Odnośniki
- Index
- Najpiękniejsze opowieści 20 Zbłąkane serca Sandemo Margit
- Feliks Koneczny Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży
- Sandemo_Margit_14_Las_ma_wiele_oczu
- Marinelli Carol Rosyjski milioner
- J. SZTUMSKI Wstć™p do metod i technik badaśÂ„ spośÂ‚ecznych
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko
- Annabel Murray Ring of Claddagh (pdf)
- Delpard Raphael Zeznania sekretarki. 12 lat u boku Hitlera 1933 1945
- Elizabeth Mayne Lion's Lady
- Wesołe zwierzęta. Historyjki, gry i zabawy OT
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
transakcji. Wszyscy oni byli bardzo zajęci; spoglądali na zegarki lub, zamyśleni, bawili się
kosztownymi brelokami itp. Obraz ten Scrooge znał doskonale, widywał go bardzo często.
Duch zatrzymał się przy niewielkiej grupce ludzi. Scrooge zauważywszy, że jego ręka tę
właśnie grupkę wskazuje, przybliżył się i usłyszał następującą rozmowę:
Nie mówił wysoki, tłusty jegomość, z dużym podbródkiem wiem tylko tyle, że umarł.
Kiedy? zapytał inny.
Podobno wczoraj w nocy.
Jaki powód? Co mu się stało? zagadnął trzeci, racząc się obficie tabaką ze srebrnej
tabakiery. Sądziłem, że on już nigdy nie umrze.
Bóg raczy wiedzieć, co mu było - odparł pierwszy, ziewając przeciągle.
Ciekawa rzecz, co zrobił z pieniędzmi? zapytał jegomość z purpurową twarzą i naroślą
tłuszczu na końcu nosa, przypominającą korale indyka.
Nie wiem, doprawdy odparł jegomość z dużym podbródkiem. Może zapisał swoim
wspólnikom... To wiem, że nie ja będę jego spadkobiercą.
Dowcip ten przyjęto wybuchem śmiechu.
Zdaje mi się ciągnął dalej jegomość z podbródkiem że będzie miał marny pogrzeb.
Jestem pewien, że wystrój kościoła i karawanu niedrogo będą kosztowały, bo nie znam nikogo,
kto by chciał pójść za jego trumną. A gdybyśmy tak bez zaproszenia odprowadzili go do grobu?
Jeżeli wyprawią porządną stypę, to nie mam nic przeciwko temu wtrącił jegomość w
okularach. Za takie poświęcenie coś się przecież należy.
Gromadka znów się roześmiała.
Jak widzę, jestem najbardziej bezinteresowny odezwał się jegomość z podbródkiem.
Nigdy nie chodzę na cmentarz i nie ubiegam się o stypy, ale jeżeli który z was wybierze się na
ten pogrzeb, ja chętnie będę mu towarzyszyć. Prawdę mówiąc, poniekąd sympatyzowaliśmy ze
sobą. Przy spotkaniu zawsze wymienialiśmy choć kilka słów. No, tymczasem do widzenia, moi
panowie.
Gromadka rozeszła się i zniknęła w tłumie, a Scrooge, który poznał wszystkich
rozmawiających, zwrócił oczy na ducha, jak gdyby oczekując wyjaśnienia tego, co usłyszał.
Zamiast odpowiedzi, duch pomknął na ulicę i palcem wskazał dwóch rozmawiających
mężczyzn.
Scrooge znów nadstawił uszu, w nadziei, że teraz zagadka się rozwiąże.
Obu mężczyzn wskazanych przez ducha znał dobrze. Byli to bogaci i bardzo wpływowi
giełdziarze. Scrooge usilnie zabiegał o pozyskanie ich szacunku i zaufania, oczywiście w
znaczeniu czysto giełdowym.
Witam pana mówił jeden z nich jak zdrowie?
Niezgorzej odparł zapytany a pańskie?
Dziękuję, dobrze. A starego kutwę powołano nareszcie do obrachunku.
Słyszałem o tym. Ale nieznośne zimno dziś mamy...
Przecież to właściwa pora... święta Bożego Narodzenia. Pan nie jezdzi na łyżwach?
40
Co mi po tym? Mam co innego na głowie. Do widzenia.
Do widzenia.
Ani słowa więcej. Takie było ich przywitanie, rozmowa i pożegnanie.
Scrooge a z początku dziwiło, że duch przywiązuje wagę do tak w gruncie rzeczy błahych
rozmów, lecz przeczuwając, że czyni to nie bez celu, zaczął się nad nimi zastanawiać.
Było niemożliwe rozmyślał żeby rozmowy dotyczyły Jakuba Marleya, jego dawnego
wspólnika, chociażby z tego tylko względu, że Marley umarł już dawno. Zmierć jego należała do
przeszłości, a ten duch przecież miał związek jedynie z przyszłością.
Na razie Scrooge nie mógł w żaden sposób wymiarkować, o którym z jego znajomych
rozmawiano. Nie wątpił jednak, że kogokolwiek dotyczyły te rozmowy, musiały zawierać naukę,
mającą na celu jego dobro, a on powinien przyjąć ją z uwagą i wdzięcznością. Przyszedłszy do
tego przekonania, postanowił uważnie przysłuchiwać się wszystkiemu, co mu w uszy wpadnie;
przede wszystkim bacznie obserwować własną postać, jeśli się ona zjawi, przewidując, że jej
zachowanie da mu klucz do rozwiązania dręczących go pytań. Zaczął więc szukać samego siebie.
Któż to zajął jego uprzywilejowane miejsce na giełdzie? Scrooge nie znał tego człowieka.
Rozglądał się na wszystkie strony, ale nie mógł odnalezć siebie, chociaż zegar giełdowy
wskazywał godzinę, w której zwykle tu przebywał. Ta okoliczność nie zaniepokoiła go zbytnio,
gdyż po odwiedzinach pierwszej zjawy postanowił w głębi duszy, że zmieni dotychczasowy
sposób życia; przypuszczał więc, że jego nieobecność na giełdzie potwierdza, iż w postanowieniu
swoim wytrwał.
Duch, wciąż posępny i nieruchomy, stał przy nim z wyciągniętą ręką. Ocknąwszy się z
zamyślenia, Scrooge zauważył, że duch nie spuszcza z niego oczu; dreszcz przebiegł po nim od
stóp do głowy.
Szybko opuścili gwarną część miasta i zapuścili się w jedną z oddalonych dzielnic, gdzie
Scrooge nigdy nie zaglądał, wiedząc, że miała jak najgorszą opinię. Zobaczył ciemne, pełne błota
ulice; domy zaś i sklepy były nędzne, mieszkańcy bosi, półnadzy, pijani, budzili obrzydzenie.
Podwórza i korytarze nieprawdopodobnie wąskie, zagnojone, wydawały odór, dostrajały się do
ludzi, od których tu się roiło. Była to dzielnica błota, nędzy i zbrodni.
W tej oto strasznej dzielnicy znajdował się nędzny sklepik, w którym sprzedawano stare
[ Pobierz całość w formacie PDF ]