Odnośniki
- Index
- Lensman 06 Smith, E E 'Doc' Children of the Lens
- Dekameron Giovanni Boccaccio
- Fr
- Arthur C. Clarke Rama I Spotkanie z Ramć…
- Lee Katherine Zapisane w gwiazdach
- Jeffrey Lord Blade 29 Treasure of the Stars
- Mercedes Lackey & Ellen Guon Bedlam Boyz
- Eden Cynthia Zwić…zani w ciemnośÂ›ci
- Max Heindel (EN) Teachings of an Initiate
- Władza bez tyrani. Jak kontrolować ludzi, pieniądze, czas, emocje i słaboÂści
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- russ.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powodu ciężaru (a była pono naturalnej wielkości) niewielkie miała szanse, by ujść cało z topieli.
A jednak uszła! Kiedy bowiem przy pomocy miejscowych mieszkańców, którzy tłumnie, z kobietami
i dziećmi, zbiegli się nad brzegiem morza (ich wioska leżała w bezpośrednim sąsiedztwie wysokiej
skarpy, u podnóża której morze wyrzuciło rozbitków na piaszczystą plażę), przeszukiwano żałosne
resztki okrętu, które zalegały plażę niczym sterczące, połamane żebra i wyprute wnętrzności jakiegoś
olbrzymiego zwierza czy morskiego potwora, jakiego lewiatana, odnaleziono rzezbÄ™ zarytÄ… nieco w
piasek, ale całą i obsuszoną już przez słońce. Było to o tyle dziwne, że była ona bez skrzyni i z opresji
wyszła prawie bez szwanku: brakowało jedynie dłoni, którą błogosławiła wiernych, czy też może jak
chciał tego Henryk machała delikatnie na pożegnanie. Tak jak zawsze, gdy na Nią patrzył, tak i tym
razem przypomniał mu się dziadek na łożu śmierci, wysuwający spod pościeli suchą, obrosłą żyłami
starczą rękę i robiący w stronę Madonny, samymi palcami; ledwie widoczny znak pożegnania. Starzec
uronił przy tym kilka łez, wyszeptał: A niech to wszyscy diabli i umarł. Tak więc ujrzawszy Ją
uratowaną w cudowny sposób i przypomniawszy sobie ukochanego dziadka na plaży przylądka o nazwie
Rozewie, książę Henryk ukląkł przed Nią i zapłakał z wdzięczności i rozpierającej go radości życia, po
czym modlił się żarliwie, a wraz z nim modlili się i inni. Cud to, cud, prawdziwy cud powtarzał
wszystkim dookoła, na przemian po łacinie, po angielsku i po francusku. Sama na brzeg przypłynęła,
sama . Wieśniacy chrześcijanie, jak się okazało patrzyli na niego w milczeniu, w którym była pewna
doza zakłopotania, jaką odczuwają rodzice, gdy ich niesforne dziecko wyjawia nagle przed innymi jakieś
domowe tajemnice. Natomiast kapelan, który również wyszedł cało, zachowywał wobec faktu,
ogłaszanego przez księcia jako cud, dużą powściągliwość, tym bardziej że polowy ołtarz, którym była
niezwykle cenna relikwia palec świętego Pawła zaginął bezpowrotnie.
Jak wynika z relacji współczesnego kronikarza, wieśniacy zajęli się rozbitkami z prawdziwie
chrześcijańską troskliwością. Zmokniętym dano suchy przyodziewek, wprawdzie prosty, wiejski, ale
jakże w obecnej sytuacji królewski; nakarmiono ich ciepłą strawą i wszystkim wydawało się, że to rajska
uczta, a uratowany dobytek rozłożono na słońcu, w którego czystym świetle trudno było uwierzyć w
upiorną nawałnicę poprzedniej nocy. Prócz ołtarza dotkliwą stratą były również kosztowności, złoto
wiezione w darze dla Zakonu od króla angielskiego, a także konie, które wszystkie utonęły, więc nawet
nie można było wyruszyć w stronę Gdańska. Wysłano dwóch pachołków do Pucka, by zakupili tam
choćby kilkanaście koni i parę wozów, a tymczasem książę i rycerze rozlokowali się w miejscowym
młynie, pozostali zaś ludzie w wiejskich chatach, gdzie ich nad wyraz gościnnie podejmowano.
Pachołkowie wrócili jeszcze tego samego dnia, lecz bez koni, gdyż te na potrzeby wojny zostały z całej
okolicy ściągnięte do komturii gdańskiej, należało więc cierpliwie czekać na pomoc, jakiej spodziewano
się ze strony załogi uratowanego statku.
Ponieważ ołtarz polowy wraz z karzącym palcem świętego Pawła pochłonęło morze, Anglicy poszli
na mszę do miejscowego kościółka. Położony był na skraju wsi, ze wszystkich zabudowań najbliżej
wysokiej skarpy, a więc i morza. W jego ciemnym i ciasnym wnętrzu ledwie mogli się wszyscy
pomieścić. Nie było też w nim prawie żadnych sprzętów i ubóstwo wyłaziło z każdego kąta; ot, tylko na
ścianie wisiało skromne tabernakulum, a jedyna ozdoba ołtarza to drewniany krucyfiks, niezdarnie
wyciosany z lipy przez jakiegoś miejscowego cieślę. Było w tym coś rozczulającego i wrażliwy, pobożny
Henryk, który nigdy jeszcze takiego kościoła nie widział, miał łzy w oczach, patrząc na ubogich
wieśniaków, pogrążonych w modlitwie, dla których nie znane im zupełnie bogactwa i uciechy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]