Odnośniki
- Index
- HiszpaśÂ„ska serenada
- The Adventures of Peter Pan
- eBook Hegel Philosophy of Mind
- Jack L. Chalker Watcher at the Well 01 Echoes of the Well of Souls
- Dore_Christy_ _Milosna_rozgrywka
- 05 Bloody Bones Anita Blake
- Konwicki Tadeusz MaćąĂ˘Â€Âša apokalipsa
- F.OSSEDOWSKI Lenin
- 287. Kendrick Sharon Grecki milioner
- Remarque_Erich_Maria_ _Noc_w_Lizbonie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kupił to ósmego sierpnia 1912 roku i dostarczono mu to w nieprzezroczystym opakowaniu.
Dotknął tego, ale nie spojrzał; może ostrożność przed zbytnim zaangażowaniem się w
zbadanie przedmiotu wynikała z obawy narażenia się na kpiny ówczesnego establishmentu
archeologicznego. W każdym bądz razie, nie chciał ryzykować niczego w związku z tym
przedmiotem, chciał co najwyżej mieć go przez jakiś czas.
Co się stało z Latimerem?
Już go nie ma skwitował krótko Muller. Właściwie powinienem służyć ci w tej
rozmowie kalendarzem.
Nigdy nie spoglądał na to?
Nigdy. Tylko dotknął. Od tamtej pory, to coś znajduje się w opieczętowanym pudle,
gdzieś w magazynie Metropolitan Muzeum w Nowym Jorku. Bóg jeden raczy wiedzieć, co
zamierzają w końcu z tym zrobić. Jeśli jednak chciałbyś się temu przyjrzeć, albo wziąć do
ręki, to możesz, ale najpierw dostarczą ci do podpisania oświadczenie w trzech egzempla-
rzach i w obecności notariusza, że zamierzasz to zrobić wyłącznie na własną odpowiedzia-
lność. Z prawnego punktu widzenia jest to dla nich wystarczające zabezpieczenie. O ile mi
wiadomo jestem pierwszą osobą, która prosiła o takie, gwarantowane własną odpowiedzialno-
ścią zezwolenie w celu sfotografowania tego obiektu. Zrobiłem zdjęcie z dużej odległości, po-
nosząc przy tym niemałe koszty, gdyż użyłem kamery automatycznej i specjalnego manipula-
tora, sterowanego elektrycznie, do otwarcia skrzynki. Przez następne siedemdziesiąt dni
żyłem w straszliwym niepokoju ale w końcu upewniłem się, że fotografia nie oślepia. Bardzo
chciałbym Frank, żebyś powiedział co o tym sądzisz. Przyjmę każdą próbę wyjaśnienia tej
niesamowitej tajemnicy.
Nie jestem w stanie tego zrobić wyznał Frank. Ja nawet nie wiem, dlaczego
właściwie opowiedział mi pan to wszystko.
To proste. Chciałem tylko zainteresować cię czymś na co już przed trzystu laty
zwrócił uwagę Szekspir, mówiąc o rzeczach na niebie i na Ziemi, o których nie śniło się na-
wet filozofom...
Uważam, że tylko głupiec jest w stanie przyjąć to za prawdę.
Przyjął twój ojciec... powiedział Muller cicho.
Frank pokręcił głową.
Z całą pewnością nie zgadzał się z pańskimi hipotezami, doktorze Muller. Pan za
bardzo komplikuje sprawy i dramatyzuje.
Mam nadzieję, że tak właśnie postępuję, Frank. Ale skoro komplikuję, to niech bę-
dzie, że to nie Ardath Bey zabił twego ojca, i że nie zamierza zabić ciebie. Skoro dramatyzu-
ję, to przyjmij do wiadomości, że Zwój Tota nie posiada mocy wskrzeszania zmarłych i że
duszy Heleny Grosvenor nie grozi żadne niebezpieczeństwo.
Jeśli nawet ma pan rację, doktorze Frank wolno cedził słowa znaczyłoby to, że
skoro Ardath Bey zabił mego ojca, to jest także w stanie przywrócić go do życia.
Muller zareagował gwałtownie. Zacisnął silnie palce na ramieniu Franka. Jego głos
drżał.
Nie próbuj nawet pomyśleć o tym nigdy więcej syknął.
* * *
Helena potrafiła bardzo dokładnie wyobrazić sobie dom. Znajdował się w jednej z tych
wąskich, średniowiecznych, nie brukowanych uliczek w arabskiej dzielnicy z drewnianymi
domami. Przy uliczce, jak ta, którą teraz zdążała, uliczce rojącej się od ludzi stojących,
spacerujÄ…cych, biegnÄ…cych, handlujÄ…cych, rozmawiajÄ…cych, wykrzykujÄ…cych. PrzypominajÄ…-
cej jakąś płynącą wartko rzekę ciżby ludzkiej. Wolfram rwał do przodu, jego zmysły zostały
rozbudzone przez zapachy wydawane przez wielbłądy, osły oraz inne psy. Nagłe trzaśnięcie
bata zwróciło jego uwagę w innym kierunku, z kolei odgłos toczących się kół jakiegoś poja-
zdu przeniósł ją znowu gdzie indziej. Helena wyczuwała każdy ruch psa, który powarkiwał i
poszczekiwał co jakiś czas, po zmieniającym się co chwila napięciu smyczy. Ale nigdy nie
musiała go wołać ani zawracać, gdyż przez całą drogę, czuła to, zmierzał prosto ku miejscu,
w którym powinien stać dom. Oczyma wyobrazni widziała ten dom, stojący wprawdzie przy
uliczce ale z prowadzącą do wejścia małą, spokojną alejką. Bez cienia wątpliwości był to dom
Ardatha Beya. Dom zbudowany na pół z kamienia, na pół z drewna. Okiennice z kutego
żelaza przesłaniały okna, drzwi wejściowe sprawiały wrażenie prawie pancernych, ż kołatką z
rzezbionego brÄ…zu.
Szła nie słysząc odgłosów, nie czując jakichkolwiek zapachów. Całkowicie skoncentro-
wała się na wyobrażeniu, jakie zrodziło się i tkwiło w jej umyśle.
Chciała być pewna, że nie przeoczy żadnego szczegółu z miejsca, do którego podążała.
Trzy, mocno już starte stopnie schodów, powinny poprowadzić ją ku masywnym drzwiom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]