Odnośniki
- Index
- Donna Sterling The Princess and the P.I. (pdf)
- Drake Dianne Nowa klinika
- sutragoldenlight
- Wybieram Ciebie 01 McAdams Molly
- Fighting Connol 2 In Jack's Arms Roxie Rivera
- Buzan_Tony_ _Sekrety_Superpamieci
- Gillian Shields NieśÂ›miertelny
- M340. Marinelli Carol Wyznanie doktora
- Palmer Diana 24 Pić™kny, dobry i bogaty
- Wolverton Dave śÂšcieśźka bohatera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uciekinierów z El Djem, tak jak by się stało z biegaczem, który nagle znalazł się w wodzie po kolana.
Ci, którzy dotarli tak daleko, siedzieli mocno w siodłach. Ich psy przyłączyły się do szaleństwa
swych panów, a ofiary padały pod szablami.
Sekundy przesądzą o tym, czy w ogóle ktoś przeżyje.
Zbiórka wokół armat krzyczał Raj. Uformować kwadrat! Zobaczył, jak jeden z żoł-
nierzy rzuca się do ucieczki, mężczyzna z niedawnego poboru. Zdążył zrobić zaledwie dwa kroki,
zanim żołnierz stojący za nim wbił mu bagnet w plecy. . . i sam zginął sekundę pózniej od cięcia
szabli Kolonisty. Z jego ust poleciała czerwona fontanna krwi.
%7łołnierze zbili się w gromadę, odwrócili, przyklękli i wypalili nierówną salwą.
Zbiórka! Przegrupowanie przy działach! Raj usłyszał, że podejmują okrzyk. Pojawiło się
więcej żołnierzy z dwóch środkowych kompanii, ludzi, którzy ujrzeli jedyną szansę na przeżycie.
Zbocze wokół nich usiane było pojedynczymi żołnierzami i małymi grupkami z dwóch zewnętrz-
nych kompanii, walczącymi o życie i tańczącymi wkoło jak rtęć na szkle. Cała krawędz doliny była
teraz splątaną masą walczących psów i ludzi, ściśniętą naporem z obu stron. Wokół czterech sie-
295
demdziesiątek piątek zaczął się tworzyć nierówny krąg ludzi, wraz z nimi sztandar Piątego. Inni
pozostali na zewnątrz kręgu, wraz ze stadem psów, które nie chciały pójść za swymi panami.
Aaduj, ładuj kartaczem! wrzeszczał porucznik artylerii. Z drogi! Z drogi! Obsługa
przekręciła działo, aż jego lufa przepchnęła się przez rzadki szereg żołnierzy Piątego i wymierzyła
w masę Kolonistów. . . w większości Kolonistów. Ognia!
PAMM. Inny dzwięk. Kartacz był to wielki pocisk armatni, w którym nie było ładunku wybu-
chowego, lecz setki ołowianych kulek. Zaszumiały w powietrzu jak stado olbrzymich os, a w grupie
ludzi powstała wyrwa, jakby wycięta nożem. Kolejne PAMM z drugiej strony kręgu. Formacja rosła
jak kryształ w nasyconym roztworze. Pojedynczy ludzie byli jak małe kryształki, podoficerowie,
oficerowie, po prostu wszyscy, którzy nie chcieli dostać szablą w plecy. Gerrin Staenbridge przybył
na plecach. Na plecach Bartona Foleya, choć ten był od porucznika lżejszy o połowę, i choć rana
w boku porucznika przekonałaby każdego, że niesie tylko trupa.
Wy tam krzyknął chorąży. Przyprowadzcie messerowi psa! %7łołnierze posłuchali.
Foley zatrzymał się tylko na chwilę, by włożyć pod tunikę Staenbridge a kawałek szmaty, który
miał służyć jako opatrunek, i ścisnąć go pasem. Za mną! krzyknął, wyjmując z pokrowca
na plecach dubeltówkę. Tam ludzie potrzebują pomocy pokazał na małą grupkę żołnierzy
296
Piątego, otoczoną przez Kolonistów. %7łołnierze popatrzyli na siebie, na młodzieńca, chwycili mocniej
karabiny i zaszarżowali.
Krok w tył, salwa! - wołał Raj. Musimy utrzymać działa, bo nas posiekają pompomami. Im
dłużej się utrzymamy, tym więcej zdoła uciec. Utrzymać tyle psów, ile się da. Krok w tył i salwa.
Równo, równo i mierzyć do cholery! trzaski karabinów były nierówne, ale tym razem wystrzałów
było więcej. Szable uderzyły na skraju kręgu o bagnety. Artylerzyści znowu przesunęli swą niepo-
ręczną broń trochę do przodu. Odrzut armat był niemal tak samo niebezpieczny jak wrogowie poza
granicami kręgu, ale po każdym strzale pozostawiały przed sobą tylko poszarpane mięso. Mięso,
które skomlało i wyło.
Krok w tył, salwa!
Komendę podjęły inne głosy i formacja zaczęła przypominać czworokąt. Oficerowie zaczęli bie-
gać między szeregami, ustawiając ludzi. Suzette i dwóch lżej rannych żołnierzy wciągało innych,
zbyt poranionych by walczyć, na grzbiety psów. Przepychali się z nimi do pierwszych linii, by stam-
tąd posłać psy ku bezpiecznej równinie. Pół tuzina odzianych w czerwone jellaby mężczyzn padło
w tym samym momencie. Foley prowadził swą stale powiększającą się grupę z powrotem do kręgu
po tym, jak wszyscy oddali salwę prosto w plecy Arabów oddzielających ich od okrążonych towa-
rzyszy. Raj widział, jak oficerowie Kolonistów wzywają swych żołnierzy do powrotu, dosłownie
297
zapędzają ich na tyły biczami o dziewięciu końcach. Arabowie zbili się w gromady i odjechali do
sztandarów swych jednostek, na bezpieczny grunt, gdzie nie sięgały kartacze. Zapadła cisza. Wszy-
scy, którzy mogli chodzić lub czołgać się, dołączyli do małej grupy skupionej wokół sztandaru.
Ruszać się! krzyknął Raj. Jego głos był ochrypły i skrzeczący. Wstrzymać ogień!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]