przyjazny uśmiech. Chyba jednak mnie lubi,
pomyślała natychmiast Libby z zadowoleniem.
- No, cóŜ - twarz Julie była teraz zacięta i blada - sądzę, Ŝe Lydia i tak nie czułaby się
tu dobrze.
- Czy to wszystko, panno Merrill? - zapytał Blake. Julie nie odpowiedziała, tylko
odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Wychodząc, rzuciła przez ramię:
- Mój ojciec nie będzie zadowolony, gdy mu opowiem, jak mnie pan potraktował.
- Proszę pozdrowić go ode mnie i powiedzieć, Ŝe powinien utrzymywać w domu
większą dyscyplinę, jeśli chodzi o dzieci. Doszły mnie słuchy, Ŝe chciała pani startować w
wyborach w okręgu Jacobs. OtóŜ dam pani, a raczej pani ojcu dobrą radę, niech da sobie z
tym spokój, chyba Ŝe lubi wyrzucać pieniądze przez okno.
- Jak pan śmie!? Jeszcze się pan zdziwi, gdy wygram te wybory.
- Z pewnością nie w okręgu Jacobs - dodał z uśmiechem Blake. - Ludzie mają zbyt
dobrą pamięć i wciąŜ jeszcze nie zapomnieli tego przyjęcia sprzed paru lat, a z całą
pewnością nie Culbertsonowie.
Julie zbladła, a paznokcie tak mocno wbiła w aktówkę, którą trzymała pod pachą, Ŝe
aŜ zbielały.
- To był wypadek - powiedziała juŜ mniej pewnym głosem.
- Być moŜe. Wypadek czy nie, prawda jest taka, Ŝe Shannon nie Ŝyje.
Dolna warga Julie zaczęła drŜeć. Zdawało się, Ŝe za moment się rozpłacze. Szarpnęła
drzwi i wybiegła na zewnątrz. Kemp z lodowatym uśmiechem zamknął je za nią. Na jego
twarzy widać było tłumioną wściekłość. Zacisnął usta i cały czas nerwowo poruszał
szczękami.
Tymczasem Libby całkiem się pogubiła. Nie bardzo wiedziała, o co szefowi chodzi,
ale nie odwaŜyła się teraz zadawać pytań.
Dopiero gdy znalazła się w domu i Curt wrócił z pracy, mogła zaspokoić swoją
ciekawość.
Brat rzucił gniewne spojrzenie.
- Słucham? PrzecieŜ Lydia ma pracę i to całkiem niezłą, w okręgowym sądzie. Odbiło
jej?
- Nie mam pojęcia, nie wiem w takim razie, czego Julie szukała u Kempa. Przy okazji
próbowała mnie poniŜyć, ale nic jej z tego nie wyszło.
- No właśnie! Jej chodzi o ciebie. Ona chce Jordana, a ty stoisz jej na drodze.
- Jasne, Ŝe tak! - Libby zaśmiała się sarkastycznie. - Ja jej stoję na drodze, świetny
dowcip, Curt. Lepiej mi opowiedz, co wydarzyło się na tej imprezie przed laty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]