Odnośniki
- Index
- Glen Cook Starfishers 02 Starfishers
- Glen Cook Darkwar 02 Warlock
- Cook Robin ROK INTERNY
- Robin Cook Dopuszczalne ryzyko
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko
- Billionaires in the City 3 Tempting The Boss Mallory Crowe
- Guy Gavriel Kay Sarantine 2 Lord of Emperors
- Cykl Indiana Jones Indiana Jones i Siedem ZasśÂ‚on Rob MacGregor
- Annie.Proulx. .Kroniki.portowe
- H190. Ashley Anne Powtórne ośÂ›wiadczyny
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla każdego pacjenta? - zapytał.
- To będzie nieco trudniejsze. Zamówienia przychodzą z poszczególnych pięter,
a tam rozdzielajÄ… wszystko na sale chorych.
- Jest jakiś sposób, aby sporządzić taki spis?
- Chyba tak - odparła po zastanowieniu Gladys. - Gdy robimy inwentaryzację,
dokonujemy podwójnego sprawdzenia z rachunkami i listami zamówień. Robię to
nawet wtedy, kiedy nie wykonujemy oficjalnej inwentaryzacji.
- Doceniam to - przyznał Jack. Wyjął wizytówkę. - Może pani do mnie zadzwonić
lub wysłać gotowe wydruki.
Gladys wzięła wizytówkę i dokładnie ją obejrzała.
- Zrobię wszystko, aby pomóc - zapewniła Jacka.
- I jeszcze jedno. Miałem drobne starcie z panem Cheveau i kilkoma innymi
osobami stąd. Byłbym więc wdzięczny, gdyby wszystko zostało między nami.
- Mówiłam, że jest dziwny! - podchwyciła skwapliwie Gladys. - Nikomu nic nie
powiem.
Jack pożegnał się z tą sympatyczną, krzepko wyglądającą kobietą i opuścił
dział zaopatrzenia. Nie był w najlepszym humorze. Tak wiele oczekiwał, a to,
czego się dowiedział, właściwie potwierdziło dotychczasowe obserwacje - Martin
Cheveau łatwo wybuchał gniewem.
Wcisnął przycisk przy windzie i czekając na nią, zastanawiał się nad następnym
ruchem. Miał dwie drogi: albo nie narażając się na niebezpieczeństwo, wymknie
się ze szpitala, albo zachowując maksymalną ostrożność, złoży dyskretną wizytę
w laboratorium. Ostatecznie zdecydował, że to drugie rozwiązanie będzie
lepsze. Musiał znalezć odpowiedz na pytanie, skąd ktoś zdobywa bakterie
chorobotwórcze.
Gdy drzwi windy otworzyły się, Jack zamierzał wejść do wnętrza kabiny, lecz
nagle zawahał się. Na czele grupy osób stał sam Charles Kelley. Pomimo maski
Jack natychmiast go rozpoznał.
W pierwszym odruchu chciał się cofnąć i pozwolić windzie zjechać, ale takie
zachowanie mogłoby tylko wzbudzić podejrzenia. Spuścił więc głowę, wszedł do
windy i odwrócił się przodem do zamykających się drzwi. Dyrektor szpitala stał
tuż za nim. Jack oczekiwał, że lada chwila poczuje klepnięcie w ramię.
Szczęśliwie Kelley nie rozpoznał go. Całkowicie pochłonęła go rozmowa na temat
kosztów przewiezienia chorych karetkami i autobusami do najbliższych szpitali.
Poruszenie Kelley a było oczywiste.
Towarzysz Kelleya zapewniał go, że wszystko, co miało zostać zrobione,
zrobione zostało, jak ocenili kontrolerzy stanowi i miejscy.
Kiedy drzwi otworzyły się na drugim piętrze, Jack z wyrazną ulgą wysiadł z
windy. Tym bardziej mu ulżyło, że Kelley pojechał niżej. Po tak bliskim
spotkaniu zawahał się, czy dobrze robi, lecz po chwili wahania postanowił
jednak złożyć błyskawiczną wizytę w laboratorium. W końcu i tak już był w
szpitalu.
W przeciwieństwie do reszty szpitala w laboratorium panował niezwykły ruch.
Zewnętrzne pomieszczenie zatłoczone było personelem medycznym. Wszyscy
oczywiście nosili maski.
Jack czuł się zaskoczony takim tłumem pracowników, z drugiej jednak strony był
za to wdzięczny losowi, gdyż łatwiej mógł się w tym tłumie rozpłynąć. W masce
i białym kitlu doskonale pasował do otoczenia. Wobec faktu, że laboratorium
znajdowało się w centrum zainteresowania, Jack miał uzasadnione obawy przed
spotkaniem z doktorem Cheveau. Teraz szansę na to stały się niemal żadne.
W drugim końcu sali znajdował się szereg boksów używanych przez techników do
badania krwi lub innych próbek pobieranych od pacjentów. Wokół nich skupiła
się najliczniejsza grupa osób. Gdy przechodził ostrożnie przez salę,
zrozumiał, co przyciągnęło ich uwagę. Całemu personelowi szpitala pobierano
wymaz z gardła.
Zrobiło to na nim wrażenie. To było właściwe zachowanie wobec ostatniego
wybuchu choroby. Skoro epidemie wywołane przez meningokoki pojawiały się
najczęściej za sprawą nosicieli, zawsze można było się spodziewać, że jednym z
nich jest pracownik szpitala. W przeszłości zdarzały się takie wypadki.
Spojrzenie rzucone w stronę ostatniego z boksów wprawiło Jacka w lekkie
zdumienie. Pomimo maski i czepka na głowie rozpoznał Martina. Miał po prostu
podwinięte rękawy i pracował jak każdy technik, pobierał wymazy z jednego
gardła po drugim. Obok niego na tacy leżała imponująca piramida już pobranych
wymazów. Oczywiście wszyscy pracownicy laboratorium ciężko pracowali. Czując
się jeszcze bardziej bezpieczny, Jack prześlizgnął się przez drzwi do
laboratorium wewnętrznego. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. W odróżnieniu od
pandemonium panującego w przedsionku, w tej części laboratorium panowała cisza
i spokój. Słychać było jedynie przytłumione odgłosy pracujących urządzeń i
popiskiwanie czujników. W polu widzenia nie pojawił się żaden technik.
Jack bez zastanowienia poszedł wprost do laboratorium mikrobiologicznego. Miał
nadzieję natknąć się albo na szefa techników Richarda, albo na pełną życia i
energii Beth Holderness. Ale nie zastał nikogo. Laboratorium mikrobiologiczne
wydawało się opuszczone tak jak inne pomieszczenia.
Jack podszedł do miejsca, gdzie podczas ostatniej wizyty pracowała Beth. Tam
znalazł coś zachęcającego. Palnik Bunsena palił się. Obok niego leżała tacka z
wymazami i naczynia z pożywką dla bakterii. Na podłodze stał plastykowy
pojemnik na śmieci zapełniony odpadkami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]