Odnośniki
- Index
- 1008. Hart Jessica Ślub w tropikach
- Cathleen Galitz Ślubny bukiet
- Ślubu nie będzie Wilkins Gina
- Davis Suzannah Ożenisz się ze mną
- Williams Cathy Zimowa przygoda
- Glines Abbi Spróbujmy jeszcze raz
- R
- Jack Yeovil Dark Future Route 666
- John DeChancie Skyway 00 Red Limit Freeway
- Caine Rachel Wampiry z Morganville 05 Pan CiemnośÂ›ci TśÂ‚umaczenie Oficjalne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzi, przynajmniej tak sądził.
Nie musiał się bardzo wysilać, aby stwierdzić, że
pod szykowną fasadą Diany Winsted kryje się płycizna.
Ta kobieta była głęboka jak sadzawka dla kaczek.
W żadnym razie nie była w jego typie.
No to dlaczego nie jest w stanie ani na chwilę
przestać o niej myśleć?
BYLE ME ŚLUB!
ROZDZIAŁ PIĄTY
To przez tego okropnego człowieka!
Rano Diana zaspała, a wszystkiemu był winien
Ross St. Clair. Pędziła teraz przez ogromne lotnisko
Metro Manila, szukając kantoru Linii Azjatyckiej.
Wczoraj wieczorem po wyjściu Rossa nie mogła
w ogóle zasnąć. Nie z obawy przed powrotem złodziei,
gdyż była przekonana, że dadzą jej już spokój, lecz
z całkiem innego powodu. Żegnając się Ross ucałował
jej rękę. Zobaczyła wówczas w jego oczach rozbudzone
nagle pożądanie i wiedziała, że jest ono odbiciem jej
własnych, zmysłowych pragnień.
Nawet wtedy, kiedy usiłując zasnąć zamykała oczy,
odczuwała niemal namacalnie dotyk jego warg i języka
na swej szeroko rozpostartej dłoni. Na samą myśl
o tych doznaniach zrobiło jej się dziwnie. Doświadczała
mocnych, czysto zmysłowych wrażeń. Czuła się tak
po raz pierwszy w życiu.
Dotyk jego ust był pieszczotą krótką, lecz niezwykle
podniecającą. Chyba nigdy przedtem żaden mężczyzna
w ten sposób jej nie całował. Ustami przesuwanymi
po dłoni Ross rozbudził całe jej ciało. Sprawił, że
nagle poczuła się w pełni kobietą, mającą świadomość
bliskiej obecności mężczyzny. Jeszcze nigdy coś takiego
Dianie się nie zdarzyło.
Nawet w obecności Yale'a.
W żadnym razie nie mogę zezwolić na to, po
stanowiła, żeby taka sytuacja, jak wczoraj, kiedykol
wiek się powtórzyła. Wszelkie bliższe kontakty z męż
czyzną pokroju
Rossa
St.
Claira były nie do
BYLE NIE ŚLUB!
pomyślenia. Od sześciu miesięcy Diana miała narze
czonego, a to, że przez niemal cały czas Yale był
z dala od niej, przebywając w tej części świata, nie
mogło mieć absolutnie żadnego znaczenia.
Oboje wszystko zaplanowali, z ogromnym wy
przedzeniem. Jesienią jednocześnie uzgodniono z księ
dzem termin ślubu w kościele i zarezerwowano sale
ekskluzywnego klubu ziemiańskiego na uroczystości
weselne.
Suknia ślubna, specjalnie dla niej zaprojektowana
i uszyta, wisiała w szafie w rodzinnym domu w Grosse
Pointe. Zaproszenia na ślub były wydrukowane,
zaadresowane i przygotowane do wysłania. Wszystko
już ustalono, co do najmniejszego szczegółu. Nic nie
mogło się zmienić. Życie Diany było ułożone i takie
miało pozostać.
Nie zobaczy więcej Rossa. Taką ma przynajmniej
nadzieję. Poprzednego wieczoru pożegnali się na progu
pokoju hotelowego.
Nie miała pojęcia, gdzie się zatrzymał. Manila to
ogromne, bardzo rozległe miasto. Nie wiedziała, ani
skąd przybył, ani dokąd zamierza się udać. Nie znała
żadnych jego planów.
I dobrze. Dobrze, że nic o nim nie wiem, pomyślała
Diana.
Tak będzie znacznie bezpieczniej. Ross St. Clair
należał do typu mężczyzn zupełnie dla niej nie
odpowiednich.
Coś jednak szeptało Dianie, że aby uwolnić się od
myśli o tym mężczyźnie, ten ostatni argument nie jest
wystarczający.
Człowiek ze stoiska Linii Azjatyckiej był zupełnie
bezbarwny. Miał szare włosy, szarą skórę i równie
szare ubranie. Trudno było ocenić nie tylko jego
wiek, lecz także narodowość. Stał z papierosem
43
44
BYLE NIE ŚLUB!
przylepionym w kącie ust do dolnej wargi. Mia
przymrużone to oko, przy którym unosił się w górę
szary dym z papierosa.
- Spóźniła się pani, pani Winsted - oświadczył,
gdy Diana podbiegła do kontuaru.
- Wiem. Przepraszam. Nie mogłam tutaj trafić.
- Nie zamierzała przyznawać się do tego, że zaspała.
Zresztą znalezienie na tym wielkim lotnisku jedynego
wyjścia, z którego odprawiano pasażerów samolotów
Linii Azjatyckiej, zajęło jej trzy kwadranse.
- Wszyscy już są na pokładzie. - Mówiąc to
urzędnik wręczył jej jakiś świstek, zapewne odcinek
biletu.
- Oddam tylko bagaż i już z panem idę - powie
działa Diana odwracając się do stojącego za nią
tragarza.
Agent Linii Azajtyckiej przypalił powoli nowego
papierosa nie wyjmując z ust niedopałka, który nadal
tkwił między jego pożółkłymi zębami.
- Nic z tego, paniusiu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]