Odnośniki
- Index
- Joanna Russ Female Man
- Farmer, Philip Jose World of Tiers 01 The Maker of Universes
- Dwie miśÂ‚ośÂ›ci Mortimer Carole
- Coogan Gertrude, Money Creators Who Creates Money Who Should Create It (1935)
- 081. Browning Dixie Czerwcowe tornado
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 3 Walka KośÂ‚owa
- Harry Harrison Bill 07 The Final Incoherent Adventure
- Bratny Roman Kolumbowie rocznik 20 t.2
- Nietzsche Z Genealogii Moralnosci
- 35. Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik Tom 35 Europejska przygoda
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Elżbieta zastała siebie w jakimś bolesnym miejscu myśli. Ale myśl nie dotyczyła ani Zenona.
ani Justyny. Szło jeszcze raz o ten pokój jadalny, którego nigdy nie było. Siedzieli tam we
troje wokoło nierealnego stołu, pod lampą opuszczoną dość nisko i z jakichś względów
jednak naftową. Naftową zapewne dlatego, żeby było właśnie skromniej, wiejsko, bardziej
bezpiecznie i zacisznie. Osoby naokoło stołu to był ojciec, matka i ona, Osoby te nigdy tak
nie siedziały i siedzieć nie mogły. Rodzice Elżbiety rozstali się w niecały rok po jej urodzeniu.
Scena więc w pokoju jadalnym była niemożliwa, jednak miała w sobie coś bardziej
uporczywego niż rzeczywistość. To utrwalone, stwardniałe marzenie dziecka wystawało z
pamięci, wracało w różnych porach życia, dawało się wyczuć pod palcami, gdy myśl
przekreśliła je od dawna.
Ojca już nie było, ale została matka. Matka sama napisała, że będzie w kraju i chce się z nią
zobaczyć. Czyżby teraz miało się coś zmienić, teraz, kiedy to dla Elżbiety jest bez znaczenia,
kiedy zatraciło dawną cenę.
O tym pokoju jadalnym i ich trojgu naokoło pod lampą mówiła!
kiedyś Zenonowi, mówiła chyba niepotrzebnie. Teraz jechała na pierwszą w życiu szczerą
rozmowę z matką - już nie dziewczynka nieśmiała, kryjąca się ze swoją daremną miłością, ale
kobieta, dla której życie matki zatraciło zły urok tajemnicy. Już bliższa, już pewno mogąca
coś zrozumieć.
Inne rzeczy należały bardziej do snu. Ale też wydawały się prawdziwe. Tak trudno było
zebrać myśli, obudzić się do końca, gdy pociąg stawał na stacji i znieruchomiałe na chwilę,
zacichłe wnętrze wagonu wypełniało się po sufit szumiącym biciem pulsu w głowie - by zaraz,
gwałtownie targnięte, stoczyć się na nowo w pospieszne dudnienie, w rozchybotaną, pełną
Å‚oskotu niewiedzÄ™.
Nad ranem Elżbieta odnalazła się na myśli o młodszynuChąśbie. Coś ją skłaniało do
rozważania go szczegółowo i wnikliwie. Był to chłopak nieduży, o krótkim, wysoko
umieszczonym, mięsistym nosie, miękkich wargach i małych, jak gdyby szklanych oczkach
niebieskich. Ze swego ciężkiego dzieciństwa wyniósł niespodziewanie usposobienie kapryśne,
zachował w tonie głosu, manierach i minach szczególne jakieś rozpieszczenie, niewłaściwą
poufałość. Ubrany był zbyt dobrze na swoją sytuację, wymuskany niejako, chociaż brudny.
Nie skarżył się na swe życie, raczej na to, że jego praca jako pomocnika dozorcy , nie jest dla
niego dość odpowiednia. Mówił na przykład, że sobie odgniótł palce przy kopaniu, że wcale
nie może wstawać nocą do bramy, że jak podlewa, to sobie zawsze wodą zachlapie obuwie.
Nawet, że od tego latania po piętrach i na posyłki to mu się prędko drą skarpetki. Ubolewał,
że ich po prostu nie może nastarczyć kupować. O swojej matce mówił "mamusia", a mówił to
mianowicie, że nie ma nigdy czasu na cerowanie. Starał się dać do zrozumienia, że jest
wrażliwy, że ma, jak sam się wyraził, "delikatne sumienie". Może i był coś wart w gruncie
rzeczy, może te nieszczęśliwe miny były tylko pozorem i życie naprawdę zle mu się układało.
Ale jego skargi nie mogły nikogo wzruszyć ani jego los nikogo obejśćy Poniżej tych
rozważań Elżbieta widziała nieustannie Edwarda Chąsbę, oddającego list Zenonowi. I znów
przypomniała sobie, że o tym miała nie myśleć.
Wychyliła się przez okno na peron. Było brzydko, padał drobny deszcz. Stary, zupełnie
zgrzybiały tragarz wziął obie walizki Elżbiety i jeszcze domagał się neseseru, który wolała
nieść sama. Mała, brudna wewnątrz taksówka sunęła tuż przy brzegu chodnika. Pod
zawleczonym szarą wilgocią niebem miasto stare i znajome miało obcy wygląi Mokrą ulicą
przemykali spiesznie ludzie rannej godziny - ci, któryc nie ma w dzień, zjawiają się z rana i
znikają pózniej aż do następneg dnia. Brudne mury, rolety za szybami, matowe szyldy,
przeważn zamknięte jeszcze żelazne story - i wśród tego nieśmiałe życie przemc ca
wywleczone ze snu.
To miasto pełne było matki, która teraz śpi. Którą zobaczy n wcześniej niż w południe.
Zobaczy ją na nowo, jak nowy człowiek, n ulegający słabościom dziecinnym. Tym razem nie
miała złudzeń wobe niej. Nie marzyła już, jak kiedyś, że ją zachwyci, że ją oczaru i zwycięży,
że ją przymusi do miłości.
Miała nie myśleć o zerwaniu z Zenonem. O zerwaniu, zerwaniu - c za słowo! Powtórzone
parę razy, robiło się niezrozumiałe i nawet zupełnie nie znane. Powoli i ze zdziwieniem
wymówiła jeszcze raz: zerwanie. I oznaczało to teraz geometryczne rysunki na linoleui obicia,
dwa spodem odwrócone, złożone do ściany, wyściełane przeć nie siedzenia, jakiś normujące
tę sprawę, wymyślone sztabki żelazna Ale prawdziwy sens był jasny i wyrazny, tylko że
schowany głębie Tkwił pośrodku ciała, cokolwiek bardziej z lewej strony, dał si całkiem
dokładnie wyczuć przy oddechu. Jednak gdy powstrzymywał oddech, czuła go także.
Zajechała jak zwykle do kuzynki wuja Kolichowskiego, małe tłustej, żałosnej damy starszej,
żyjącej samotnie. Zniadanie już stało n biało nakrytym stoliku pod ścianą, otomana była
zasłana, wszystk przygotowane na przyjazd Elżbiety, mimo że wiadomość przyszł pózno
wieczorem. Sama t)ani Zwiętowska. czekała na nią, już o tej porze całkowicie i starannie
ubrana. Przywitała ją ze smutnym entu2 jazmem. O panią Kolichowską zapytała kiwając
głową współczujące jakby szło o straconą sprawę. Nie słuchała też odpowiedzi, która
wj( stosunku do zagadnienia i tak nie mogła nic zmienić. Wiadomość, ż jest w Warszawie
matka Elżbiety, przyjęła z ubolewaniem. Prz pospiesznym śniadaniu opowiedziała Elżbiecie o
paru z kolei swoici przykrościach biurowych, po każdej wzruszając powoli i wysoki
ramionami i bardzo wysoko podnosząc brwi, na znak, że oto nie tyłki wobec tego jest
całkowicie bezradna, ale nie może ponadto wyjś z podziwienia ani na żaden sposób
zrozumieć, jak coś podobnegt w ogóle jest możliwe. Po opowiedzeniu jeszcze przykrości z
dozorcą domu, przykrości ze szwagrem, z którym zerwała stosunki, i przykrości z siostrą,
która ma niemiłe usposobienie, nagle powiedziała pogodnie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]