Odnośniki
- Index
- Cykl Pan Samochodzik (51) Krzyż Lotaryński Arkadiusz Niemirski
- Kornew Paweł Przygranicze 6 Czarne sny cz2
- Moore Sean U Conan niezłomny
- Howard, Robert E Conan el Cimmerio
- C Jordan Robert Conan niezwyciężony
- C Howard Robert Conan najemnik
- C Howard Robert Conan barbarzyńca
- Howard, Robert E Conan
- Carpenter Leonard Conan Tom 37 Conan Wyrzutek
- 284. Lawrence Kim Noc w Szkocji
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stanowili zdyscyplinowany oddział. Trzymali w pogotowiu tarcze i oszczepy i czekali na
rozkaz jakiegoś niewidocznego dowódcy.
Ludzie Conana zatrzymali się w biegu i zawahali, skupiając się razem i jakby oceniając siłę
każdego z dwóch wrogich oddziałów. Tymczasem najszybsi z Zuagirsów uderzyli już na
wschodnią flankę, spychając w ciężkim boju shemicką jazdę. Rozległ się mrożący krew w
żyłach okrzyk bojowy i Puntyjczycy runęli do ataku z wysoko uniesionymi dzidami
wojska Conana jednak, lecz na zaskoczonych jezdzców pustyni. Pędzący w karnym szyku
przez równinę wysocy wojownicy osadzili galopujących Zuagirsów na murze swych tarcz, a
potem z dziką zaciekłością zaczęli strącać ich z siodeł długimi assegais. Shemici Conana
zareagowali natychmiast i sformowawszy falangę, zrobili użytek także z własnych włóczni,
uderzając z drugiej strony najezdzców pustyni.
XVII
LAS ZMIERCI
Czarni wojownicy zamieszkiwali kilka wiosek rozrzuconych po obu brzegach rzeki.
Zaatakowali Zuagirsów i zepchnęli ich z powrotem na pustynię, ponieważ, jak wyjaśnili,
nomadzi często najeżdżali ich ziemie w poszukiwaniu niewolników. Puntyjczycy dyszeli żądzą
zemsty za uprowadzone żony i dzieci.
Widząc, że ekspedycja wiezie rozmaite towary, sądzili, iż Shemici są karawaną handlową.
Conan nie wyprowadził ich z błędu, chociaż dokonał z nimi wymiany towarowej w niewielkim
tylko zakresie, nabywając owoce, korzenie, mięso hipopotama i kilka bukłaków lokalnego
piwa pombe, aby jego ludzie mogli odświeżyć gardła po piaskach pustym. Jako wyraz
wdzięczności za okazaną pomoc, ofiarował plemiennym kacykom drobne podarunki, a oni ze
swej strony przyjęli gościnnie jego ekspedycję. Na szczęście nie zwrócili uwagi na czarne ptaki,
które wciąż podążały za Shemitami.
Według relacji miejscowych, za pasem lasów rozciągało się olbrzymie jezioro, skąd miał brać
początek Styks. Wypytywani o lokalne kwiaty, dostarczyli całe naręcze różnych odmian,
wliczając w to niektóre gatunki lotosu, ale żadnego z nich nie można było, nawet przy
najlepszych chęciach, nazwać srebrnym.
Jezioro, o czym Conan wkrótce się przekonał, było tak naprawdę olbrzymim bagniskiem.
Gdy dotarli do jego brzegu, musieli się przedzierać się przez zdradliwe pływające wysepki
papirusowej trzciny, a konie i ciężej uzbrojeni mężczyzni często zapadali się nawet po pierś w
błoto. Przed nimi, otoczone przez czarne wody rzeki, rozciągały się jak okiem sięgnąć kępy
kołyszących się na wietrze trzcin. Raporty konnych zwiadowców donosiły, że bagnisko jest
zbyt szerokie, aby można je obejść, ponadto od zachodu otaczają je porośnięte dżunglą skały, a
od wschodu pełna zuagirskich jezdzców pustynia.
Zbudowali więc łodzie. Widywali wszak niejednokrotnie wykonane z trzciny łódki w
dolnym biegu rzeki, a niektórzy mieszkańcy wiosek znali tajemnicę ich konstrukcji. Była ona
prosta. Wymagała połączenia trzcin w trzy lub więcej dużych wiązek, powiązania ich razem,
potem zakrzywienia dziobu i rufy do góry i związania tego wszystkiego jeszcze raz zwojem
liny. Oglądana z boku łódka miała całkiem zgrabny i solidnie wyglądający kadłub i nawet nie
ciągnęły się za nią żadne zapomniane łodygi. Na szczęście nie zbywało im na ostrych
narzędziach, którymi można było wycinać papirus. Po zamienieniu lin w szoty, namiotowego
płótna w żagle, konarów drzew w maszty, a ciężkich kamieni w kotwice ekspedycja wkrótce
rozporządzała czterema pokaznych rozmiarów stateczkami i dwoma mniejszymi łódkami.
Wystarczyło to, aby załadować ludzi, konie i wszelkie zapasy. Wielbłądy Conan przekazał
naczelnikom plemiennym w podzięce za ich gościnność, spodziewał się bowiem, że w dalszej
podróży bez trudu kupią nowe.
Natychmiast po wyruszeniu na bagna zaczęły się kłopoty. Wielkie łachy pływającej
roślinności, dryfujące leniwym tutaj prądem rzeki, często całkowicie blokowały drogę. W
takich przypadkach trzeba było wyskakiwać z łodzi i brodząc po piersi w czarnej wodzie oraz
zapadając się po kolana w mule, mozolnie wyrąbywać sobie drogę przez splataną roślinność,
twarde korzenie i gnijące łodygi. Ci, którzy zostali na pokładach, używali długich tyk, aby
pomóc znajdującym się za burtą holować łodzie. A wszystko po to, by zaledwie parę metrów
dalej natknąć się na kolejną żywą przeszkodę.
Taka praca w tropikalnym klimacie południowych krain była mordercza. Słońce grzało
wściekle i raziło oczy odbijając się od powierzchni wody, wokół roiło się od kąśliwych
owadów, a nad moczarami unosił się odór zgnilizny. Walka z blokującą drogę roślinnością i
brodzenie w chwytającym za nogi bagnie zdawały się niektórym torturą gorszą niż nocne
koszmary zsyłane przez Zeriti. Taka harówka dzień za dniem mogła doprowadzić do
szaleństwa albo wyssać wszystkie siły.
Wkrótce poznali nowe niebezpieczeństwo. Po kilku śmiertelnych wypadkach, aby
zaoszczędzić dalszych ofiar i zmniejszyć strach wśród ludzi, Conan wysyłał naprzód uzbrojoną
w piki awangardę, która miała chronić ich przed krokodylami. Pózniej dołączyli do nich inni z
sieciami i koszami, aby wyłapywać pływające węże. Nie było jednak żadnego sposobu, aby
pozbyć się olbrzymich czarnych pijawek, które potrafiły, zaatakowawszy rojem, dosłownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]