Odnośniki
- Index
- Marketing w biurach podrozy T. Chudoba
- Courtney Brown Kosmiczna Podroz
- Christopher Alexander The search for beauty
- BoruśÂ„, Krzysztof Próg nieśÂ›miertelnośÂ›ci
- Zbrojni 01 Zamek Laghortow Thorhall EM
- Becky Wilde Passion Victoria Nikki's Awakening (pdf)
- James Fenimore Cooper Ned Myers
- L'Engle, Madeleine A Live Coal in the Sea
- Diana Palmer Long Tall Texans 25 Lionhearted
- Business English Tests
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kfr.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez okna drogie sprzęty lub unoszącego zemdlałą kobietę... Wszystko to przesuwa się przed
naszymi oczyma jak cienie kamero-obskury! A dokoła jasno jak w niebie, a skwarno jak w
piekle!
Lud wrzeszczy, kradnie, bije się; zabija czasami...! Wojsko stoi w półkolu... A wszyscy
prawie patrzą się tylko! Posłano niby po sikawki, ale te jutro rano może wreszcie przybędą...
Tymczasem rzucają kijami na dachy, aby rozwalać domy. Szczęście, że nie ma wiatru, a po-
żar udaje się w stronę wielkiego placu i tam się zatrzyma, gdyż przedział za wielki!
Na stu domach wszystko się ukończy... To jeszcze fraszki...! Co innego to było, gdy kalif
Hakem kazał dla igraszki podpalić połowę miasta, a drugą, dla igraszki także, oddał na rzez i
rabunek!
Lub gdy w jedenastym wieku wezyr Schaner w mściwym szale kazał podpalić Kair, a po-
żar trwał dni czterdzieści!
W Stambule na tydzień dwa razy przynajmniej podobne gody! Więc... idzmy spać, przyja-
cielu.
Albo raczej przy świetle księżyca udajmy się ku bramie Starego Kairu, a tam znajdziem
konie i naszego wiernego janczara; otworzą nam bramę, bo mamy hasło, i pójdziem pozdro-
wić wschodzące słońce ze szczytu odwiecznych piramid!
Za półtorej godziny wystąpi już na niebo zorza i tak jak wczoraj, po zachodzie słońca, pół
godziny trwać będzie! Galopując ciągle, na czas przybędziem.
Otóż plac piękny, na którym zielenieją młode, niedawno sadzone drzewa. Tu fontanna...
Tam groby świętych...! Obróćmy się teraz trochę... Jaki Kair piękny...! jak fantastyczny...
przy tym podwójnym świetle księżyca i pożaru.
Otóż starożytny wodociąg z rzymskich jeszcze czasów, na połowie drogi między miastem
a Starym Kairem.
Musiał on prowadzić wodę do jakiego pałacu miasta Faustah lub innego jakiego, którego
nie wiedzą już nazwiska. Opodal piękny nowy pałac, dalej droga nad brzegami rzeki, a po
18
Okrzyk na zwiastowanie pożaru (p. a.).
51
naszej prawej odnoga Nilu i wyspa Rodah, na której śpi spokojnie piękny pałac i obszerny
ogród, na wpół angielski, na wpół wschodni, należący do Ibraima-baszy.
Tuż opodal od strony lądu błyszczy biały i kształtny pałac Solimana-baszy. Solimana! co
miał dziesięć franków w kieszeni i trzy koszule w mantelzaku przychodząc do Egiptu!
O tym następną historię sam nam opowiedział.
Dosłużywszy się w armii Napoleona stopnia pułkownika, doświadczony, energiczny, sprę-
żysty i pojętny, nie chcąc tracić czasu w armii Burbonów na paradach i procesjach, prześla-
dowany z powodu swych opinii politycznych (był bowiem zagorzałym bonapartystą), posta-
nowił iść w świat i szukać szczęścia. Wsiadłszy na okręt kupiecki w Marsylii, przypłynął do
Aleksandrii.
Wylądowawszy w tym mieście z dziesięcioma frankami w kieszeni, z trzema koszulami w
mantelzaku (z których jedna już była przezroczystą, jak on sam opowiada), włóczył się po
placu przez Europejczyków zamieszkałym i palił cygaro.
Nie pomnąc na ciężkie czasy i stosując się tylko do starego nawyknienia, wstąpił do ka-
wiarni, aby się ochłodzić szklanką ponczu. Ale że wtedy w Aleksandrii niewielu było Francu-
zów i Europejczyków w ogólności, konsul francuski, dowiedziawszy się o przyjezdzie wyż-
szego oficera dawnej armii, przysłał swego drogmana do kawiarni, w której nasz bohater się
znajdował, aby go się spytać o paszport. (Był to bowiem konsul Burbonów).
Séve, stosujÄ…c siÄ™ zawsze do starego swego zwyczaju, uderzyÅ‚ nogÄ… drogmana, a zreflek-
towawszy się, że choć się to działo w Afryce, jednak podobna karta wizytowa nie bardzo
uchodziła, za pośrednictwem kilku przyjaciół, których sobie był wnet zrobił przy ponczu,
wyniósł się natychmiast z Aleksandrii do Kairu.
Tam wziął się do pracy, to jest przebywając u niektórych Europejczyków, chętnie udziela-
jących gościnnego przytułku staremu żołnierzowi Napoleona, zaczął się pilnie przykładać do
jÄ™zyka arabskiego i do nauki Koranu. Co już dowodzi, że Séve nie byÅ‚ pospolitym rÄ™baczem,
ale że miał wyższe zdolności.
W rok potem (1821) Séve zostaÅ‚ przedstawionym osobiÅ›cie Mehmedowi-Ali.
Czyś wojskowy? zapytał go basza.
Tylko odpowiedział Francuz.
Czy potrafiłbyś uorganizować mi nową armię na wasz sposób?
Umiałem za Napoleona pobić tyle innych!
Podejmujesz się wykonać moje zamiary?
Podejmuję, jeśli mi dasz trzy rzeczy, to jest: czas, pieniądze i pomoc.
Stanęła pomiÄ™dzy tymi dwoma niepospolitymi awanturnikami ugoda; wkrótce potem Séve
przyjęty do dworu, jak niegdyś Mehmed-Ali do dworu baszy aleksandryjskiego, przywdział
tureckie szaty, przybrał muzułmańskie imię i żył pod promieniami łaski Mehmeda.
Mehmed-Ali, postanowiwszy rzeczywiście wspierać go mocno w wykonaniu nowych za-
miarów, stosownie do jego rady wysÅ‚aÅ‚ go do Esné nad granicÄ™ Nubii i przeznaczyÅ‚ także to
miejsce za garnizon kilku starym batalionom, złożonym z niedobitków mamluckich jak i
arabskich, i do tych batalionów wciąż nowych rekrutów dosyłał. Soliman (tak się bowiem
Séve przezwaÅ‚) mieszkaÅ‚ w Esné u mudira (rzÄ…dcy), któremu tajemnie poleconym byÅ‚o dawać
mu w przypadku wszelkie zbrojne wsparcie. Pozostawał on w zażyłości z Mamlukami i Ara-
bami.
Stopniowo zaczął im pokazywać jako igraszkę musztrę z karabinem po europejsku. Kilku,
kilkunastu, a potem kilkudziesiąt nauczyło się, jak na zabawę, tych nowych i ciekawych rze-
czy. Soliman przyzwyczajał ich do tego codziennie, a wyuczywszy dostatecznie, nakłonił, aby
i oni uczyli przybywających rekrutów, z których formował plutony i roty i oddawał na naukę
nowouformowanym instruktorom. Nie spostrzegając się, że uskuteczniają dawne zamiary
52
Mehmeda-Ali, Araby były powolnymi życzeniom Solimana, gdyż zawsze człowiek chcący
szczerze i chcieć umiejący znajdzie sposób, którym zmusi innych do wykonania swojej woli.
Ale pozostawała jeszcze do załatwienia jedna rzecz, w której Araby są bardzo skrupulat-
nymi. W wieczornych rozprawach z fajką w ręku pytali się oni Francuza:
A jakiej ty religii?
%7ładnej odpowiedział im buchając kłębami dymu.
Jak to, żadnej? w kogóż wierzysz przecie?
Wierzę w jednego Boga, a że ten Bóg nie może sam wszystkim się zatrudniać, wierzę, że
musi mieć jakiego namiestnika.
Mahometa odpowiedziały mu Araby.
Nie wiem, jak siÄ™ nazywa.
Mahomet! Mahomet! wołali oni, dodając: Ten człowiek nie wie, że jest muzułmani-
nem z natchnienia!
Czynili mu inne zapytania, na które filut Francuz odpowiadał zawsze w duchu Alkoranu,
któren umiał na pamięć.
To cud boski! mówili łatwowierni muzułmanie. Ten chrześcijanin zrodził się na ma-
hometanina! On nim już jest, gdyż światło Mahometa wstąpiło do mózgownicy jego!
Jednym słowem, Soliman w ciągu lat dwóch utworzył Mehmedowi-Ali nową armię na
sposób europejski. Nie dokonał jednak tego bez licznych trudności i szwanków, gdyż i na
dworze Mehmeda, i w obozie byli tacy, co usiłowali zgubić tego śmiałka.
Razu pewnego w Assuan, na wyspie File, gdy podczas musztry Soliman komenderował
batalionowy ogień, kula karabinowa świsnęła mu koło uszów.
Oficerowie opodal stojący spojrzeli się na siebie i czekali niespokojni chwili, w której wy-
buchnie na wierzch gniew i trwoga Solimana. Ale Francuz podkręcając wąsa komenderował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]