Odnośniki
- Index
- 2000 09. Gwiazdka miłoœci 2. Steffen Sandra Kto się boi œwišt
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 09 A Sharpness on the Neck
- Mackenzie Myrna Rodzinne sekrety 09 Zauroczenie
- 11. May Karol Smierc Judasza
- May Karol Czarny Gerard
- May Karol Tajemnice klasztoru
- Gregory Philippa Powieści Tudorowskie 06 Uwięziona królowa
- Gwiezdne Wojny 156 Przeznaczenie Jedi V Sojusznicy
- Human Capital Investment
- podroze po starozytnym swiecie w晜źyk
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewiastę, a dowiedziawszy się, że królowa już wstała, niemal pobiegł do babińca.
Wyszesława z Eudoksja zabierały się właśnie do rannego posiłku. Mieszko przypomniał sobie, że jeszcze
nie śniadał, i wziął się z ochotą do jedzenia, raz po raz zerkając na dziewczynę. Przy dziennym świetle zdała mu
się jeszcze ładniejsza, ale ilekroć spojrzenia ich spotkały się, uciekał z oczyma. Rozmowa nie kleiła się i gdy
skończyli się pożywiać, królowa rzekła:
Ja idę do świekry zajrzeć, czy jej czego nie trzeba. Pódzi z Donią pokazać jej gród. Samej będzie się tu
cniło.
Mieszko z dziewczyną zeszli do długiej sieni, która ciągnęła się wzdłuż całego budynku zajmującego
wschodni kraniec wzgórza, i skierował się ku narożnej wieży nad północno-wschodnim urwiskiem, skąd
najlepszy był wgląd na gród i okolicę. Poranna mgiełka pogodnego dnia ustąpiła już, otwierając daleki widok.
Piękny był w wiosennym słońcu i Eudoksja z ciekawością rozglądała się po okolicy, Mieszko natomiast,
korzystając, że dziewczyna nie zwraca na niego uwagi, przypatrywał jej się z bliska. Podobała mu się coraz
bardziej. Przypominała trochę dziecko, trochę ptaka. Mniejsza była, niż zdała mu się wczoraj, i oczy musiała
podnieść w górę, gdy zagadnęła:
Co zaś takowe białe? Chmury, nie chmury.
Wskazywała na ledwo widoczny za błękitnawymi pasmami lesistych wzgórz poszarpany zarys
południowego nieboskłonu.
Znieg leży na górach odparł Mieszko.
Znieg o tej porze? Nigdy nie byłam w górach. Jedzmy tam.
Mieszko zaśmiał się:
I bitym gościńcem we dwa dni nie zajechałby. A za myślenicką broną bór nieprzejrzany, bezdroże,
żubra i tura częściej napotkać można nizli człeka. Sam bym rad na łowy tam jechał, ale ze dwie niedziele zbawić
by trzeba, a macierz zawżdy się niepokoi, gdy mnie nie widzi.
Czemuż to? Wżdy mężowie nie jeno na łowy, ale i na wojnę chadzają.
Pominął pytanie i rzekł:
Nie pora ninie. Zimą najlepiej, gdy zwierza po śniegu wyśladować łacno. Psiarni takoż jeszcze się nie
dochowałem do takowych łowów sposobnej. Dostałem parę szczeniaków z dobrego gniazda, ale głupie to
jeszcze, zmamić by się mogły.
Będziesz zimą na łowy jechał, wezmij mnie z sobą. Chcę zwierza obaczyć, jakowego u nas nie
uświadczy.
Uradował się, że dziewczyna zamierza pozostać do zimy, ale odparł:
Nie ze wszystkim bezpieczne to łowy, nie wiem, zali babka ci zwoli. Ninie łowami z sokoły się
zabawiam, jeno do nich trzeba umieć koni zażywać. Wydoliłabyś?
Spróbuj! zaśmiała się.
Każę pachołkowi osiodłać dwa podjezdki, a raniej obejdzmy gród.
Przez most zwodzony na fosie, częściowo wykutej w skale, częściowo naturalnej rozpadlinie oddzielającej
zamkową część wzgórza od kościelnej, wyszli na zewnętrzny dziedziniec i skierowali się do katedry. Mury już
wzniesiono, ale w chłodnym i półmrocznym wnętrzu cieśle pracowali przy stropie. Choć daleko było jeszcze do
konsekracji katedry, Mieszko z nawyku przyciszył głos:
Gdy naddziad mój, pierwy tego co ja imienia, kraj ochrzcił, pośrodku wzgórza, w miejscu gdzie stała
pogańska kącina, kościół Zwiętego Michała wystawił, jen ninie jeszcze biskupowi za katedrę służy, gdy ta nie
gotowa. Raniej tu, gdzie stoim, była już katedra Zwiętego Spasa, którą Chrobry zbudował, gdy tu biskupstwo
założył. Ale po śmierci mego pradziada, takoż Mieszka, zburzył ją Brzetysław i tyle z niej ostało, co ninie
zamkową kaplicę stanowi pod wezwaniem Zwiętego Gereona. Tę dziad mój jeszcze wznosić zaczął, ale zmarło
mu się i nie dokończył.
Czemuż rodzic twój tego nie dokonał? Wżdy i czasu miał zadość, i pono z Rusi skarbów wszelkich
nawiózł co niemiara.
Widząc jednak, że Mieszkowi niemiłe jest zapytanie, odwróciła :
Mój pradziad takoż cerkiew Zwiętego Spasa na Berestowem zbudował przekrasną. Dwakroć większa
od tej, a zdobna, że oczy rwie.
Wiem. Ci z naszych, co w Kijowie bywali, cuda o niej prawili. Rad bych ją obejrzał.
I my będziem ci radzi, gdy nas wzajem odwiedzisz. Jeno nie tak, jak rodzic twój zaśmiała się, ale
Mieszko spochmurniał. Zdało mu się, że dziewczyna rozmyślnie kolnąć go chciała. Milcząc skierował się ku
wyjściu. Pamięć ojca przechowywał jak skarb, takiego, jakim go widział w dniu koronacji w gnieznieńskiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]