Odnośniki
- Index
- Hannah Kristin Jedyna z archipelagu (Wyspa pojednania)
- !William E. Barrett Czarnoksiężnik
- Fizyka_ _Wzory_i_Kompendium_1_
- Borowski_Tadeusz_Wybor_opowiadan
- Annmarie McKenna Strength of Three
- Kantra Virginia Odszukać‡ szcz晜›cie
- 05d1d_LA 2642P
- Rampa Lobsang Feeding the Flame
- Rolls_Elizabeth_ _Zakazana_milosc
- Fast Track 4 The Chase
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Trudno było ustrzec się spojrzenia w głąb zielonych, bacznych oczu.
- Bardzo młody z ciebie czarnoksiężnik - rzekł smok. - Nie wiedziałem, że są ludzie, którzy
swoją moc osiągają w tak młodym wieku. - Mówił, tak jak i Ged, Dawną Mową, bo ona właśnie
jest do tej pory językiem smoków. Choć używanie Dawnej Mowy zmusza człowieka do
mówienia prawdy - smoków to nie dotyczy. Jest to ich własny język, toteż mogą w nim kłamać,
naginając prawdziwe słowa do fałszywych celów, chwytając niebacznego słuchacza w labirynt
słów-luster, z których każde odbija prawdę, ale donikąd nie prowadzi. Ostrzegano przed tym
często Geda i gdy smok przemówił, czarnoksiężnik słuchał go nieufnie, gotów do
powątpiewania we wszystko. Ale słowa zdawały się proste i jasne:
- Czy po to przybyłeś tutaj, aby prosić mnie o pomoc, mały czarnoksiężniku? :
- Nie, smoku.
- A jednak mógłbym ci pomóc. Będziesz potrzebował wkrótce pomocy w walce przeciwko
temu, co ściga cię w ciemności.
Ged stał oniemiały.
- Czym jest to, co cię ściga? Powiedz mi jego imię.
- Gdybym mógł to nazwać... - Ged zawahał się. %7łółty dym zakłębił się nad długim łbem
smoka, wydobywając się z nozdrzy, z dwu okrągłych ognistych jam.
- Gdybyś mógł to nazwać, mógłbyś to zapewne ujarzmić, mały czarnoksiężniku. Może będę
umiał zdradzić ci jego imię, kiedy ujrzę to z bliska. A to się zbliży, jeśli zaczekasz u brzegów
mojej wyspy. To się zjawi wszędzie tam, dokąd ty przybędziesz. Jeśli nie chcesz, aby to się
zbliżyło, musisz przed nim uciekać, uciekać, bez przerwy uciekać. I mimo wszystko będzie to
szło w ślad za tobą. Czy chciałbyś znać jego imię?
Ged znów stał w milczeniu. Nie umiał odgadnąć, skąd smok dowiedział się o uwolnionym
przezeń cieniu, ani też skąd może znać imię cienia. Arcymag powiedział kiedyś, że cień nie ma
imienia. Lecz smoki mają swoją własną mądrość i stanowią rasę starszą nizli człowiek. Niewielu
ludzi potrafi się domyślić, co smok wie i skąd się tego dowiedział; ci nieliczni - to Władcy
Smoków. Dla Geda tylko jedno było pewne: choć smok mógł rzeczywiście mówić prawdę, choć
byłby w samej rzeczy zdolny wyjawić istotę i imię owego cienia i w ten sposób dać Gedowi
władzę nad nim - nawet wówczas, nawet jeśli mówił prawdę, czynił to wyłącznie dla swych
własnych celów.
- Bardzo rzadko się zdarza - powiedział wreszcie młodzieniec - aby smoki chciały
wyświadczać ludziom przysługi.
- Ale jest rzeczą bardzo zwyczajną - odparł smok - że koty bawią się myszami, zanim je
zabijÄ….
- Ja jednak nie przybyłem tu, aby się bawić, czy też być czyjąś zabawką:
Przybyłem, aby dobić z tobą targu.
Szpic smoczego ogona, ostry jak miecz, ale pięciokrotnie od miecza dłuższy, wygiął się
łukowato ku górze jak ogon skorpiona ponad pokrytym łuską niczym kolczugą grzbietem
smoka, wznosząc się wyżej nizli wieża. Smok przemówił oschle:
- Ja nie dobijam z nikim targu. Ja biorę. Co takiego możesz mi zaofiarować, czego nie
potrafiłbym odebrać ci, kiedy tylko zechcę?
- Bezpieczeństwo. Twoje bezpieczeństwo. Przysięgnij, że nigdy nie polecisz na wschód od
Pendoru, a ja przysięgnę, że pozostawię cię frez szwanku.
Zgrzytliwy odgłos wydobył się z gardzieli smoka, jak odległy łoskot kamiennej lawiny
spadającej pośród gór. Ogień tańczył po jego rozszczepionym na troje języku. Smok uniósł się
wyżej, wyłaniając się spoza ruin.
- Ofiarujesz mi bezpieczeństwo! Grozisz mi! Czym?
- Twoim imieniem, Yevaud.
Głos Geda zadrżał przy wymawianiu tego imienia, lecz wypowiedział je wyraznie i głośno. Na
jego dzwięk Stary Smok zamarł w bezruchu. Minęła chwila, potem następna; wreszcie Ged,
stojąc w swojej małej jak łupina, rozkołysanej łodzi, uśmiechnął się. Zaryzykował swym życiem,
stawiając je na przypuszczenie zaczerpnięte ze starych historii o smoczej wiedzy, jakich uczył
się na Roke, przypuszczenie, że smok z Pendoru jest tym samym, który ograbił zachodni Osskil
w czasach Elfarran i Morreda, a potem został stamtąd przepędzony przez znającego się na
imionach czarnoksiężnika nazwiskiem Elt. Przypuszczenie to okazało się trafne.
- Nasze siły są równe, Yevaud. Ty masz swoją moc: ja znam twoje imię. Zawrzesz ze mną
układ?
Smok wciąż jeszcze nie odpowiadał. Przez wiele lat wylegiwał się na wyspie, gdzie
napierśniki i szmaragdy walały się rozsypane w pyle pośród cegieł i kości; przyglądał się swojej
czarnej, jaszczurczej dziatwie, igrającej między zmurszałymi domami i wypróbowującej skrzydła
w lotach z urwisk; sypiał długo w słońcu i nie budził go nigdy głos ani żagiel. Zestarzał się.
Trudno było teraz się ruszyć, stawić czoło temu niedorosłemu magowi, temu wątłemu
przeciwnikowi, którego laska wywoływała grymas pogardy na paszczy starego smoka Yevauda.
- Możesz wybrać dziewięć drogich kamieni z mojego skarbu - odezwał się wreszcie głosem
syczącym i skomlącym w długiej paszczęce. - Dziewięć najlepszych: wybieraj. Potem odejdz!
- Nie chcę twoich klejnotów, Yevaud.
- Gdzie się podziała ludzka chciwość? W dawnych czasach na Północy ludzie kochali
błyszczące kamienie... Wiem, czego chcesz, czarnoksiężniku. Ja także mogę ofiarować ci
bezpieczeństwo, bo wiem, co może cię ocalić. Znam to jedno, co może cię ocalić. Okropność
idzie twoim śladem. Zdradzę ci jej imię.
Serce Geda zabiło mocniej; zacisnął w dłoni laskę, stojąc równie nieruchomo jak smok.
Przez chwilę walczył z nagłą, wstrząsającą nim nadzieją.
To nie o swoje własne życie się targował. Mógł mieć nad smokiem jedną, i tylko jedną
przewagę. Odsunął nadzieję i uczynił to, co uczynić musiał.
- Nie tego żądam, Yevaud.
Gdy wymawiał imię smoka, było to, jakby trzymał olbrzymiego potwora na delikatnej,
cienkiej smyczy, zaciskając ją na jego gardzieli. Mógł wyczuć odwieczną złośliwość i
znajomość ludzi w spojrzeniu smoka, które na nim spoczywało, mógł widzieć stalowe szpony,
każdy długości ludzkiego przedramienia, twardą jak kamień skórę, niszczący ogień, który czaił
się w smoczej gardzieli; a jednak wciąż się zaciskała.
Ged znów przemówił:
- Yevaud! Przysięgnij na swoje imię, że ty ani twoi synowie nie zjawicie się na Archipelagu.
Płomienie buchnęły nagle jasno i głośno ze smoczej paszczy i smok odezwał się:
- Przysięgam na swoje imię!
Cisza zapadła na wyspie i Yevaud spuścił swój wielki łeb.
Gdy podniósł go znowu i spojrzał, czarnoksiężnika już nie było, a żagiel jego łodzi jawił się białą
plamką ponad balami na wschodzie, plamką sterującą ku żyznym i obsypanym klejnotami
wyspom wewnętrznych mórz. Wtedy Stary Smok z Pendoru dzwignął się w ataku wściekłości,
burząc wieżę skrętem wijącego się cielska i bijąc skrzydłami, które sięgały na całą szerokość
zrujnowanego miasta, Lecz był związany przysięgą - więc nie poleciał, ani wtedy, ani
kiedykolwiek pózniej w kierunku Archipelagu.
6. Zcigany
Gdy tylko wyspa Pendor za jego plecami pogrążyła się za linią horyzontu, Ged, spoglądając na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]