Odnośniki
- Index
- Christine Feehan Dark 05 Dark Challenge
- Christle Gray Through Hell and High Water [Wild Rose] (pdf)
- Christine Feehan Mroczna Seria 12 Dark Melody
- Joyee_Flynn_ _Who_Needs_Christmas_07_ _Shove_Your_Tree
- 329. Rimmer Christine Narzeczona nocnego jezdzca
- Christenberry Jude Wybrańcy losu Zapach luksusu
- Agata Christie Pani McGinty nie Ĺźyje
- My, dzieci z dworca ZOO Christiane Felscherinow
- Anvil, Christopher Strangers in Paradise
- Dore_Christy_ _Milosna_rozgrywka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ginamrozek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w powietrzu roznosiły się piskliwe okrzyki Grace. Wtórowało im niezmienne ha, ha, ha
Clauda Sapwortha.
- Tak zrobię - zdecydował James, zaciskając zęby.
Pchnął drzwi do Mon Desir i wszedł do środka. Na początku poczuł strach, widząc
wiszące na kołkach różne części garderoby, ale szybko się opanował. Wnętrze podzielone
było na dwie części. W damskiej, po prawej stronie, na jednym kołku wisiał żółty sweter,
podniszczony kapelusz panama i para plażowych sandałów; po lewej stronie zaś, w części
męskiej, stare szare flanelowe spodnie, pulower i nieprzemakalny rybacki kaptur. James, aby
się rozebrać, przemieścił się pospiesznie do męskiej części. Trzy minuty pózniej był już w
morzu. Dysząc i głośno parskając, wykonywał krótkie i sprężyste ruchy niczym zawodowy
pływak; głowa pod wodą, ramiona tnące fale - ten styl.
- Och, jesteś wreszcie! - zawołała Grace. - Bałam się, że oczekiwanie w tym tłumie
zajmie ci całą wieczność!
- Doprawdy? - spytał James.
Czule pomyślał o swojej żółtej książeczce. Silny mężczyzna potrafi w pewnych
sytuacjach zachować dyskrecję . Na chwilę powrócił mu dobry humor. Mógł nawet odezwać
się spokojnie, lecz stanowczo do Clauda Sopwortha, który uczył Grace pływać kraulem:
- Nie, nie, przyjacielu, to całkiem nie tak. Sam jej to pokażę.
W głosie Jamesa zabrzmiało tyle pewności siebie, że Claud wycofał się niepyszny.
Szkoda tylko, że jego triumf był krótkotrwały. Temperatura angielskich wód nie zachęca
amatorów kąpieli do przebywania w niej dłużej. Grace i pozostałe dziewczęta miały już sine
brody i szczękały zębami. Całe towarzystwo wybiegło więc z powrotem na brzeg, a James
samotnie podążył do Mon Desir. Kiedy dziarsko wycierał się ręcznikiem i wciągał przez
głowę koszulę, był z siebie wielce zadowolony. Czuł, że zaprezentował dynamiczną
osobowość.
I nagle zamarł w bezruchu z przerażenia. Z zewnątrz dobiegły go dziewczęce głosy,
całkiem inne niż głosy Grace i jej przyjaciółek. W chwilę pózniej zrozumiał - nadchodzili
prawowici właściciele Mon Desir! Gdyby James był kompletnie ubrany, możliwe, że
przyjąłby ich spokojnie i próbował wyjaśnić całą sprawę. W sytuacji, w jakiej się znalazł,
wpadł w panikę. Okna Mon Desir były gwoli skromności przysłonięte zielonymi firankami.
James rzucił się więc desperacko do drzwi i kurczowo przytrzymał gałkę. Daremnie ktoś z
zewnątrz próbował ją przekręcić.
- No i okazuje się, że zamknięte - powiedział dziewczęcy głos. - A Peg powiedziała, że
sÄ… otwarte.
- Nie, to Woggle tak mówiła.
- Woggle jest nieznośna - odezwała się druga dziewczyna. - Teraz, jak skończone
idiotki, musimy wracać po klucz.
James usłyszał oddalające się kroki. Odetchnął głęboko. W gorączkowym pośpiechu
wciągnął na siebie resztę garderoby. Dwie minuty pózniej spacerował nonszalancko po plaży
z wyzywającą miną niewiniątka. Po kwadransie przyłączyła się do niego Grace z
dziewczętami. Reszta poranka sympatycznie upłynęła na rzucaniu kamykami, pisaniu na
piasku i żartobliwym przekomarzaniu się. W końcu Claud zerknął na zegarek.
- Pora na lunch - zauważył. - Wracajmy.
- Jestem okropnie głodna - stwierdziła Alice Sopworth.
Pozostałe dziewczęta przyznały, że również umierają z głodu.
- Jamesie, idziesz z nami? - zapytała Grace.
Niewątpliwie James był przewrażliwiony, poczuł się bowiem dotknięty jej tonem.
- Moje ubranie nie jest dla was wystarczająco szykowne - powiedział z goryczą. -
Lepiej będzie, skoro jesteście tak wymagające, jeśli nie pójdę.
Teraz Grace powinna zaprotestować, ale widać powietrze morskie nastroiło ją
nieprzychylnie. Powiedziała tylko:
- Bardzo dobrze. Jak sobie życzysz. Zobaczymy się więc po południu. James osłupiał.
- No cóż - westchnął, patrząc za oddalającym się towarzystwem. - Trudno...
W ponurym nastroju pomaszerował do miasta. W Kimpton-on-Sea były dwie
jadłodajnie - obie duszne, hałaśliwe i zatłoczone. Powtórzył się przedpołudniowy scenariusz z
przebieralniami na plaży. James musiał czekać w kolejce; musiał czekać dłużej niż powinien,
bowiem pewna pozbawiona skrupułów matrona, ledwie weszła, ubiegła go w wyścigu o
wolne miejsce. W końcu zasiadł przy stoliku. Tuż koło jego lewego ucha trzy niezbornie
podrygujące panienki wyśpiewywały bez ładu i składu melodie z włoskich oper. Na szczęście
James nie był muzykalny. Obojętnie, z rękami wsuniętymi głęboko do kieszeni, studiował
menu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]