Odnośniki
- Index
- Glen Cook Starfishers 02 Starfishers
- Crownover Jay Zaryzykuj ze mną 02 Zaryzykuj miłość
- Cykl Gwiezdne Wojny Uczeń Jedi (02) Mroczny Przeciwnik (M) Jude Watson
- Lorie O'Clare [Dead World 02] Shara's Challenge [pdf]
- 27. Roberts Nora Niebezpieczna miłość 02 Kuzyn z Bretanii
- Koryta Michael Lincoln Perry 02 Hymn Smutku
- Byrne Evie Faustin Brothers 02 Bound by Blood
- Kurtz, Katherine Knights Templar 02 Temple and the Crown
- Jennifer Estep Elemental Assassin 02 Web of Lies
- Jacqueline Lichtenberg [Lifewave 02] City of a Million Legends
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie stanie, mnie i Val. Nieważne, gdzie będziemy, kiedy to coś się wydarzy - my przeżyjemy.
Ale Mia to co innego. Mii zostały tylko godziny. Moja córeczka. Moje dziecko.
- Muszę znalezć Mię.
Val nalewa sobie kolejny kieliszek sherry, patrzy na mój, nietknięty, i odstawia butelkę.
- Myślałam o tym - mówi. - Sądzę, że wiesz, gdzie ona jest.
- Co?!
- Jest w twoim koszmarze, w tej wizji. Zniłaś ją tyle razy. Muszą tam być jakieś wskazówki.
Opowiedz mi.
- To tylko płomienie i ogień, walący się budynek. Jesteśmy w pułapce. Adam tam jest.
Bierze Mię ode mnie. Niesie ją w ogień.
- Ale gdzie wtedy jesteście? Myśl, Sara, myśl. To tam jest.
Wpatruje się we mnie, usiłuje mnie zmusić do przypomnienia szczegółów snu siłą woli.
Patrzę jej w oczy, a one zabierają mnie głębiej we mnie samą.
- Myśl, Sara, myśl. Zamknij oczy. Co widzisz?
Adam
Nie ma stąd żadnej drogi ucieczki. Przez okno na pewno się nie da. Ani przez drzwi.
Szansę mam tylko wtedy, gdy będą mnie przewozić. Jedyną.
Kiedy mnie tu transportowali, skuli mi ręce kajdankami i posadzili w radiowozie z paroma
innymi. Ze sku-24 tymi Å‚apami trudno bÄ™dzie sprać strażnika i zwiać. Czy ¡2067
pozostali by się dołączyli? Najlepiej byłoby spróbować, zanim zamkną mnie w furgonetce,
czyli gdy będą mnie stąd wyprowadzać. Chodzę wte i wewte po celi i myślę ołokciach, kolanach i
stopach - ile szkody mogę nimi wyrządzić? Muszę to zrobić. Jeśli wyląduję w Sydenham, to będzie
koniec. Spędzę Nowy Rok w zakładzie. Nie mogę do tego dopuścić -
nieruchomy cel zamknięty za kratkami, który nie widzi, nie słyszy niczego, nie wie, co się
dzieje. Może pogrzebany pod murami. Miejsce ostatniego spoczynku - pieprzone więzienie.
Tak nie może być! Nie pozwolę na to!
Kiedy mnie zamknęli, zabrali mi zegarek i pasek, więc nie wiem, ile czasu minęło, zanim po
mnie znowu przyszli. Ale musiało to być tak z dziesięć, dwanaście godzin, bo dwa razy przynosili
żarcie, a niebo w małym kwadratowym okienku w mojej celi dawno pociemniało.
Ale nic nie dzieje się tak, jak się spodziewałem. Tym razem przykuwają mnie do strażnika.
Gruby drań, jakieś dziesięć lat starszy ode mnie, z wąsami. Dwóch kolejnych strażników z przodu i
z tyłu i wychodzimy na podwórko. Zanim się zorientowałem, jesteśmy w vanie. Silnik odpala i
ruszamy. Cholera, cholera, cholera! Przegapiłem jedyną szansę. I co teraz?
- Która godzina? - pytam.
- Za piętnaście dwunasta.
- Kurwa!
- W czym problem? Przegapiłeś imprezę? To jest nas dwóch. Cholerny sylwester i odwołali
wszystkie urlopy.
- Dlaczego?
- Gdzieś ty był? W jaskini? Całe miasto oszalało. Ludzie pozapychali ulice, usiłują
wyjechać, a reszta, ci, co zostają, zachowuje się, jakby był rok 1999. Na Trafalgar Square urządzili
szpital połowy, żeby się zajmować tymi wszystkimi pijanymi. Kurde, ludziom w tym mieście
totalnie odbiło.
- Chętnie bym do nich dołączył. Szczerze, koleś, ja muszę się stąd wydostać.
Grubas patrzy na mnie nieufnie. A ja Å‚apiÄ™ jego numer. Pierwszy stycznia. Jestem przykuty
do faceta, który będzie martwy w ciągu dwudziestu czterech godzin. Ale jego numer nie daje mi
żadnych wskazówek, tylko czerń, pustka, nic więcej. Dziwne.
- Nie zaczynaj - mówi.
- To ważne. Muszę się dostać do rodziny.
Kręci głową.
- Koleś, nie dzisiaj. Jedziesz do Sydenham, koniec. Jesteśmy już za rzeką, jeszcze maks
piętnaście minut. Z tych wozów nie ma ucieczki.
- Nigdy siÄ™ nie zatrzymujÄ…?
- Nigdy. Zero przerw na papierosa. Zero przerw, żeby się odlać.
- A gdybym ci przywalił?
Prycha.
- Po pierwsze oddałbym ci tak, że nawet byś nie wiedział, co się stało. Wiesz, tak mnie
uczyli. A po drugie tam na górze jest kamera. Ci z przodu widzą wszystko, co się tu dzieje.
Zaczniesz brykać, to włączą syreny, wcisną gaz i jedziemy na najbliższy posterunek, a tam
oberwiesz jak nigdy w życiu. - Ale do tego musieliby otworzyć drzwi, nie? - Poważnie, chłopie, nie
warto. To tylko wszystko pogarsza i...
Zaciskam dłoń w pięść, odchylam się i walę go mocno w łeb. Rzuca go na bok, a potem
facet błyskawicznie sięga do paska i łapie pałkę.
- Pieprzony kretynie! - krzyczy
Chce się na mnie zamachnąć, ale ja zrywam się na nogi i wbijam mu kolano w krocze.
Pada naprzód, wyrywam mu pałkę i tłukę go w tył głowy. Rozlega się obrzydliwy trzask.
112027. Czy już jest po północy? Czy to ja przynoszę mu śmierć? Upuszczam pałkę i
przyciskam rękę do jego szyi, starając się wyczuć puls. Jest. Wtedy włącza się alarm, ogłuszający
dzwięk wypełnia wnętrze furgonetki, a nas obu rzuca do tyłu, gdy wóz przyśpiesza.
Muszę ściągnąć kajdanki. Strażnik siedzi z głową między kolanami. Spycham go z ławki,
padam na czworaka i przeszukuję mu kieszenie. Nigdzie nie mogę znalezć klucza.
Pałka poturlała się na drugą stronę. Sięgam, ciągnąc za sobą ramię strażnika, aż udaje mi się
złapać jej koniec. Potem klękam i kładę ramię grubasa na brzegu ławki. Odciągam swoją dłoń
najdalej od jego, jak się da z tak krótkim łańcuchem kajdanek. Uderzam pałką.
Ogniwa się wykrzywiają, ale łańcuch nadal jest cały.
- Kurwa! Kurwa!
Van szarpie się teraz wściekle. Padam do tyłu i walę głową w podłogę. Auto przechyla się w
drugÄ… stronÄ™. Okropnie nami rzuca.
- Zatrzymać się! - wrzeszczę, chociaż wiem, że nie zwróciliby uwagi, nawet gdybym
przekrzyczał wyjącą syrenę. - Zwolnijcie, do cholery!
Docieram jakoś do przodu, ciągnąc za sobą grubasa, i walę pałką w ściankę kabiny
kierowcy
- Wasz kumpel potrzebuje pomocy! Zawiezcie nas do szpitala!
Rzuca mnÄ… na Å‚awkÄ™, gdy van przechyla siÄ™ kolejny raz, ale tym razem za bardzo.
Wywraca się i nagle ze ściany robi się podłoga, z podłogi sufit, i znowu. Gruby strażnik leży
na mnie, wyduszając ze mnie powietrze, a potem znowu koziołkujemy i on jest pod spodem.
Furgonetka przewraca się z hukiem, potem rozlega się przerazliwy hałas i podłoga - a może
to ściana albo sufit - wali mnie w podbródek, a ja tracę przytomność.
Sapa
Zamykam oczy. W telewizji odliczają na cały głos. Sześć, pięć, cztery... . Niczego nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]