Odnośniki
- Index
- Coulter Catherine FBI Godzina smierci
- Błekitna godzina pdf
- Cabot Meg Najczarniesza godzina
- Jeffrey Lord Blade 29 Treasure of the Stars
- Cat Marsters [Empire 02] Burning Desires (pdf)
- Ozimina BERENT
- Blaylock James P. Maszyna lorda Kelvina
- Stoker, Bram L'enterrement Des Rats & Autres Nouvelles
- Rydzynski Marie Szcz晜›liwy traf
- Kulonleges utas John J. Nance
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wobec tego z ciekawością, ale bez specjalnego zdenerwowania, udałam się za
policjantami - Knightleyem i Jonesem - poza teren basenu, za budynek restauracji, w pobli\e
pojemników na śmieci, gdzie, w odczuciu policjantów, mogliśmy swobodnie pogawędzić.
- Panno Simon - zaczął Knightley, wy\szy, podczas gdy ja obserwowałam, jak
jaszczurka wyskoczyła z cienia pobliskiego rododendronu, spojrzała na nas zaniepokojona, a
następnie ponownie ukryła się w cieniu. - Czy zna pani doktora Clive'a Clemrningsa?
Zdziwiona, przyznałam, \e owszem. Nigdy bym się nie spodziewała, \e Knightley
mo\e chcieć rozmawiać o doktorze Clivie Clemmingsie. Myślałam raczej o... sama nie wiem.
Wyprowadzaniu ośmiolatków poza teren hotelu bez zgody rodziców.
- Dlaczego? - zapytałam. - Czy z nim... z panem Clemmingsem, wszystko w
porzÄ…dku?
- Niestety nie - odparł policjant o nazwisku Jones. - Nie \yje.
- Nie \yje? - Chciałam się czegoś przytrzymać, \eby nie upaść. Na nieszczęście w
pobli\u nie było niczego poza pojemnikiem na śmieci, z którego wysypywały się resztki lun-
chu, więc brzydziłam się go dotknąć.
Zamiast tego przysiadłam na chodniku.
Clive Clemmings? Myśli kłębiły mi się w głowie. Clive Clemmings nie \yje? Jak?
Dlaczego? Nie przepadałam za nim, oczywiście. Miałam nadzieję, \e kiedy odnajdą ciało
Jesse'a, będę mogła wrócić do jego biura i rzucić mu to w twarz. No wiecie, fakt, \e Jesse
jednak został zamordowany.
Teraz wyglądało na to, \e nie będę miała okazji tego zrobić.
- Co się stało? - zapytałam, patrząc na policjantów półprzytomnym wzrokiem.
- Nie jesteśmy pewni - powiedział Knightley. - Znaleziono go dziś rano przy biurku w
Towarzystwie Historycznym, zmarłego na skutek, prawdopodobnie, ataku serca. Według
ksią\ki odwiedzin w recepcji byłaś jedną z niewielu osób, które go wczoraj widziały.
Dopiero wtedy przypomniałam sobie, \e pani w recepcji kazała mi się podpisać.
Cholera!
- Có\ - powiedziałam zdecydowanie, ale nie za bardzo stanowczo, miałam nadzieję. -
Kiedy z nim rozmawiałam, miał się dobrze.
- Tak - stwierdził Knightley. - Zdajemy sobie z tego sprawę. Nie przyszliśmy tutaj z
powodu jego śmierci.
- Nie? - Zaraz. Co tu siÄ™ dzieje?
- Panno Simon - powiedział Jones. - Kiedy dzisiaj rano znaleziono doktora
Clemmingsa, stwierdzono równie\ brak przedmiotu o szczególnej wartości dla towarzystwa
historycznego. Który, jak się wydaje, oglądałaś wraz z doktorem Clemmingsem właśnie
wczoraj.
Listy Listy Marii. Zniknęły. Z pewnością. Przyszła po nie, a Clive Clemmings
zobaczył ją jakimś cudem i dostał ataku serca na widok kobiety z portretu nad biurkiem,
spacerujÄ…cej po gabinecie.
- Obrazek. - Knightley musiał zajrzeć do notesu. - Miniaturka przedstawiająca kogoś o
imieniu Hektor de Silva. Recepcjonistka, pani Lambert, powiedziała, \e według słów doktora
Clemmingsa bardzo cię ona zainteresowała.
Ta informacja wstrząsnęła mną. Portret Jesse'a? Portret Jesse'a zniknął z kolekcji? Ale
kto by go mógł zabrać? I po co?
Raz przynajmniej nie musiałam udawać niewiniątka, kiedy wyjąkałam:
- Ja... widziałam ten obrazek, ale go nie wzięłam. To znaczy, kiedy wychodziłam, pan
Clemmings odkładał go na miejsce.
Policjanci Knightley i Jones wymienili znaczÄ…ce spojrzenia. Zanim jednak zdÄ…\yli coÅ›
powiedzieć, zza rogu budynku przy basenie ktoś wyszedł.
To był Paul Slater.
- Czy jest jakiś problem, jeśli chodzi o opiekunkę mojego brata, panowie? - zapytał
znudzonym tonem, który wskazywał, \e osoby zatrudniane przez rodzinę Slaterów są
rutynowo wzywane na przesłuchania przez policję.
- Proszę wybaczyć - odparł ura\ony Knightley - ale jak tylko skończymy
przesłuchiwać świadka...
Paul gwałtownym gestem ściągnął okulary przeciwsłoneczne i warknął:
- Czy zdają sobie panowie sprawę, \e panna Simon jest niepełnoletnia? Czy nie
powinniście jej przesłuchiwać w obecności rodziców?
Jones zatrzepotał powiekami.
- Przepraszam, eee, proszę pana - zaczął, chocia\ było jasne, \e nie uwa\ał Paula za
jakiegoś pana , widząc, \e ten nie ma jeszcze osiemnastu lat. - Ta młoda dama nie jest
aresztowana. Chcieliśmy tylko zadać jej parę...
- Skoro nie jest aresztowana - przerwał mu Paul - to wcale nie musi z wami
rozmawiać, zgadza się?
Policjanci Knightley i Jones znowu popatrzyli po sobie. Potem odezwał się Knightley:
- Có\, nie. Mamy jednak do czynienia z przypadkiem śmierci i kradzie\y, a są
powody, \eby sądzić, \e ona mo\e posiadać informacje...
Paul skierował wzrok na mnie.
- Suze, czy ci d\entelmeni odczytali ci twoje prawa? - Hm... Nie.
- Czy chcesz z nimi rozmawiać?
- Hm. - Zerknęłam nerwowo na policjantów Jonesa i Knightleya. - Niekoniecznie.
- Więc nie musisz.
Paul schylił się, ujmując mnie pod ramię.
- Powiedz do widzenia miłym panom policjantom - powiedział, pociągając mnie do
góry.
Spojrzałam na policjantów.
- Jest mi bardzo przykro - wybąkałam - \e doktor Clemmings nie \yje, ale przysięgam,
\e nie wiem, co mu się stało, ani te\, co stało się z obrazkiem. Do widzenia.
Potem pozwoliłam Paulowi Slaterowi zaprowadzić się z powrotem na basen.
Zwykle nie jestem taka potulna, ale mówię wam, byłam w szoku. Mo\e wynikało to z
radości, \e mnie przesłuchiwano, lecz nie zaciągnięto na komisariat, kiedy jednak znalezliśmy
się poza zasięgiem wzroku policjantów Knightleya i Jonesa, obróciłam się na pięcie,
chwytajÄ…c Paula za nadgarstek.
- W porządku - powiedziałam. - O co chodzi?
Paul wło\ył ciemne okulary, więc nie mogłam odczytać wyrazu jego oczu, sądzę
jednak, \e był rozbawiony. - W jakim sensie?
- W sensie - kiwnęłam głową w stronę budynku przy basenie - tego występu w
charakterze mojego wybawiciela. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale nie zamierzałeś wczoraj
wydać mnie w ręce władz? Albo naskar\yć na mnie szefowej?
Paul wzruszył ramionami.
- Tak - przyznał. - Ktoś jednak zwrócił mi uwagę, \e więcej much łapie się na miód
ni\ na ocet.
W tym momencie poczułam się najwy\ej nieznacznie ura\ona porównaniem do
muchy. Nie przyszło mi te\ do głowy zastanowić się, kim mógł być ów ktoś .
Nie upłynęło jednak wiele czasu, a się dowiedziałam.
8
No dobrze, więc umówiłam się z nim. No i co?
No i co się niby stało? Chłopak zapytał, czy pójdę z nim na burgera, jak odstawię jego
brata do rodziców o piątej, a ja się zgodziłam.
Dlaczego miałabym się nie zgodzić? Do czego mi się śpieszy? No, chyba nie na
kolację. Karaluch w cieście? Pająk w potrawce?
Och, oraz nie do ducha, który kazał zamordować swojego narzeczonego i przy
najbli\szej sposobności zamierzał potraktować mnie dokładnie tak samo.
Pomyślałam, \e mo\e zle oceniłam Paula. Mo\e byłam niesprawiedliwa. Owszem,
poprzedniego dnia nie okazał się zbyt miły, ale nadrobił to z nawiązką, wyciągając mnie z łap
gliniarzy.
I niczego nie próbował. Ani razu. Kiedy powiedziałam, \e chcę wrócić do domu,
stwierdził nie ma sprawy i mnie odwiózł.
No i to z pewnością to nie jego wina, \e nie mógł wjechać na podjazd przed domem,
bo parkowały tam wozy policyjne i karetki.
Przysięgam, \e za pieniądze zarobione latem kupię telefon komórkowy. Dzieją się
ró\ne rzeczy, a ja nie mam o niczym pojęcia, bo akurat wcinam z kimś burgery w barze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]