Odnośniki
- Index
- Turtledove, Harry V
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpić™kniejsze_miśÂ‚ośÂ›ci_07_ _Znudzony_pan_mśÂ‚ody
- Elena Dorothy Bowman Time Rift
- sc353 9 45
- GR0948.Banks_Leanne_Nieoczekiwana_zmiana
- Lisa Kleypas Stokehursts 02 Prince Of Dreams
- Żeromski Stefan Dzienniki t 1
- Kretz Jayne Ann Zapomniane marzenia
- Anna_Marie_May_ _Love_For_Hire
- Jules Verne 20,000 Leagues Under The Sea
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ka.
Wziąć ich do szpitala, posłać po drugą partię, jeśli trzezwa. %7ływo!
Na głos ten rzuciło się wszystko, ile tchu i mocy; miejsce wypadku opustoszało w mgnieniu
oka, za oddalającymi się pogonił rozkaz:
Jak wyzdrowieją, przysłać ich do mnie!
Robotnicy zaśmieli się z cicha:
Oj, da on im, da! zamruczał Jan.
Od niego dobrze wszystko brać! To zuch!
To nasz kochany pan! Ot, na śmierć idzie za robotnika, a z nas żaden nie chciał!
Ale jakby na niego przyszła bieda, to my pójdziemy! Póki my tu, niech go nikt nie tknie.
Alboż chcą? Słyszałeś co, Janie? spytano ciekawie, z iskrzącymi oczyma, na hasło
awantury.
Jak trzeba będzie, to huknę na was. Teraz cicho, bierzcie za młoty!
A hukaj, tylko dobrze!
Zamiast Jana dziesiętnik zaczął krzyczeć i napędzać, umilkli posłusznie.
57
Pózno wieczorem Hieronim wracał do domu z kasy. Zdziwiło go światło w gabinecie, gdzie
zwykle pracował, zajrzał przez szczelinę firanki i zdumiał. Przy biurku, wśród stosów spra-
wozdań, planów, kosztorysów, rozsiadł się w fotelu Bazyli we własnej osobie i pisał coś pra-
cowicie, niezgrabnie na wielkim arkuszu papieru. Jednym okiem przyglądał się swemu arcy-
dziełu i drapał, potniejąc, koszlawe litery.
Tam do diaska! A do tego co przystąpiło? zamruczał ubawiony inżynier.
Zdumienie jego nie miałoby granic, żeby mógł dojrzeć adres na kopercie; stało tam łokcio-
wymi literami: Jaśnie Wielmożny Pan Polikarp Białopiotrowicz w Tepeńcu . Nie, takie ze-
stawienie osób i podobna znajomość nie postała mu nigdy w myśli.
Na kroki pana Bazyli uprzątnął swą osobę z fotela, a pismo ze stołu i zajął się nakarmieniem
pryncypała.
Czy to do kochanki pisujesz? spytał go żartobliwie inżynier.
Człek się zaśmiał.
Aha! odparł jakiś nieswój.
Toś ją w Petersburgu zostawił?
A tak, tam, gdzie pan rzucił swoją.
Ja, stary, kochanek nie miałem i nie mam. Wiesz, o tym najlepiej, boś mnie pilnował, jak
smok.
Et, różnie bywało w sąsiedztwie! Kto tam ustrzeże ognia w słomie! Ta czarna, co to ja aż
z sikawką musiałem...
Nie klekocz głupstw! Czyś ty i dzisiaj odwiedzał baraki? Ot, lepiej pokaż list! Zobaczę,
jak wyrażasz afekty.
Tak samo jak pan! Kto z kim przestaje, takim siÄ™ staje.
To fałsz! Gustu do amorów nikogo nie nauczę, bo go sam nie posiadam. Chyba ty mi go
udzielisz.
Et, kto pana przegada. Na co pan odesłał mięso Eljasmanowi?
Chciałeś chyba, żebym je sam skonsumował przez grzeczność dla %7łyda. Robotnicy nie
bydło, a truć ich nie pozwolę.
%7łyd strasznie zły, cały zarobek dziś stracił. Domański zły, że pan go złajał przy ludziach,
wszyscy zli... Co z tego będzie? Jak zechcą się mścić?...
To niech się mszczą! Honoru mi nie wezmą, czci mi nie odbiorą, więcej o nic nie dbam!
Ty mi nie wspominaj tych ludzi. Dzień cały trują mnie zgryzotą! Daj spocząć w domu przy-
najmniej!
Wziął się za głowę ruchem desperackim.
Bo mi szkoda pana! zamruczał Bazyli. Wychudliście jak cień! Co z tego będzie? Poło-
ży się pan z wysiłku! %7łeby odpocząć jaki miesiąc!
Czy i ty mi kraczesz chorobę, jak ten skorupiak doktór? zaśmiał się chłopiec z przymu-
sem i zamyślił się na chwilę. Chciało się i mnie wypocząć, stary zaczął po pauzie. Mia-
łem paręset rubli oszczędności, myślałem po skończeniu tutejszej roboty pojechać gdzie, na
swobodzie przebyć czas jakiś. No i nic z tego. Ruble poszły, trzeba znów pracować. To dziwna
jednak rzecz, jak mnie siÄ™ pieniÄ…dze nie trzymajÄ….
Co to za dziwo! ZÅ‚odziej jest na nie gotowy! mruknÄ…Å‚ ponuro Bazyli. Bodaj go ziemia
pochłonęła!
Cóż robić! Niewarta żalu ta nikczemna mamona! Daj butelkę czerwonego wina. Będę pi-
sał w nocy.
Czwarta noc! Jezus Maria! Co pan wyrabia? zawołał przerażony sługa.
No, cicho, cicho! Wszakże cię nie proszę do towarzystwa. Idz sobie śnić o kochance, w
braku jej samej. Mnie nie wystarczy dnia na tyle roboty.
Bo pan robi za dziesięciu. Oj, będzie zle!
WynoÅ› siÄ™ do diaska ze wzdychaniem!
58
Bazyli się wyniósł, ale wzdychać nie przestał. %7łal było istotnie patrzeć na biedaka, który
brał nad siły, sądząc, że ich ma niewyczerpany zasób.
Im bliżej było ukończenia i upragnionego wypoczynku, tym uciążliwsze były zajęcia.
Rzadko widywał pana Bazyli i tylko chwilowo. Zdawano roboty, musiał je oglądać, przyj-
mować i płacić. Kasa była pełna interesantów, pieniądze płynęły jak woda. Hieronim ostatnie
dziesięć dni trzymał się na nogach siłą woli i wina; palił bez przerwy cygara, zachrypł, szczer-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]