Odnośniki
- Index
- Glen Cook Starfishers 02 Starfishers
- Crownover Jay Zaryzykuj ze mną 02 Zaryzykuj miłość
- Cykl Gwiezdne Wojny Uczeń Jedi (02) Mroczny Przeciwnik (M) Jude Watson
- Lorie O'Clare [Dead World 02] Shara's Challenge [pdf]
- 27. Roberts Nora Niebezpieczna miłość 02 Kuzyn z Bretanii
- Byrne Evie Faustin Brothers 02 Bound by Blood
- Kurtz, Katherine Knights Templar 02 Temple and the Crown
- Jennifer Estep Elemental Assassin 02 Web of Lies
- Jacqueline Lichtenberg [Lifewave 02] City of a Million Legends
- Cat Marsters [Empire 02] Burning Desires (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ja już byłem w furgonetce, Ramone usiadł plecami do mnie. Byłaby to dosko-
nała okazja, żeby się na niego rzucić, gdyby nie obecność drugiego faceta na fotelu
pasażera. Celował we mnie z automatu SIG-sauer. Gość wyglądał, jakby ważył ze sto
pięćdziesiąt kilo. Do połowy.
Joe wsiadł, a ja się przesunąłem, żeby zrobić mu miejsce. Ramone wgramolił
się za nim, zatrzasnął drzwi i usiadł na podłodze plecami do burty. Pistolet wycelował
w Joego.
Klasa wozik pochwalił Joe, rozglądając się równie nieśmiało, jak stary bywa-
lec szukający w barze swoich kumpli. Ma dodatkową przestrzeń na bagaż? To ostat-
ni krzyk mody. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale brzmi niezle.
Zamknij się rzucił Ramone.
Joe zmarszczył brwi, spojrzał na mnie z ukosa i powiedział:
Nie jest przyjacielsko nastawiony.
Nie jest.
Kmiota, który siedział na fotelu pasażera, nie znałem, kierowcy też. Widziałem
go tylko w lusterku, ale to wystarczyło, żeby stwierdzić, że jest starszy, ma siwe włosy i
zmarszczki na czole. Z parkingu pojechaliśmy z powrotem na Rocky River, a stamtąd
na międzystanową i dalej na wschód. Furgonetka jechała gładko. Tak gładko, że pi-
stolet nawet nie zadrżał w ręku Ramone a.
Dłuższy czas jechaliśmy międzystanową zanim kierowca zwolnił i skręcił, żeby
zjechać z autostrady. Znalezliśmy się na Czterdziestej Czwartej Zachodniej, potem
skręciliśmy w Train Avenue, na moje stare ulice do królestwa Jimmy ego Cancerna.
Kierowca zajechał pod budynek z szyldem Lombard Pinnacle Plus . Sądząc po
napisie w oknie, ten Plus odnosił się do pożyczek gotówkowych, wyrobów tytonio-
wych i biletów na loterię. Dla każdego coś miłego.
Za sklepem znajdował się stary magazyn. Stały przed nim pikap i zielony mer-
cedes. Nad nami przetoczył się grzmot, teraz już bliżej.
Ciężka kropla deszczu spadła mi na kark, ześliznęła się po plecach, wywołując
dreszcz, który nie zniknął, kiedy woda już wyschła.
Do środka rozkazał Ramone.
Ruszyłem pierwszy. Otworzyłem drzwi i wszedłem do małego biura. Za nim by-
ła pusta i ciemna hala magazynu. W biurze siedział Jimmy Cancerno. Stopy oparł o
stalowe biurko i patrzył na płaski telewizor wiszący na ścianie. Odwrócił się, kiedy we-
szliśmy. Zmarszczył brwi, widząc pistolet w dłoni Ramone a.
Co ty, do diabła, robisz rzucił ostro.
Mówiłeś, żeby ich przyprowadzić odparł Ramone. Powiedziałeś, żeby nie
dać im wyboru.
To nie znaczy, że masz postępować jak jakiś cholerny idiota. Mówił podnie-
sionym głosem. Nosił okulary, a siwe włosy miał lekko rozczochrane, a nie zaczesane
starannie do góry jak wówczas, kiedy go widziałem.
Ramone wzruszył ramionami i poszedł razem z tamtymi dwoma do magazynu.
Cancerno pozwolił im odejść bez słowa. Pokazał ręką na krzesła stojące przed biur-
kiem.
Siadajcie.
Usiedliśmy. Zdjął stopy z biurka, wyłączył telewizor i odwrócił się przodem do
nas.
Nie kazałem temu idiocie sprowadzać was tutaj pod pistoletem. Poleciłem
tylko, żeby was przyprowadził
No to przyprowadził stwierdził Joe. Sprawny, można powiedzieć.
Cancerno zdjął okulary i położył je na biurku. Wydawał się spokojny i opano-
wany. Ani śladu irytacji.
Są problemy różnej wagi zaczął. Bywają drobne przykrości: przebita
opona, przeciekajÄ…cy dach, czasem drzazga w dupie. Nieprzyjemne, prawda? Dener-
wujÄ…ce. Ale to nic wielkiego. Jeszcze nie kryzys. WymagajÄ… trochÄ™ uwagi, pewnie, ale
to nic poważnego. Załatwia się sprawę i idzie dalej. I zapomina.
Nie odpowiedzieliśmy.
A więc mamy drobne przykrości ciągnął. Ale są i sprawy kryzysowe. Opo-
na strzela, samochód dachuje. Przeciek w dachu powiększa się, drewno gnije i całe to
cholerstwo zawala się na człowieka. Drzazga w dupie powoduje infekcję, nie można
nawet usiąść i kończy się w szpitalu. Rozłożył ręce. Zastanawiacie się kontynu-
ował do której kategorii należycie. Zgadza się? Myślicie sobie: jakim to problemem
się stałem? Jestem drzazgą w dupie czy już infekcją?
Przez minutę w pokoju panowała cisza. Joe i ja nie patrzyliśmy na siebie, tylko
mierzyliśmy się wzrokiem z facetem, który spoglądał to na jednego, to na drugiego z
nas. Nadal zachowywał spokój, ale wcale nie poczułem się dzięki temu lepiej. Był
człowiekiem, który lubił swoje humory. Lubił wiedzieć, ile szkody wyrządzi, kiedy je
uwolni. Teraz trzymał palec na spuście, jak człowiek rozkoszujący się wielką spluwą
trzymaną w dłoni, smakujący chwilę przed oddaniem strzału. Nie odpowiadała mi rola
celu pod ścianą strzelnicy.
Chcesz, żebyśmy zgadywali? zapytałem. Nie ma w tym żadnego kruczka?
Uśmiechnął się.
Nie, nie musicie zgadywać. Powiem wam wprost. Znowu milczenie. Jeste-
ście jak drzazga, płaskie koło, przeciek. Na razie.
Przyjrzał mi się.
Wyglądasz na porządnego faceta. Zaharowujesz się po uszy, żeby pomóc
nieboszczykowi. Kurczę, czy może być lepszy przyjaciel niż taki, który troszczy się o
człowieka po jego śmierci? Chyba nie mam nikogo takiego.
Pochylił się do przodu.
A czy o ciebie ktoś się zatroszczy, kiedy będziesz martwy?
Nie odpowiedziałem. Joe siedział obok mnie nieruchomo. W magazynie pano-
wała cisza, ale wiedziałem, że tam są ludzie i mają broń. Także moją.
Rozumiem rzekł Cancerno że robisz, co do ciebie należy. Szukasz odpo-
wiedzi. To dobrze. Wolałbym nie być w to zamieszany, ale widzę, że nic z tego. Bo
szukasz odpowiedzi w miejscach, które są dla mnie, hm... trochę wrażliwe.
Musimy w nie wdepnąć odparłem. Wrażliwe czy nie. Oczy mu rozbłysły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]