Odnośniki
- Index
- Tadeusz Dołęga Mostowicz Bracia Dalcz i S ka tom I
- Konwicki Tadeusz Mała apokalipsa
- Jan Adnrzej Morsztyn WybĂłr wierszy
- Boris_Vian_ _pociag_do_opowiastek
- Zahn Timothy ObśÂ‚awa na Icarusa
- Current Clinical Strategies, Outpatient and Primary Care Medicine (2005); BM OCR 7.0 2.5
- Mayo Margaret WśÂ‚oskie wakacje
- Iain Banks Culture 01 Cons
- James Fenimore Cooper The Bravo [txt]
- Brashear Jean Marchand 07 PóśĹźna miśÂ‚ośÂ›ć‡
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
coś niesamowitego w śnie, że śnisz mi się tak wyraznie i plastycznie. Wiesz, sen nie jest jak
obraz, ale jak przeżycie, w którym jest przestrzeń i czuje się ciężar przedmiotów i ciepło
Twojego ciała...
Trudno mi sobie Ciebie wyobrazić na obozowej pryczy, z obciętymi włosami po
tyfusie... Pamiętam Ciebie z Pawiaka: wysoką, smukłą pannę o lekkim uśmiechu i smutnych
oczach. Na alei Szucha siedziałaś z pochyloną głową i widziałem tylko Twoje czarne włosy,
które teraz są obcięte.
I to jest najsilniejsze, co we mnie pozostało stamtąd, z tamtego świata: Twój obraz,
choć tak trudno mi Ciebie przypomnieć. I dlatego piszę Ci tak długie listy: bo to są moje z
TobÄ… rozmowy wieczorne, jak wtedy na Skary szewskiej. I dlatego te listy sÄ… pogodne.
Zachowałem w sobie dużo pogody i wiem, że i Ty jej nie straciłaś. Mimo wszystko. Mimo
pochylonej głowy na gestapo, mimo tyfusu, zapalenia płuc i - krótko obciętych włosów.
A ci ludzie... Widzisz, oni przeszli straszną szkołę obozu, tego obozu z początku, o
którym krążą legendy. Ważyli po trzydzieści kilo, byli bici, wybierani do gazu - rozumiesz,
dlaczego mają teraz śmieszne, wcięte marynarki, swoisty, kołyszący się chód i pochwałę
Oświęcimia na każdym kroku?
A to jest tak... Chodzimy po Birkenwegu, eleganccy, w cywilnych garniturach. Ale cóż
- milionowcy! Sto trzy tysiące, sto dziewiętnaście tysięcy, czarna rozpacz, żeśmy nie zdążyli
po wcześniejsze numery! Podszedł do nas ktoś w pasiaku, dwadzieścia siedem tysięcy, stary
numer, aż się w głowie kręci. Młody chłopak o mętnym spojrzeniu onanisty i chodzie
zwierzęcia wietrzącego niebezpieczeństwo.
- Koledzy, skąd wy jesteście?
- A z Birkenau, proszÄ™ kolegi.
- Z Birkenau? - popatrzył po nas krytycznie. - I tak dobrze wyglądacie? Przecież to
straszne... Jak wy możecie tam wytrzymać?
Witek, mój wysoki przyjaciel i doskonały muzyk, odrzekł podciągając mankiety:
- Fortepianu u nas, niestety, nie ma, ale wytrzymać idzie. Stary numer popatrzył na nas
35 Szrajbsztuba (z niem. Schreibstube) - kancelaria
3
jak przez mgłę:
- Bo my boimy siÄ™ Birkenau...
III
Kursy wciąż się odwlekają, bo czekamy na flegerów z okolicznych obozów: z Janiny,
z Jaworzna, z Buny. Mają być także flegerzy z Gliwic i z Mysłowic, dalszych obozów, ale
należących jeszcze do Oświęcimia. Tymczasem wysłuchaliśmy paru wzniosłych przemów
czarnego kierownika od kursów, małego zasuszonego Adolfa, który przyjechał niedawno z
Dachau i jest nasiąkły aż po uszy kameradschaftem.36 Będzie podnosił zdrowotność obozu
przez kształcenie flegerów i obniżał śmiertelność przez nauczanie, co to jest system nerwowy.
Adolf jest niezwykle sympatyczny i nie z tego świata, ale jako Niemiec, nie zna proporcji
między rzeczami i zjawiskami i czepia się znaczenia słów, jakby one stanowiły rzeczywistość.
Mówi Kameraden 37 i myśli, że my istotnie jesteśmy Kamer aden, mówi zmniejszyć
cierpienie i myśli, że to jest możliwe. Na bramie obozu spleciono z żelaza litery: Praca
czyni wolnym . Oni chyba w to wierzą, ci esmani i ci więzniowie, którzy są Niemcami. Ci, co
się wychowali na Lutrze, Fichtem, Heglu, Nietzschem. Więc kursów na razie nie ma i włóczę
się po obozie, czyniąc wycieczki krajo- i psychoznawcze. Właściwe włóczymy się w paru:
Staszek, Witek i ja. Staszek kręci się zazwyczaj koło kuchni i magazynu, wyszukując tych,
którym kiedyś coś dał i którzy teraz jemu dać powinni. Jakoż wieczorem zaczyna się
procesja. Schodzą się jakieś typy, którym zle z oczu patrzy, uśmiechają się życzliwie
wygolonymi szczękami i wyciągają spod wciętych marynarek: ten kostkę margaryny, ów
biały chleb szpitalny, inny kiełbasę, tamten papierosy. Rzucają to wszystko na dolne łóżko i
znikają jak w filmie. Dzielimy łupy, uzupełniamy z paczek i gotujemy w piecu, który ma
kafle barwne i majolikowe.
Witek łazi za fortepianem. Stoi czarne pudło w sali muzycznej w bloku, tam gdzie i
puff, ale w arbeitszeicie38 grać nie wolno, a po apelu grają sobie muzycy, którzy poza tym dają
co niedziela koncerty symfoniczne. Koniecznie pójdę posłuchać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]