Odnośniki
- Index
- 13. Wilson Gayle Pamiętna noc
- Garnier Red Jedna noc to za mało
- Remarque_Erich_Maria_ _Noc_w_Lizbonie
- Howard Linda Ostatnia noc
- 284. Lawrence Kim Noc w Szkocji
- Alistair MacLean Mroczny KrzyĹźowiec
- Hesse Hermann Pod kośÂ‚ami
- Lindsey Johanna Dzikie serce
- L
- Cezar,_Gajusz_Juliusz_ _O_wojnie_galijskiej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w głowę. Ostatnim wysiłkiem Corazzini wyrwał się i pobiegł w kierunku pobliskiej skały. Zagero
za nim. Był tak szybki, że kula Smallwooda nie zdążyła go dosięgnąć.
Los Corazziniego rozstrzygnął się za skałą, która stała się dla niego ostatnim już schronieniem.
Zawołaj pan Nielsena! Smallwood prawdopodobnie odgadł, co dzieje się za skałami.
Spojrzał w kierunku Jackstrawa i dwóch ludzi Hillcresta, którzy znajdowali się zaledwie
pięćdziesiąt metrów od nas. Niech rzuci szybko swój sztucer do szczeliny!
Jackstraw! Czułem, że mój głos załamał się zupełnie. Niech pan rzuci sztucer! Jego
pistolet jest wycelowany w pannÄ™ Ross. Zabije jÄ…!
Jackstraw stanął, przez moment wahał się, potem spokojnie rzucił sztucer do najbliższej
szczeliny i powoli zbliżył się do nas. W tej samej chwili Hillcrest chwycił mnie za rękę.
Mason! On żyje! Wskazał ręką Levina, który rzeczywiście poruszył się. Nie pomyślałem
o zbadaniu go.
Nie wyobrażałem sobie, aby fachowiec tego typu co Corazzini mógł chybić. Nie myśląc o tym,
co zrobi Smallwood, pochyliłem się nad Levinem. Hillcrest miał rację.
Solly Levin oddychał. Przyjrzałem się cienkiej, biegnącej od skroni aż po potylicę czerwonej
szramie. Podniosłem się.
To tylko zadraśnięcie. Jest zszokowany i to wszystko. Spojrzałem w kierunku skał. Dla
Corazziniego jest już jednak za pózno.
Nie musiałem go widzieć. Walka tocząca się za skałami była tak straszliwa, że trudno było
dostrzec w niej coś ludzkiego. Rozgrywała się w absolutnej ciszy i przypominała zmagania dwóch
dzikich bestii. W momencie gdy Smallwood zeskoczył z traktora, zasłaniając się Margaret Ross
niczym tarczą, rozległ się przenikliwy krzyk, który wszystkich nas sparaliżował. Potem
usłyszeliśmy jęk agonii& ciszę&
Smallwood znalazł się przy skałach dokładnie w tej chwili, w której Zagero wyłonił się z drugiej
ich strony. Kierował się prosto na niego. Smallwood odsunął się i celując w niego pistoletem,
pozwolił mu przejść. Zagero podszedł do nas. Twarz jego była pełna zadrapań, siniaków, a
czerwone bandaże, które przedtem spowijały jego dłonie, ciągnęły się za nim jak wstęgi.
Koniec? spytałem.
Tak, koniec.
To dobrze odpowiedziałem z przekonaniem. Pański ojciec żyje. Jest tylko zadraśnięty.
Na twarzy boksera ukazał się uśmiech radości. Ukląkł obok Solly ego Levina.
Niech pan tego nie robi, Smallwood! zawołałem do mordercy, który wycelował swój
pistolet w Zagera. Pozostaną panu już tylko cztery kule.
Spojrzał na mnie zimnymi jak lód oczami. Minęła dobra chwila, nim zrozumiał, co
powiedziałem. Odwrócił się do Jackstrawa, który stał najbliżej niego, i powiedział:
Proszę mi przynieść moje radio.
Kiedy Jackstraw podszedł do kabiny i zaczął szukać aparatu, Zagero powoli wstał.
Może rzeczywiście byłem zbyt szybki wyszeptał. Spojrzał na skały, ale na jego twarzy nie
było widać żalu.
Na szczęście mam sześciu świadków. Wszyscy widzieliście, co się stało& A teraz pańska
kolej, Smallwood.
Corazzini był idiotą powiedział z pogardą w głosie Smallwood. Nie żałuję go.
Odporność na jakiekolwiek wzruszenie była u tego człowieka wprost niezwykła. Niech pan
postawi aparat, Nielsen, i idzie do swoich przyjaciół. Ja skontaktuję się z moimi. Wy tu zostaniecie,
a ja z panią Ross pójdę w kierunku wybrzeża.
W tej samej chwili na niebie ukazała się eskadra samolotów. Przeleciały na wysokości zaledwie
stu metrów, ostrzeliwując brzeg.
Odcięli panu drogę, Smallwood. Mają rozkaz skłamałem strzelać do każdego, kto
będzie usiłował zbliżyć się do brzegu.
Nie odważą się odpowiedział. Wraz ze mną zabiliby i tę osobę.
Jest pan idiotą! zawołałem. W całej tej sprawie życie ludzkie nie odgrywa żadnej roli.
Samoloty mają rozkaz strzelania do dwóch osób schodzących z lodowca. Z góry nie można
rozróżnić, czy Margaret Ross jest mężczyzną czy kobietą.
Zauważyłem, że Smallwood uwierzył mi, ale w jego głowie rodziły się już nowe plany.
Nie spieszy mi się powiedział spokojnym tonem. Samoloty mogą krążyć nad nami tak
długo, jak długo zechcą. To nie ma żadnego znaczenia. Dopóki jestem tutaj z wami, dopóty nie
odważą się strzelać. Za godzinę będzie już ciemna noc, a wtedy z łatwością będę mógł was
opuścić. Pozostańcie więc panowie obok mnie. Wydaje mi się, że nie macie zamiaru poświęcać
życia pani Ross.
Nie słuchajcie go! zawołała Margaret. Odejdzcie! Wiem, że on mnie i tak zabije. Jeżeli
zrobi to teraz, skończą się moje męki! Jest mi wszystko jedno.
Ale mnie nie jest wszystko jedno powiedziałem zdecydowanie. Niech pani nie będzie
dzieckiem.
Wszystko dobrze się skończy.
Co to znaczy być mężczyzną odezwał się ironicznie Smallwood. Ja, gdybym był na
pani miejscu, nie brałbym zbyt serio tego ostatniego zdania.
Dlaczego pan jej nie zwalnia, Smallwood? spytałem spokojnie.
Nie miałem nadziei przekonać tego bezwzględnego drania, próbowałem jednak wygrać na
czasie, ponieważ zobaczyłem coś, co niosło nam ocalenie. Z prawej strony lodowca, z miejsca, w
którym zamierzaliśmy urządzić zasadzkę, wyłoniło się kilkunastu mężczyzn posuwających się
gęsiego.
Czy pan wie, Smallwood, że z pokładu lotniskowca wystartowały samoloty? Ich luki są
wypełnione bombami eksplodującymi i zapalającymi. Jak pan myśli, co one zaatakują?
Ludzie posuwający się gęsiego mieli na sobie mundury w kolorze ochronnym i byli uzbrojeni po
zęby. Był to niewątpliwie oddziałek komandosów morskich, wysłany na ląd przez dowódcę
niszczyciela. Ich sposób poruszania się zdradzał ludzi doskonale wytrenowanych i zorientowanych,
co mają robić. Dowodził nimi oficer. W ręku trzymał pistolet maszynowy.
Zadaniem bombowców jest niedopuszczenie do tego, by opuścił pan ten lodowiec żywy,
Smallwood. Nie wyjdzie stąd ani pan, ani nikt z pańskich przyjaciół, mam na myśli oczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]