Odnośniki
- Index
- Carpenter Leonard Conan Tom 37 Conan Wyrzutek
- 35. Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik Tom 35 Europejska przygoda
- Longin Jan Okoń Trylogia Indiańska. Tom I Tecumseh
- Grobowy_zmys_ _Harper_Connelly_tom_1_ _Harris_Charlaine
- Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 3 Walka Kołowa
- (19) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i ... Złoto Inków tom 2
- Diwow_Oleg_ _Najlepsza_zaloga_Slonecznego_Tom_1
- Clancy Tom Centrum 6 Oblężenie
- Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Rzymskie wesele (Rzymskie wakacje)
- Banks Leanne Bracia Medici 04 Sekret panny młodej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No, mam dziś co się zowie dobry wieczór! Napijmy się z tej racji czegoś musującego!
Pan miał dużo przykrości? zapytała.
Ja... zdziwił się nie, kochanie, przeciwnie. O... bardzo ci ładnie w tym futerku, ale
przecież zdejmiemy je, prawda?
Podoba się panu?... Ja bardzo dziękuję...
To ja ci dziękuję, że jesteś taka miła i ładna. Pomyśl tylko: mogłabyś być skwaszona i
brzydka, a tym samy zepsuć mi piękny obchód takiego sobie finału, nie, zle się wyraziłem,
raczej półfinału!
Najwyrazniej był rozbawiony. Marychna pomyślała, że umyślnie robi dobrą minę po ja-
kiejś stracie, by nie sprawić jej przykrości, i postanowiła być dla niego tym czulszą. Dlatego,
gdy pomagał jej zdjąć futro, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała w usta.
O, oswajamy się przytulił ją mocno tylko dlaczego nazywasz mnie wciąż panem?
Ja nie wiem...
Wybuchnął śmiechem, takim szczerym, wesołym śmiechem:
Nie wiesz? NaprawdÄ™ nie wiesz?
Pan się ze mnie śmieje poczuła się urażona.
Ależ bynajmniej, moje maleństwo. Widzisz, w mojej psychice nie może się zmieścić
pojęcie robienia czegokolwiek bez uświadomienia sobie, co mną powoduje. Rozumiesz?...
Skinęła głową:
Rozumiem. Na przykład pan powinien by teraz martwić się, że jakiś interes mu się nie
udał, a udaje wesołego, by ukryć przede mną swój prawdziwy nastrój.
Powiedziała to jednym tchem, wiedziała że zaskoczyła go swoją przenikliwością, i nie
omyliła się. Zatrzymał się nieruchomo i szeroko otworzył oczy:
O...? przechylił głowę.
Naturalnie dodała z przeświadczeniem odniesionego zwycięstwa przecież słyszałam
pańską rozmowę telefoniczną, a teraz pan udaje.
Jesteś przebiegła, niebezpiecznie przebiegła powiedział przesadnie poważnym tonem
ale wyobraz sobie, że twoja obecność wynagradza mi wszelkie przykrości. No, chodzmy
zwilżyć nasze gardła.
W sąsiednim pokoju stały na stole owoce, wysokie kryształowe kieliszki i srebrny kubeł z
lodem, z którego wystawały dwie grube odrutowane szyjki butelek.
Przy trzecim kieliszku Paweł powiedział:
Marychno! Jesteś jedyną istotą, z którą dzielę moje dzisiejsze pierwsze wielkie święto.
A może to pańskie imieniny!
%7łycie nie nauczyło mnie dzielić się czymkolwiek, ani złym, ani dobrym mówił nie sły-
sząc jej pytania i jakby nie do niej jestem sam, całkowicie sam, wyodrębniony, wyparty z
wszelkiej wspólnoty i, do stu diabłów, nie czuję się tym pokrzywdzony. Tym gorzej dla nich,
dla was wszystkich... No, pijmy!
Marychna nie rozumiała, o co mu chodzi. Ogarnęło ją przecież przeświadczenie, pewność,
że dostąpiła szczególniejszego przywileju, że musi być coś warta, skoro ten niezwykły czło-
wiek właśnie nią się zainteresował, skoro dopuszcza ją do swoich tajemniczych przeżyć. A on
mówił dużo, mówił rzeczy dziwne, skomplikowane, nie wiążące się ze sobą. Słuchała tego
tak, jak wsłuchiwała się w miękki melodyjny głos Krzysztofa, gdy czytał jej angielskie wier-
sze. Tylko głos Pawła brzmiał mocno, porywiście, twardo, wzbierał siłą lub cichł w jakąś
kamienną bryłę, która zdawała się toczyć wolno, nieodparcie, zdawała się przytłaczać.
86
Marychnę znowu opanował strach. Czuła w powietrzu coś gniewnego, ponurego, bezlitos-
nego, czuła całą przypadkowość swojej tu obecności. Otaczały ją ogromne czarne meble, wy-
sokie ściany, pokryte złoceniami i jedwabiem, cisza do głębi przejmująca.
Bezwiednie wzięła jego rękę, leżącą nieruchomo na poręczy, i zacisnęła ją w swoich dło-
niach.
Umilkł i spojrzał na nią wzrokiem człowieka, który ocknął się z zamyślenia. Na jego ścią-
gniętej twarzy pojawił się uśmiech.
Nudzę cię, co?... zapytał no, chodz, usiądz tu.
Przyciągnął ją lekko i posadził sobie na kolanach. Wtuliła się i musnęła wargami jego po-
liczek o skórze szorstkiej, którą przecież wolała od zawsze atłasowo wygolonej twarzy
Krzysztofa.
Wypytywał ją, co porabiała, czy nie za bardzo flirtuje z Ottmanem, czy nie miała wiado-
mości od Krzysztofa.
Skądże znowu! Z Ottmanem w ogóle nie można flirtować. Jest nudny i nieustannie myśli o
swoich wynalazkach, a Krzysztof widocznie nie czuje się dobrze, gdyż podobno przed tygo-
dniem sprowadzono doń jakiegoś specjalistę aż z Wiednia. Właściwie nie powinna tego po-
wtarzać, bo pan Blumkiewicz powiedział, że to plotki, i bardzo się gniewał, ale i tak w fabry-
ce mówili o tym.
Paweł nalał kieliszki. Widocznie interesował się swoim stryjecznym bratem i mało o nim
wiedział, gdyż musiała powtarzać o nim wszystko. Dziwiła się tylko, że Paweł wcale nie był
o Krzysztofa zazdrosny, że na jej uwagę, że teraz chyba nie będzie mogła pozostawać z tam-
tym w dawnych dobrych stosunkach, odpowiedział z całą stanowczością, że przeciwnie, że
powinna starać się nie dać mu odczuć jakiejkolwiek zmiany w swoim postępowaniu. Krzysz-
tof jest nieszczęśliwy i potrzebuje pociechy, a on, Paweł, nigdy by nie chciał psuć mu tego
złudzenia szczęścia, jakie ma w Marychnie, tym bardziej że jest to ślicznie uśmiechnął się
tylko złudzenie.
Marychna pomyślała, że to bardzo rozsądnie, i jeszcze, że Paweł ma złote serce. W gruncie
rzeczy nie chciała rozstawać się z Krzysztofem, którego polubiła szczerze. Tu była miłość, a
tam przyjazń, może niezupełnie przyjazń, ale skoro Pawłowi to nie przeszkadza, chociaż wie
prawie wszystko, to po prostu nie ma sensu zmieniać cokolwiek w stanie rzeczy, które tak
właśnie same się ułożyły.
W sypialni panował kolorowy półmrok i ciepło. Był to piękny wieczór i zapewne dlatego
przeciągnął się aż do samego rana.
Tym razem wprost z Ujazdowskiej Marychna pojechała do fabryki. Tym i kilka następ-
nych... Paweł widocznie mniej miał ważnych spraw, bo więcej jej mógł czasu poświęcić.
Czuła się szczęśliwa. Jego spokój, równe usposobienie i to coś, czego nie umiała nazwać, a
co napełniało ją poczuciem bezpieczeństwa, zaufania i pogody, co usuwało wszelkie troski,
obawy i niepokoje wszystko składało się na krótkie wesołe dnie i długie rozkoszne noce,
którymi można było się upić.
Naturalnie Marychna zachowywała wszelkie ostrożności, by nikt nie mógł donieść
Krzysztofowi, że go zdradza. Pomimo wszystko bowiem zachowała dla Krzysztofa prawo
pierwszeństwa. Tego samego zdania był zresztą Paweł. Dlatego nie chodzili wcale do pu-
blicznych lokalów, spotykając się tylko u niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]