Odnośniki
- Index
- Hawkins_Rachel_ _Dziewczyny_z_Hex_Hall
- Grazyna Plebanek Dziewczyny Z Portofino
- Pechowa dziewczyna Hart Jessica
- Betty Womack Hot for Nick (pdf)
- Hailey Lind [Annie Kinca
- Whitley Strieber The Night Church
- 479DUO.Andrews Amy Wyspa przeznaczenia
- Straszny dziadunio Rodziewiczówna
- Sterling S M,Drake D KuśĹźnia
- Bezpieczna przystać‚â€ŚÄ‚Ë˜Ă˘Â‚ŹśĹź Danielle Steel
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ginamrozek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciotek, dla których zabrakło miejsca w pokojach.
Należało je odkurzyć i posegregować. Traf chciał, że
ciotka Bessy zapragnęła nagle przejrzeć stare albumy.
Patience pamiętała, że schowane zostały razem z innymi
skarbami ciotek do pawlacza.
Ranek tego dnia nastał pogodny i słoneczny, ale po
południu ściemniło się. Nadeszły czarne chmury
i zanosiło się na burzę. Ani w pawlaczu, ani w okolicy
drzwiczek nie było zainstalowanej żarówki, więc
z braku latarki Patience postanowiła posłużyć się
świecą. Właśnie zapalała ją, kiedy przez wieś od
horyzontu przetoczył się głuchy pomruk dalekiego
grzmotu. Lichtarzyk zadrżał w jej dłoni. Na pewno
nie była przewrażliwioną panienką, ale burzy auten
tycznie lękała się.
Mogła ostatecznie zbiec na dół do saloniku i z głową
pod poduszką przeczekać nawałnicę, z tym że wówczas
wstydziłaby się spojrzeć sobie w oczy. Otworzyła więc
drzwiczki, wstawiła do środka świecę i opierając
stopę o poręcz schodów wspięła się do pawlacza.
Z samego brzegu znajdowały się, spiętrzone jedno
na drugim, pudła po kapeluszach, dalej leżały stare
parasolki, laski, a nawet fiszbinowe gorsety. Nigdzie
ani śladu albumów. Zauważyła je wreszcie na złożonej
w kostkę starej, pluszowej zasłonie. Albumy i materiał
były tak zakurzone i spowite kokonem pajęczyn, że
zlewały się w jedno.
Sięgnęła ręką po album leżący na wierzchu, kiedy
huknęło. Piorun uderzył tym razem tak blisko, że
mogła to być nawet wieża kościoła. Patience poczuła,
że zaczyna się pocić, a równocześnie ogarnął ją chłód.
Lecz nagle chłód przemienił się w mrozny powiew
strachu. Posłyszała kroki.
STAROMODNA DZIEWCZYNA
149
Nie mogła się mylić. Kroki były wyrazne. Ktoś
wszedł do domu i przemierzał hol. Patience chwyciła
starą parasolkę i, ostrożnie wysunąwszy głowę z paw
lacza, spojrzała w dół schodów. Najpierw zobaczyła
buty, pózniej nogi, a na końcu całą postać.
Mężczyzna, który stał na dole i patrzył na jej
zwisającą z sufitu głowę, nie był ani gwałcicielem, ani
rabusiem. Był sławnym chirurgiem i nazywał się
Julius Van der Beek.
- Nie powinnaś była zostawiać drzwi otwartych,
Patience - powiedział głosem tak łagodnym, jakby
zwracał się do dziecka.
- Przestraszyłeś mnie. Myślałam, że to złodziej
albo jakiÅ› bandzior.
W jej głosie dawało się wyczuć gotowość do
sprzeczki.
- Ale już wiesz, że to ja, więc może zejdziesz na
dół. Po co się tam wdrapałaś?
- Szukałam... - Nagle błysnęło i Patience wydała
cichy okrzyk, który zlał się z głuchym grzmotem.
- Nie cierpię burzy, boję się piorunów. Ciotka Bessy
prosiła mnie, abym przyniosła jej albumy ze starymi
fotografiami.
Wszedł po wąskich schodach. Jego głowa znalazła
się tuż przy zwisającej z pawlacza głowie Patience.
Zapragnął wspiąć się na palce i pocałować ją w usta,
ale oparł się tej pokusie.
- Więc daj mi je i schodz - powiedział tonem,
jakim lekarz zwraca się do przewrażliwionego pacjenta.
- Ale najpierw, zanim puścisz z dymem ten dom, daj
mi świecę.
Patience bez słowa podała mu świecę, a potem trzy
grube, osnute pajęczynami albumy. Wreszcie jej głowa
na dobre zniknęła i w jej miejsce pojawiła się stopa,
następnie zaś noga po kolano.
- Aadna nóżka - skomentował pan Van der Beek.
150 STAROMODNA DZIEWCZYNA
- Nie mów tak o mnie! Nie chcę być dzielona na...
Kolejny ogłuszający grzmot nie dał jej dokończyć
rzuconej cierpkim tonem riposty.
Wystawiła drugą nogę, lecz zanim zeskoczyła na
podest, chwycił ją, potrzymał chwilę w powietrzu,
jakby była Rosie, która namówiła wujka na zabawę
w samolot, i postawił ostrożnie na podłodze. Następnie
zebrał z jej włosów kilka pajęczych frędzli.
- Czy mam je zanieść do kuchni? - Wskazał na
albumy.
- Tak, muszę wytrzeć je z kurzu wilgotną ściereczką
- odpowiedziała, otrzepując sukienkę i przygładzając
dłońmi potargane włosy.
Kiedy znalezli się w kuchni, pierwsze co uczyniła,
to podbiegła do lusterka, które wisiało pod zegarem.
Zobaczywszy swoją twarz, aż jęknęła ze wstydu i grozy.
- Wyglądam jak kocmołuch!
Zbierając resztki odwagi, odwróciła się ku Juliusowi.
Obrzucił ją uważnym spojrzeniem badacza przyrody.
- Nie przejmuj się. Nikt cię nie widzi, a jeśli
o mnie chodzi, to możesz wyglądać sobie jak koc
mołuch.
Oczywiście, jeśli o niego chodzi, to mogła mieć
garb i kosmate ręce, i kłopoty z przysadką mózgową,
i chroniczną astmę, i tylko trzy zęby, w dodatku
spróchniałe... Bo po prostu dla niego nie istniała,
a była tylko jednym z elementów tego dobrze
naoliwionego mechanizmu, który w pewnym okresie
jego życia czynił mu to życie wygodnym i łatwym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]