Odnośniki
- Index
- Albrecht Joanna Gdzie jesteś, Jeane
- Chmiel Katarzyna Karina Syn Gondoru 03 Ścieżka Umarłych
- Joanna Russ Female Man
- Gromek Illg Joanna Skarby
- Nasze tysic lat S.Janowicz,J.Chmielewski
- Margit Sandemo Cykl Saga o Ludziach Lodu (19) Zęby smoka
- (19) Szumski Jerzy Pan Samochodzik i ... Złoto Inków tom 2
- Joanna Chmielewska Romans wszech czasĂłw
- Chmielewska Joanna Jak wytrzymac z mezczyzna
- Fielding Helen El Diario De Br
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zadzwoniła wtedy Anita i powiedziała mi o Trupskim oznajmiłam, bo od po-
czątku myślałam na głos. Okazuje się, panie majorze, że ten Stefan Trupski, o które-
go mnie pan pytał, to jest Antoni Lipczak, uduszony w Marriotcie...
Co takiego...?!
Wyrwało mu się jak normalnemu, zaskoczonemu człowiekowi, ale opanował emo-
cję w ułamku sekundy. Skamieniał jakby podwójnie i tylko patrzył wzrokiem uprzej-
mie pytajÄ…cym.
Antoni Lipczak, uduszony w Marriotcie, kiedyś nazywał się Stefan Trupski po-
wtórzyłam cierpliwie. Zmienił nazwisko. Jak to? Nie wiedział pan o tym?
SkÄ…d pani to wie?
Od Anity Larsen. Znała go z widzenia dawno temu. Mówi, że węszył nachalnie
i wciskał się wszędzie. Może pan ją przesłuchać przez telefon, chociaż chyba już dzisiaj
pojechała do Włoch. Ale wróci dodałam pocieszająco, chcąc go jakoś na nowo uru-
chomić.
Udało się, połowa kamienia w nim sklęsła.
Tak, rozumiem. Jaki to ma zwiÄ…zek z kasetami?
No właśnie. Trupski mnie natchnął, wiem, że od razu poleciałam do kompute-
ra i zapisałam pomysły, on nam pasuje, jeśli nie osobą, to poczynaniami albo może od-
wrotnie. Kasety się widać obraziły i poszły dokądś same...
Był ktoś u pani w tym czasie? spytał piękny Czaruś drewnianym głosem.
Rozumiem, że nie pyta pan o gości sprzed roku. Zaraz. Oglądaliśmy je przed-
wczoraj wieczorem, W grę wchodzi dzień wczorajszy i większość dzisiejszego. Wczoraj
był wtorek, nie, nikogo... Owszem, listonosz, przyniósł coś poleconego, wieczorem, nie
wchodził, załatwiliśmy wszystko w progu. Dzisiaj koło południa wyniosło mnie do
Oszołoma przez ten cholerny akumulator, przedtem, jak łatwo zgadnąć, nikt mi wi-
zyt nie składał, otaczają mnie ludzie przyzwoici i taktowni, a nie jakieś tam głupie ran-
ne ptaszki. Wróciłam przed drugą i czekałam na wiadomości od Martusi, żywego ducha
nie było. Złodzieja też nie zapewniłam go od razu, bo już usta otwierał, żeby o to spy-
tać. Od czasu włamania do mnie przed dwoma laty mam drzwi na byka, może pan
sobie obejrzeć. Jeszcze do tej pory by się męczyli.
Czaruś Piękny rzeczywiście poszedł obejrzeć drzwi. Spodobały mu się.
Z tego wynika, że kasety muszą być u pani...?
Owszem. Mam sklerozę, ale nie do tego stopnia, żeby z kasetami w ręku jechać do
Oszołoma po zakupy. I to jeszcze bezwiednie. Ale niech pan się nie martwi, jutro przy-
chodzi moja sprzÄ…taczka. Ona znajdzie.
85
Dlaczego pani tak myśli?
Bo ona znajduje wszystko, co mi ginie. Nie wiem, jakim sposobem. Czasem przy-
padkiem, w trakcie sprzątania, a czasem szuka specjalnie. Jestem pewna, że znajdzie i te
cholerne kasety, dostanie je pan...
Ej...! wtrąciła się niespokojnie Martusia.
Nie ma problemu uspokoiłam ją. Ten pan ma chyba dosyć rozumu, żeby do-
cenić wartość kopii? Będzie ci wisiał nad karkiem, ale przeczeka, wytrzymasz to jakoś.
A jak powie, że nie, ukryję przed nim fakt znalezienia, w ogóle zabronię Heni szukać.
Cezary Piękny wyraznie łamał się w sobie, najwidoczniej niepewny, na którą stronę
się przechylić, pnia czy człowieka. Zdecydował się na postać bardziej ludzką.
Nie będę przed paniami ukrywał, że potrzebne mi to jest pilnie...
Nie musiał, a nawet nie mógł mówić dalej, przerwałam mu od razu.
No pewnie, skoro spalił się Grocholski. Rozmawialiśmy o nim. Sama twierdziłam
dopiero co, ściśle biorąc przedwczoraj, że dzwięki należy wyodrębnić i zapisać, i że to
sprawa policji. Ludzie wiedzą wszystko, nawet plotki są cenne, ta gadatliwa baba może
wcale nie być głupia, a jak pan chce, możemy panu zaraz z detalami opowiedzieć, co
tam widać i słychać. Oglądałyśmy całość parę razy...
Rezultat naszej wspólnej opowieści był taki, że Cezary Piękny prawie dostał wy-
pieków. Stanowczo zażądał ode mnie numeru samochodu tego faceta z wąsami, kit-
ką i garbkiem na nosie. Podałam mu go z pamięci, kategorycznie odmówiwszy latania
po schodach, a Martusia zaświadczyła, że mówię to samo, co poprzednio. Poszedł na
szalone ustępstwo, zgodził się ugrzęznąć w telewizji przy boku Marty, oglądając obraz
w trakcie kopiowania, wyraznie bowiem było widoczne, że inaczej ze mnie nie wydusi
nic. Alzheimer, chwalić Boga, jeszcze u nas nie jest karalny.
Następnie zamilkł i najprawdopodobniej zaczął się wahać. Doskonale wiedziałam,
o co mu chodzi.
Alternatywą było natychmiastowe tak zwane przeszukanie z nakazem prokurator-
skim w ręku, ale nie miałam najmniejszych wątpliwości, że brakuje mu ludzi, ponadto
prokurator to nie straż pożarna i tak błyskawicznie nie działa. Nie mówiąc już o tym,
że skończyły się godziny pracy. Zanim zostanie złapany, przekonany i dokona wszelkich
niezbędnych formalności, o ile w ogóle zgodzi się odwalać robotę w godzinach nadlicz-
bowych, nadejdzie dzień jutrzejszy. Powinien zatem usunąć mnie z mojego własnego
mieszkania, najlepiej do aresztu, a co najmniej zostawić człowieka, jeśli nie w środku, to
za drzwiami, na klatce schodowej. Mogłam przecież te kasety znalezć, wynieść, znisz-
czyć, ewentualnie w nocy ktoś mógł się do mnie wedrzeć, poderżnąć mi gardło i zabrać
bezcenne dowody rzeczowe. Osobiście łatwiej by mi przyszło uwierzyć w poderżnię-
cie dwudziestu gardeł, już widzę tego włamywacza, jak trafia do kaset niczym po sznur-
ku...
86
A do tego jeszcze mogłam złośliwie wyrzucić je przez któreś okno. Czyli musiałby
zostawić trzech ludzi, bo moje okna wychodziły na różne strony.
Biedny człowiek, tyle komplikacji...! Doprawdy, znacznie więcej sensu miało bazo-
wać na mojej Heni.
Musiał dojść do tych samych wniosków, bo poszedł wreszcie, nie wymyśliwszy nic,
poza usilną prośbą, żeby o znalezieniu kaset zawiadomić go natychmiast. Zostawił nu-
mer osobistego telefonu komórkowego. Niewykluczone, że przed wejściem do mojego
domu postawił jednak tajniaka...
Zostałyśmy we dwie z Martusią, z całą wiedzą, wywęszoną z pytań i reakcji pana ma-
jora, i potężnym zamętem w głowie. Już nie tylko mnie zaczęły się mylić historyczne
przestępstwa ze współczesnymi, ale nawet i jej, chociaż z historycznymi nie miała bez-
pośredniego kontaktu.
Zdecydowała się zatem nagle zmienić temat.
Bartek mnie podrywa oznajmiła znienacka.
Informacja mnie zainteresowała. Patrzyłam na nią pytająco.
No, podrywa mnie. Co ty na to?
Zdziwiłabym się, gdyby nie podrywał powiedziałam ostrożnie. Poza tym,
brodaty, więc o co chodzi?
Nie wiem. Dominik mnie gryzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]