Odnośniki
- Index
- Wesołe lekcje Wielka księga łamigłówek OPRACOWANIE ZBIOROWE
- SUSE_Linux_10_Ksiega_eksperta_su10ke
- KSIEGA DZUNGLI
- The Barker Triplets 2 Collide Juliana Stone
- Clive Barker Ksiega Krwi III
- Clive Barker Ksiega Krwi 3
- Amorth Gabriele Wyznania Egzorcysty
- Conan 51 Conan Pan czarnej rzeki
- 18.Rosnau Wendy_Dlugie_Upalne_Lato
- Gaskell Elizabeth Panie z Cranford
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ku wyspie. Rozpoznajemy plażę i - choć pozbawieni uszu - słyszymy grzechot
kamieni.
Morze już dawno zmyło wszystkie odpadki z tego talerza. Angela,
"Emmanuelle" i Jonathan przepadli. Tylko my, Topielcy, jesteśmy tu u siebie. Pod
kamieniami, zwróceni twarzami ku górze, upajamy się rytmem cichych fal i absolutną
bezmyślnością owiec.
CIEC CZAOWIEKA
(HUMAN REMAINS)
Pewne profesje najlepiej uprawiać za dnia, inne w nocy. Gavin był specjalistą
tej drugiej kategorii. Zimą czy latem, opierając się o ścianę lub stercząc w bramie z
papierosem w ustach, sprzedawał wszystkim chętnym to, co pociło się w jego
dżinsach.
Czasem obsługiwał przyjezdne wdowy, bogatsze w pieniądze niż w miłość,
które wynajmowały go na weekend pełen nieprzyzwoitych chwil, gorzkich,
natarczywych pocałunków i - jeśli tylko zapomniały o dawnych partnerach - jałowych
uścisków na łóżku, pachnącym lawendą. Czasem opuszczonych małżonków,
głodnych swej własnej płci i na tyle zdesperowanych, że łaknęli godziny współżycia z
chłopcem, który nie spyta ich o nazwisko.
Gavinowi było wszystko jedno. Jego dewizą - a równocześnie walorem - była
obojętność. To ułatwiało rozstanie z nim, kiedy już było po wszystkim i pieniądze
przechodziły z rąk do rąk. Komuś, kogo nie obchodzi, czy żyjesz, czy nie, łatwo jest
powiedzieć "Cześć" lub "Do widzenia".
A Gavinowi fach ten odpowiadał bardziej niż wszystkie inne. Raz na jakiś czas
dawał nawet okruch rozkoszy fizycznej, a w najgorszym razie stawał się seksualną
harówą. Ale do tego Gavin zdołał przez lata przywyknąć
Fach przynosił dochody. Pozwalał mu zachować klasę. Za dnia Gavin
przeważnie spał. Z głową osłoniętą ramionami przed nadmiarem światła, spowity w
pościel jak mumia, wygniatał w łóżku ciepły dołek. Około trzeciej wstawał, golił się i
brał prysznic, po czym spędzał pół godziny przed lustrem, studiując swoje ciało. Był
aż przesadnie samokrytyczny, nigdy nie pozwalał sobie na odejście o więcej niż
jeden czy dwa funty od wybranego ideału wagi.
Dbał o to, by odżywiać skórę, gdy robiła się zbyt sucha, przecierał ją, o ile była
tłusta, polował na każdy pryszcz, mogący skazić jego policzki. Uważał zwłaszcza na
najdrobniejsze nawet oznaki chorób wenerycznych. Ze sporadycznie łapanymi
mendoweszkami radził sobie bez trudu, ale rzeżączka, której dorobił się dwukrotnie,
wyłączyła go z roboty na trzy tygodnie, co odbiło się fatalnie na finansach. Dlatego
obsesyjnie studiował swe ciało, spiesząc do lekarza z najdrobniejszą nawet wysypką.
Ale to rzadko się zdarzało. Jeśli więc nie wchodziły w grę kłopoty z mendami,
owe pół godziny spędzał przeważnie na podziwianiu mądrości natury, która go stwo-
rzyła. Bo Gavin był cudowny. Ciągle mu to mówiono. "Twarz, ta twarz" - powtarzali,
obejmując go mocno, jakby mogli przez to skraść cząstkę jego uroku.
Rzecz jasna, w branży pracowali i inni pięknisie, osiągalni przez agencje albo
nawet na ulicach, jeśli tylko wiedziało się, gdzie ich szukać. Jednakże większość
znanych Gavinowi dziwek miała w porównaniu z nim nie dopracowane twarze.
Twarze, które wyglądały jak wstępne szkice, a nie skończone dzieła. On natomiast
był w pełni dopracowany. Nie zapomniano o żadnym szczególe, pozostało jedynie
utrwalać tę doskonałość.
Zakończywszy lustrację, Gavin ubierał się, czasem stał przed lustrem jeszcze
przez pięć minut, a potem wynosił opakowany towar na ulicę.
Ostatnimi czasy coraz mniej pracował na ulicy. To stawało się ryzykowne:
trzeba było uważać na stróżów prawa, a czasem pojawiał się psych, pragnący
oczyścić Sodomę. Zresztą, zawsze mógł załapać klienta przez Agencję Towarzyską,
tyle że tamci kasowali niezły procent wypłaty. Miał oczywiście i starych klientów,
którzy co miesiąc rezerwowali sobie jego względy. Wdowa z Fort Lauderdale,
goszcząca co roku w Europie, za każdym razem wynajmowała go na kilka dni. Inna
kobieta, której twarz widział w magazynie ilustrowanym, dzwoniła do niego czasem
tylko po to, by zjeść z nim kolację i zwierzyć się
ze swych problemów małżeńskich. Mężczyzna, którego Gavin nazwał
Roverem - na cześć samochodu tamtego -co kilka tygodni kupował sobie noc pełną
pocałunków i wyznań.
Kiedy jednak nie miał zaklepanego klienta, sam musiał brać na siebie
szukanie okazji. Tę sztukę opanował perfekcyjnie. Nikt inny na "ulicy" nie znał lepiej
języka zachęt, subtelnej mieszaniny ośmielania i odpychania, delikatności i
rozpasania. Tego specyficznego przerzucenia ciężaru ciała z lewej nogi na prawą,
które prezentowało krocze pod najlepszym kątem. Nie nazbyt krzykliwie, nigdy nie
kurewsko. Po prostu - obiecujÄ…co.
Szczycił się tym, że nigdy nie czatował na klienta aż godzinę; zajmowało mu
to kilka minut. Jeżeli rozgrywał wszystko z właściwą sobie dokładnością, to
namierzywszy rozczarowaną żonę czy smętnego męża, doprowadzał do tego, że go
nakarmili, niekiedy nawet ubrali, przespali się z nim, życząc na koniec "spokojnej
nocy", jeszcze zanim uciekł ostatni pociąg do Hammersmith. Lata półgodzinnych
numerów - co wieczór trzy dymanki i jedno rżnięcie - miał już za sobą. Po pierwsze,
nie było mu to już potrzebne; po drugie zaś, przymierzał się do zmiany zajęcia. Z
ulicznej dziwki na żigolaka, z żigolaka na utrzymanka, z utrzymanka na małżonka.
Któregoś dnia, wiedział o tym doskonale, poślubi jedną z wdówek, może tę matronę z
Florydy. Mówiła mu, jak to sobie wyobraża jego, wylegującego się na skraju basenu
w Fort Lauderdale. Gavin podsycał te jej marzenia. Może jeszcze nie był gotów, ale
zamierzał prędzej czy pózniej wykręcić taki numer. Sęk w tym, że takie bogate
kwiatki wymagały ciągłej pielęgnacji; szkoda też, że tak wiele więdło na długo przed
owocowaniem.
W tym roku jednak to zrobi. Tak, na pewno w tym roku, to musi być ten rok.
Jesienią coś zmieni się na lepsze, czuł to.
A na razie obserwował pogłębiające się, zmarszczki wokół jego cudownych
ust i próbował przewidzieć, jakie przeszkody czyhają na niego w owym wyścigu z
czasem.
Była już dwudziesta pierwsza piętnaście dwudziestego dziewiątego dnia
września i nawet w hallu hotelu Imperiał panował chłód. W tym roku na ulicach nie
zagościło babie lato. Londyn znalazł się w paszczy jesieni; drżał z zimna.
Zimno wkradło się nawet w głąb zęba Gavina, parszywego, próchniejącego
zęba. Gdyby tylko, zamiast przewracać się na łóżku, skrócił sobie sen o godzinę i
poszedł do dentysty, nic by teraz nie dolegało. Cóż, było już za pózno, zrobi to jutro.
Jutro będzie mnóstwo czasu. Nawet nie będzie musiał zamawiać wizyty. Wystarczy,
że uśmiechnie się do rejestratorki, a już tamta zmięknie i powie, że znajdzie dla niego
jakąś lukę. Wtedy on uśmiechnie się po raz drugi, rejestratorka się zarumieni i z
miejsca wpuści go do gabinetu. Nie będzie musiał czekać dwa tygodnie jak ci biedni
frajerzy, którym los poskąpił cudownych twarzy.
Dzisiejszą noc będzie musiał przetrzymać. Przydałby się jakiś cholerny klient -
mężulek, który za wzięcie w usta zapłaciłby hojną garścią - a potem pełny relaks w
całonocnym klubie w Soho, gdzie można upajać się swoimi odbiciami. O ile nie trafi
na maniaka zwierzeń, już o wpół do jedenastej wypluje kichę i będzie miał z głowy
całą sprawę.
A jednak to nie była jego noc. W recepcji Imperialu urzędowała nowa twarz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]