Odnośniki
- Index
- D061. Simms Suzanne Byle nie Ślub
- 1008. Hart Jessica Ślub w tropikach
- Cathleen Galitz Ślubny bukiet
- Wilkins Gina Serce na dłoni
- May Karol Tajemnice klasztoru
- Marshall Paula Zaginiona ksi晜źniczka
- Crissy Smith Magical Menage (pdf)
- Jeff Head Dragon's Fury 1 Dragon's Breath
- Antologia ZśÂ‚ota podkowa 40 MarczyśÂ„ski Antoni Dwunasty telewizor
- Amorth Gabriele Wyznania Egzorcysty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak mogła im powiedzieć, że co noc tęskni za nim, a zarazem boi się, że znów złamie jej
serce? Jak mogła dać wyraz obawie, że wkrótce znudzi mu się zabawa w dom i zapragnie
nowych przygód?
Niepokoił ją nawet lekceważący stosunek Case a do Coopera i jego ludzi. Może Case nie
przejmuje się nimi, bo tak naprawdę nie zamierza zostać na dłużej w Mitchell s Fork? Co
prawda kupił dom i od nowa go urządzał, ale kto wie... Więc wciąż się martwiła i czekała.
Nie możecie tego zrozumieć mruknęła.
Ja cię chyba rozumiem. Lisa spojrzała na nią przenikliwie. On jest taki... inny niż
wszyscy mężczyzni w tym mieście, prawda?
Maddie bez słowa skinęła głową i spojrzała w stronę bufetu. Case stał w kolejce wśród
rozchichotanych panienek, tęgawych mężczyzn w średnim wieku, młodych ludzi w
baseballowych czapeczkach i matek z małymi dziećmi. Na tle zwyczajnych mieszkańców
Mitchell s Fork prezentował się niepokojąco wręcz niebezpiecznie. Jak ktokolwiek mógłby
uwierzyć, że Case znajdzie wśród nich miejsce dla siebie?
Szczerze mówiąc, Maddie też nie wiedziała, czy chce w to uwierzyć. Zakochała się po
uszy w tym peÅ‚nym fantazji zawadiace, którego spotkaÅ‚a w Cancún. W mężczyznie, dziÄ™ki
któremu poznała, co to pasja i namiętność. Czyżby naprawdę chciała, żeby się upodobnił do
tutejszych mężczyzn? Czy nie doszła już do wniosku, że pragnie od życia czegoś więcej
ponad to, co może znalezć w ciasnych granicach Mitchell s Fork?
Tymczasem Case wracał już do stolika, z papierowymi kubkami w obu rękach. Kiedy
pochwycił jej spojrzenie, uśmiechnął się jakimś niepokojącym, drapieżnym uśmiechem.
Lisa ma rację, pomyślała Maddie i zadrżała. Case jest inny niż wszyscy mężczyzni, jakich
dotąd znałam.
Usiadł przy stoliku i przysunął się do Maddie. Poczuła falę gorąca, która sięgnęła jej
policzków. Pragnąc ukryć rumieniec przed bystrym okiem kuzynki, Maddie głośno
chrząknęła i powiedziała:
Pózniej będą fajerwerki.
Case znowu błysnął zębami w uśmiechu.
Mam nadzieję powiedział półgłosem.
Lisa zachichotała, a Maddie zrobiła się czerwona jak burak.
Orkiestra zaczęła grać romantyczną balladę. Case wstał.
Zatańczysz ze mną?
Podała mu rękę i pozwoliła się zaprowadzić na zatłoczony parkiet. Case wziął ją w
ramiona. Nagle cały ten tłum i zgiełk gdzieś się rozpłynęły. Zostało tylko ich dwoje i żar,
który między nimi narastał, kiedy łagodnie kołysali się do wtóru muzyki.
To był cudowny dzień, Maddie szepnął jej Case do ucha. Podoba mi się twoje
miasto, twoje święto i twoi przyjaciele. I kocham...
Nie dosłyszała, co powiedział, choć drżąc wstrzymała oddech. Wszystko zagłuszył głośny
huk i trzask, po którym rozległy się pełne przerażenia okrzyki.
Case zamarł na sekundę, a potem, zostawiając Maddie, popędził w kierunku, z którego
dochodziły te hałasy. Maddie pobiegła za nim, czując, że ma w głowie kompletny zamęt.
ROZDZIAA 11
Arenę otaczały stare, drewniane trybuny. Ludzie powoli zaczynali już się zbierać w
oczekiwaniu na pokaz sztucznych ogni, który miał się rozpocząć za dwadzieścia minut.
Kiedy Maddie dobiegła na miejsce, z przerażeniem spostrzegła, że jedna z trybun
załamała się pośrodku, a cała konstrukcja niebezpiecznie się chwieje. Na górze uwięziona
została piątka dzieci, które teraz przerazliwie krzyczały, uczepione trzeszczących belek.
Dolne rzędy ławek zawaliły się już wcześniej, tak że dzieci niebezpiecznie balansowały
jakieś pięć metrów nad ziemią. Słońce już zaszło i ciemność rozświetlały jedynie zawieszone
u góry kolorowe lampki, co jeszcze pogłębiało grozę sytuacji.
O mój Boże! wyrwało się Maddie. Oczyma duszy widziała już strzaskaną trybunę i
pogrzebane pod niÄ… dzieci.
Ludzie miotali się, płacząc i krzycząc ze strachu. Nie było nikogo, kto potrafiłby
zapanować nad sytuacją McAdams i jego towarzysze kręcili się wśród tłumu, przerażeni i
zdezorientowani.
Nagle wszystko się zmieniło.
Hej, wy tam! krzyknął Case do grupki starszych chłopaków, wśród których był i Jeff.
Podtrzymać rusztowanie!
Chłopcy od razu go zrozumieli. Otoczyli chwiejące się pale i próbowali je naprostować.
Kilku mężczyzn rzuciło im się na pomoc. Maddie nagle otrząsnęła się z paraliżującego
strachu i wraz z paroma kobietami podbiegła do trybuny. Chociaż w szóstkę usiłowały
podeprzeć rozchwianą belkę, czuła, jak cała konstrukcja drży, i wiedziała, że nie zdołają jej
długo utrzymać.
Spojrzała w górę. Jeden z uwięzionych chłopców zrobił ruch, jakby miał zamiar
zeskoczyć na stojących pod nim ludzi.
Nie! ryknął Case. Dzieci zamarły. Nie ruszaj się! zawołał do chłopca. Idę po
ciebie.
Maddie stłumiła okrzyk protestu. Case chciał się wspiąć na górę? A jeśli spadnie? Jeżeli
trybuna zawali się pod jego ciężarem i wszyscy spadną? Może powinien poczekać, aż
przyniosÄ… drabinÄ™?
Konstrukcja znowu zadrżała i zatrzeszczała. Maddie i ludzie wokół niej mocniej
przywarli do belek.
To się zaraz zawali! rozległ się gdzieś z tyłu okrzyk McAdamsa. Odsunąć się,
wszyscy!
Jakaś kobieta rozpaczliwie krzyknęła. Maddie rozpoznała matkę jednego z uwięzionych
na górze chłopców.
Wszystko będzie dobrze, Carol zawołała, przekrzykując tłum. Case sprowadzi
dzieci na dół.
Nagle do Case a, który sprawdzał, czy wszystkie belki są mocno podparte, podeszli
Jackson i Mike. Po błyskawicznej naradzie wraz z dwoma innymi mężczyznami podnieśli
Case a do góry. Uchwycił się poziomej belki, żeby się przekonać, czy wytrzyma jego ciężar.
Drewno zatrzeszczało.
Maddie wstrzymała oddech. Czuła, że naprężone ramiona zaczynają jej drżeć, więc
mocniej zaparła stopy w zdeptaną trawę.
Z wysiłkiem uniosła głowę. Case powoli piął się w górę, uważnie sprawdzając
wytrzymałość każdej belki. Tłum, który przedtem krzyczał, teraz zamilkł. Zapadła grobowa
cisza.
Wezcie stąd tego faceta! ryknął nagle McAdams, a jego głos odbił się echem w
ciemności. Zawali nam trybunę. Trzeba poczekać na ekipę ratowniczą!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]