Odnośniki
- Index
- Call Of Cthulhu Film Noir Setting Nites
- H. P. Lovecraft The Dream Quest of Unknown Kadath
- Anne McCaffrey Pern 07 Moreta Dragonlady of Pern
- Ward Rachel Numery 02 Chaos
- Żeromski Stefan Dzienniki t 1
- Anne Whitfield Kitty McKenzie's Land (pdf)
- Rolls_Elizabeth_ _Zakazana_milosc
- Wesołe lekcje Wielka księga łamigłówek OPRACOWANIE ZBIOROWE
- Beaton M.C. Agatha Raisin 08 Agatha Raisin i tajemnice salonu fryzjerskiego
- Wolverton Dave śÂšcieśźka bohatera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powściągliwości, potem doszedłem do wniosku, że przyczyna leży w czym innym - mianowicie w tym, że
mieszkają tu wyłącznie starzy ludzie. Sam nie wiem, jak to się stało, że wynająłem pokój na tej ulicy, ale z
chwilą, kiedy się tutaj zjawiłem, chyba przestałem być sobą. Mieszkałem w najrozmaitszych ubogich
domach, z których mnie eksmitowano, gdyż nie miałem na zapłacenie komornego, aż wreszcie trafiłem na
rozpadający się dom, w którym stróżował paralityk Blandot. Był to trzeci dom od końca ulicy i najwyższy ze
wszystkich.
Pokój mój znajdował się na piątym piętrze, a był to jedyny zamieszkały pokój, cały bowiem dom prawie
świecił pustkami. Jak tylko się sprowadziłem, już pierwszej nocy usłyszałem niezwykle dziwną muzykę
dochodzącą z poddasza i nazajutrz spytałem o to Blandota. Wyjaśnił mi, że to gra pewien stary Niemiec,
skrzypek, niemowa, który podpisuje się Erich Zann, a gra wieczorami w orkiestrze w jakimś tanim teatrzyku.
Wynajął ten odosobniony pokój wysoko na poddaszu, z jednym tylko oknem wychodzącym na ulicę, z
którego roztaczał się widok ponad murem obrośniętym bluszczem na opadający w dół krajobraz - dlatego
właśnie, że pragnął nocą grać na skrzypcach.
Słyszałem jego grę każdej nocy i choć nie dawał mi spać, byłem zafascynowany tą niezwykłą muzyką.
Właściwie wcale się na muzyce nie znałem, ale byłem przekonany, że dzwięki, dobywane przez niego ze
skrzypiec, nie miały nic wspólnego z muzyką, jaką dotychczas zdarzyło mi się słyszeć. Uznałem, że jest to
kompozytor o zupełnie niezwykłym talencie. Im dłużej się wsłuchiwałem, tym większe robiła na mnie
wrażenie i po tygodniu postanowiłem zawrzeć znajomość z tym starym człowiekiem.
Któregoś wieczoru, kiedy powracał z pracy, zatrzymałem go na korytarzu i powiedziałem, że pragnąłbym
się z nim zaznajomić i posłuchać jego gry z bliska. Był niski, szczupły, biednie ubrany, prawie łysy, miał
niebieskie oczy oraz groteskową twarz przypominającą satyra. Z początku zdawał się być oburzony i
przerażony taką propozycją. Widząc jednak mój szczery, przyjacielski stosunek rozpogodził się i dał mi znak,
abym poszedł za nim po ciemnych, skrzypiących i uginających się schodach na poddasze. Jego pokój, jeden
z dwóch znajdujących się na starym poddaszu, mieścił się od strony zachodniej, a wychodził właśnie na mur
stanowiący zakończenie tej ulicy. Był to ogromny pokój, ale wydawał się jeszcze większy przez to, że był nie
urządzony i bardzo zaniedbany. Znajdowały się w nim tylko wąskie żelazne łóżko, obdrapana umywalka,
mały stolik, spora szafa z książkami, żelazny pulpit do nut i trzy staroświeckie krzesła. Nuty leżały
rozrzucone po całej podłodze. Zciany były z gołych desek, nigdy zapewne nieotynkowane; wydawało się, że
nikt tu nie mieszka, wszędzie bowiem snuła się pajęczyna, a kurz leżał grubą warstwą. Zwiat piękna dla
Ericha Zanna to niewątpliwie świat wyobrazni.
Gestem wskazał mi krzesło, a sam zamknął drzwi na wielką drewnianą zasuwę, po czym zapalił świece.
Następnie wyjął skrzypce z podziurawionego przez mole pokrowca i usiadł na najmniej wygodnym krześle.
Nie skorzystał z nut i pulpitu, tylko zaczął grać z pamięci, przez godzinę racząc mnie muzyką, jakiej w życiu
nie słyszałem; musiała to być raczej jego własna kompozycja. Niełatwo ją opisać, jeżeli się nie jest znawcą
muzyki. Było to coś w rodzaju fugi z powtarzającymi się pasażami o brzmieniu wprost urzekającym, ale
najbardziej zadziwiło mnie to, że nie słyszę tych dziwnych melodii, jakie dochodziły mnie w moim pokoju.
Dobrze sobie zapamiętałem i nawet często nuciłem je i wygwizdywałem, toteż kiedy odłożył skrzypce,
spytałem czyby nie zechciał ich zagrać. Na pomarszczonej twarzy satyra, tak spokojnej podczas gry, pojawił
się wyraz gniewu i lęku, taki sam jak wtedy, gdy go zagadnąłem na schodach. Potraktowałem to lekko, jako
kaprys starości, i usiłowałem go zachęcić zagwizdawszy urywki, jakie słyszałem ubiegłej nocy. Kiedy niemy
muzyk rozpoznał melodię, twarz jego przybrała jakiś niesamowity wyraz, a długą, kościstą i zimną dłoń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]