Odnośniki
- Index
- Koontz Dean R Pieczara gromow (pdf)
- Sreenath O.G. Indian Astrology (A collection of astrological articles)
- fr 24
- Christie Agatha Pajć™czyna
- Rampa Lobsang Feeding the Flame
- Cabot Meg Pamić™tnik Ksi晜źniczki 06 Ksi晜źniczka uczy sić™ rzć…dzić‡
- BśÂ‚ekitna godzina pdf
- Guy Gavriel Kay Sarantine 2 Lord of Emperors
- Krzysztof śÂšroda Podróśźe do Armenii i innych krajów (2012r.)
- Rolls_Elizabeth_ _Zakazana_milosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ginamrozek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieliśmy, jeden dobry jest, a drugi nie. Ale na czym polega dobroć jednego, a złość drugiego,
tegośmy nie przechodzili; więc powiedzmy teraz. Otóż ten z nich, który lepsze ma stanowisko, kształty
ma proste a proporcjonalne i zgrabne; wysoko nosi kark, nos ma łagodnie zgarbiony, białą maść,
czarne oczy; ma ambicję, ale i ma władzę nad sobą, i wstyd w oczach. Lubi zasłużoną chwałę; batoga
nie potrzebuje, dobre słowo mu wystarcza. A drugi krzywy, gruby i lada jako związany; twardy ma
kark, krótką szyję, nos do góry zadarty, czarną sierść, ogień w krwią nabiegłych oczach; buta i
bezczelność to jego żywioł. Nie słyszy całkiem, bo ma kudły w uszach; ledwie że bicza i ościenia
posłucha. Więc kiedy woznica ujrzy jakąś zjawę miłosną i żar mu duszę ogarnia, kiedy mu tęsknota
pierś rozpiera, a żądła łechcą na wszystkie strony, jeden koń, który zawsze słucha woznicy, wtedy
także wstydem się kieruje i sam siebie zatrzymuje, żeby nie wskoczyć przednimi nogami na kochanka;
za to drugi nie zważa na ukłucia ani razy, których mu woznica nie szczędzi, i w dzikich podskokach
pędzi wprost przed siebie. Męczy się z nim strasznie jego sąsiad w zaprzęgu; rady mu nie może dać i
woznica. On ich rwie wprost na kochanka, żeby tam odświeżyć wspomnienie wdzięków Afrodyty. A ci
obaj oburzają się zrazu i ciągną w przeciwną stronę, bo ten ich zmusić chce do bezeceństwa
strasznego. W końcu, kiedy wszystko nic nie pomaga, idą za nim; on ich wlecze za sobą. Już ustąpili:
już się godzą czynić, co im każe. Zbliżają się do kochanka i oto staje przed nimi jego postać jasna.
Kiedy ją ujrzał woznica, błyskawicą mu wtedy przed oczyma staje wspomnienie piękności; myśl jego
ulatuje do jej istoty i ogląda ją znowu: ona tam stoi obok władzy nad sobą, tam na świętych stopniach.
Myśl jego przejrzała i lęk ją oblatuje święty; więc pada na wznak i tym samym szarpie w tył cugle tak
mocno, że oba konie stają dęba na zadach. Jeden z nich rad, bo nie ciągnął w stronę przeciwną, a
tamten butny, bestia, nierad bardzo. CofajÄ… siÄ™ jednak oba; jeden ze wstydu i strachu kroplami potu
skrapia całą duszę, a drugi, kiedy mu już uzda warg nie rani, a upadek wstecz nie grozi, ledwie że tchu
nabrał, ciskać się zaczyna w pasji i obelgi miotać; od tchórzów wymyśla woznicy i towarzyszowi w
zaprzęgu, że to ze strachu i nie po męsku popsuli szyki i złamali umowę. I znowu ich chce gwałtem,
wbrew ich chęci, naprzód wlec i ledwie im ustąpić raczy, kiedy się proszą, żeby im to na następny raz
odłożył. Kiedy termin umówiony przyjdzie, oni udają, że zapomnieli, ale on go przypomina i znowu
gwałt im zadaje, rży, wlecze za sobą i wymusić chce na nich zbliżenie do chłopaka w takiej samej myśli
jak poprzednim razem. Kiedy już są blisko, spuszcza łeb, stawia ogon do góry, bierze wędzidło na kieł i
rwie naprzód bez pamięci i wstydu. Woznicy tym razem jeszcze gorzej, toteż się jeszcze gwałtowniej
rzuca wstecz, jak u mety wyścigów, i tym gwałtowniej butnej bestii munsztuk z zębów wyrywa, język
mu przebrzydły i paszczękę do krwi zdziera, a zad i stopy w ziemię wpiera; niech się bestia męczy. Po
kilku takich lekcjach pokornieje butna szelma i zaczyna słuchać przezornego woznicy, a kiedy piękną
postać zobaczy, wtenczas ginie ze strachu. Odtąd zaczyna dusza tego, który kocha, chodzić ze
wstydem i czcią, i z obawą śladami ukochanej osoby.Kiedy zaś człowiek, który nie udaje miłości, ale
doznaje tego uczucia naprawdę, boskim kultem otacza wybrańca, ten żywi wprawdzie dla niego pewną
naturalną sympatię, jednakże trzyma go zrazu z daleka, może i dlatego, że między kolegami kiedyś
plotki krążyły o tym, który kocha, i mówiono, że się nie wypada wdawać w poufalsze stosunki na tle
erotycznym.
Z czasem jednak wiek i konieczność robi swoje i dochodzi do zbliżenia między nimi. Bo nigdzie nie jest
napisane, żeby się tylko zli ludzie musieli do siebie zbliżać, a ludzie dzielni nie mogli. Kiedy się zaś
stosunki i rozmowy częstsze nawiążą, wybrany spostrzega ku swemu wielkiemu zdumieniu coraz nowe
objawy życzliwości ze strony zakochanego i zaczyna dochodzić do przekonania, że wszyscy inni
przyjaciele i bliscy nic mu właściwie nie dają w porównaniu z tym człowiekiem, w którego bóg wstąpił.
A kiedy ten dłuższy czas tak postępuje i zbliża się do niego, i styka z nim w salach gimnastycznych i
gdzie indziej także, wtedy bić zaczyna zródło owych promieni, które Zeus, w Ganimedesie zakochany,
urokiem nazwał, i strumień ich obfity płynie ku temu, który kocha, wnika weń i wypełnia go po brzegi,
a co zostaje, przelewa się, i tak jak wiatr albo echo jakieś od gładkich a twardych ciał odbite znowu
tam wraca, skąd wyszło, tak i strumień piękności znowu do swego zródła przez oczy - zwyczajna to
jego droga do duszy - wraca, a wróciwszy skrapia pory, którymi się pióra cisnąć zwykły; pióra rosną i
oto się dusza kochanka miłością napełnia. I on już kocha, ale jeszcze sam nie wie kogo. I ani wie, co
się z nim dzieje, aniby to powiedzieć potrafił. Ale jakby się od kogoś choroby oczu nabawił, nie wie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]