Odnośniki
- Index
- William Kotzwinkle E.T
- technik.elektryk_311[08]_o3.01_u
- Godeng Gert Krew i Wino 05 Palec Kasandry
- Laurie King Mary Russel 06 Justice Hall (v1.0) [lit]
- Laurie King Mary Russel 08 Locked Rooms
- Elizabeth Mayne Lion's Lady
- Bova, Ben Orion 01 Orion Phoenix
- Ferring Dav
- Karin ALVTEGEN Zaginiona
- Rolls_Elizabeth_ _Zakazana_milosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nogi.
Clem spojrzała na żagle. Chciała mu wierzyć.
To musi być trudne powiedziała, gdyż to nie ulegało wątpliwości. Uśmiechnął się lekko,
a w jej serce wstąpiła nadzieja. Jeśli naprawdę uznała, że ty i Kleks dacie sobie lepiej radę bez
niej, to naprawdę musi być szalona.
No cóż& Wszyscy tak mówią.
Ale jest w błędzie.
Znów się uśmiechnął, ale trochę sztucznie.
Znowu to samo, Clem, z podziałem na rzeczy słuszne i niesłuszne.
Wybrała trochę grota, choć nie wiedziała, czy to konieczne, bo w rzeczywistości tylko
naśladowała Johnny ego, ale był to dobry sposób na ukrycie swoich uczuć. Annie myliła się.
Kleks i Frank nie mogli sobie lepiej poradzić bez niej. Powinien to otwarcie przyznać. Niekiedy
takie kategoryczne osądy były konieczne.
Płynęli w milczeniu, monotonnie przeskakując z jednej fali na drugą. Frank usadowił się
wygodnie, rozłożył szeroko ręce, żeby się przytrzymać, a rozstawione nogi oparł na przeciwległej
ławce i zamyślił się głęboko.
Czy wiesz, że w najstarszych kulturach uważano samobójstwo za całkowicie honorowy
sposób zakończenia nieznośnej egzystencji?
Tego nie wiedziała, ale ucieszyła się, że przemówił. Jego głos normował sytuację. Czasami
miała ochotę posłuchać tylko jego brzmienia, gdy tłumaczył jej różne rzeczy, uczył ją, nakazywał
inaczej patrzeć na wiele spraw, koncentrować się na celowości działań.
Wtedy nikt nie próbował w żaden sposób oceniać tego typu śmierci rzekł, znów
zapatrzony w morze. Było jasne, że czuje się znacznie lepiej, mówiąc o etyce samobójstwa niż
o rozpaczy, która pchnęła Annie do tego czynu. Przed Sokratesem nikt nie kwestionował
moralnych podstaw samobójstwa.
Nie twierdzę, że samobójstwo samo w sobie jest złe powiedziała, chcąc się włączyć
w jego tok rozumowania, żeby mu pomóc. Zawarliśmy kiedyś z Johnnym pakt, że gdy
u któregoś z nas zostanie zdiagnozowana nieuleczalna choroba, wsiądziemy do samochodu
i rozwalimy się razem. Teraz ten pomysł wydawał jej się trochę śmieszny, już nie potrafiła
sobie tego wyobrazić. Podejrzewała, że Frank uzna to za dziecinadę.
Czemu nie? zapytał, jakby było mu wszystko jedno w tej kwestii. Samobójstwo jest
całkiem szlachetną alternatywą cierpienia.
Zapatrzyła się na niego. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego po tym, co się stało na
jachcie.
A co by było, gdyby jej się udało? Nadal byś tak twierdził?
Wytrzymał jej spojrzenie.
Nie sądzę, aby chciała, żeby jej się udało.
Lecz gdyby Johnny nie podpłynął do jachtu&
Wiedziała, że ktoś po nią przypłynie. To było swoiste wołanie o pomoc.
Czasami jego obiektywizm graniczył z bezdusznością.
Tylko dlaczego wołała o pomoc?
A dlaczego każdy z nas oczekuje pomocy? Bo szukamy pocieszenia.
Nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby on oczekiwał pomocy. Mógłby szukać pocieszenia
wyłącznie u kogoś naprawdę niezwykłego, chciałaby być tego świadkiem. Dobrze byłoby go
zobaczyć w chwili słabości, kiedy będzie kogoś potrzebował. Na przykład jej. Sięgnął do
kieszeni i wystukał z paczki papierosa. Pochylił się, żeby go przypalić, osłaniając dłońmi płomyk
od wiatru. Następnie wyciągnął zapalonego papierosa w jej kierunku. Podobał jej się ten gest.
Wzięła od niego papierosa, zwracając uwagę, że ma ciepłe dłonie. Obrócił się na ławce twarzą do
niej. Aż poczuła gęsią skórkę na ręku od tego przelotnego dotyku.
Podejrzewam, że teraz szybko zejdziecie na ląd powiedział miękko, takim tonem, że
serce od razu zabiło jej mocniej, a w głowie zaświtała myśl, że może właśnie ma do czynienia
z jego wołaniem o pomoc. Zaciągnęła się dymem.
Johnny emu na tym zależy.
Pokiwał głową ze wzrokiem utkwionym w swoich dłoniach. Dobrze wiedziała, że to
niestosowne, gdy jego żona leży pod pokładem z rozciętym nadgarstkiem, nie mogła jednak
zapomnieć wrażenia z kontaktu z jego ręką, wspomnienia tych grubych, delikatnych palców
wewnątrz niej, jego dotyku, dopasowania się do jej rytmu, głębokiej penetracji. Aż poprawiła się
na siedzeniu przy rumplu. Poczuła, że krew zaczyna jej szybciej krążyć, a sutki nabrzmiewają.
A ty, Clemency? Na czym tobie zależy?
Nikt nie nazywał jej pełnym imieniem. Odebrała to jako przejaw bliskości. Kiedy przeszył ją
wzrokiem, poczuła się jak rażona prądem, który spłynął po jej ciele między nogi.
No więc? zagadnął.
Chyba wolałabym zostać dłużej.
Otworzyły się drzwi sterówki. Johnny przyniósł kubeczki z kawą i małą butelkę brandy.
W jednej chwili stał się uczestnikiem odczuwanej przez nią bliskości.
Johnny odezwał się Frank, patrząc, jak on od razu spojrzał w kierunku brzegu,
wypatrując drogi ucieczki. Będzie mi was bardzo brakowało, gdy zejdziecie na ląd.
Znajdziesz sobie inną parę do swoich rozrywek odparł Johnny, przejmując z powrotem
ster od Clem i spoglÄ…dajÄ…c na kompas.
Pożałowała, że to powiedział. Mierziła ją myśl, że tak łatwo mógłby ich zastąpić ktoś inny.
Nie sądzę, żebyśmy w najbliższym czasie szukali rozrywek odrzekł Frank. Zwłaszcza
po tym, co się stało. A przecież nawet wam nie mówiłem o tej parze z Australii, którą gościliśmy
na pokładzie&
Co to była za para? zaciekawiła się Clem, która już nie lubiła tych ludzi.
Kiedy byliśmy u wybrzeży dawnej Jugosławii, gdzieś w okolicy Dubrownika, zaprosiliśmy
bardzo miłą parę na grilla. Zszedłem do kajuty po kolejną butelkę, a gdy wróciłem, Annie stała
przy grillu ze szpikulcem i nożem w ręku, a nasi goście siedzieli ściśnięci przy relingu, oboje
bladzi jak ściana& Zaśmiał się krótko. Okazało się, że im powiedziała, że zabiłem jej matkę,
poćwiartowałem zwłoki i wepchnąłem do zamrażarki.
Johnny i Clem także zareagowali śmiechem, biorąc z niego przykład, ale ich śmiech nie był
całkiem naturalny. Bo opowieść nie była zabawna. Tylko całkiem popieprzona. Butelka brandy
w milczeniu przechodziła z rąk do rąk, co nabrało charakteru rytuału, jakby próbowali sobie
nawzajem przyjść z pomocą. Wkrótce nieregularne kołysanie łodzi przyprawiło wszystkich
o senność niosącą w końcu wytchnienie po burzliwych wydarzeniach dnia, zmuszając do
skoncentrowania się na bieżącej chwili, na unoszeniu się i opadaniu wraz z nieprzewidywalnym
rytmem uderzeń fal, do obecności w powietrzu rozbryzgów słonej wody i jednostajnego wiatru
wiejÄ…cego od rufy.
Z czasem atmosfera na pokładzie zaczęła się zmieniać. Blask księżyca jak gdyby rozegnał
chmury i teraz zalewał ich srebrzystą bielą, w której wszystkie koszmary dnia zaczynały się
odsuwać dalej od świadomości i gromadziły w jakimś mrocznym zakamarku w miarę
pokonywania dystansu. Fale stawały się coraz wyższe, więc dziób jachtu wznosił się coraz wyżej
ku niebu i z coraz głośniejszym hukiem opadał między fale, jeszcze bardziej je rozdzielając
i posyłając na pokład kropelki wody strzelające w gorę pióropuszami niczym sztuczne ognie. Tak
więc Mała Utopia podskakiwała niczym zrebak pędzący na nowe pastwiska, a jej załoga
zaczynała już pokrzykiwać z każdym mocniejszym upadkiem między srebrzyste bruzdy morza,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]