Odnośniki
- Index
- Anna Leigh Keaton [Serve & Protect 01] Five Alarm Neighbor (pdf)
- Anna_Marie_May_ _Love_For_Hire
- Sikorska Anna Złe zamiary to nie wszystko
- Bear, Greg Hegira
- 00000032 Orzeszkowa Nad Niemnem III
- Dukaj Jacek Jeden, Dwa
- Pilcher Rosamunde Dziki tymianek
- Darcy_Emma_ _Mroczna_sp悜‚ćąĂ˘Â€Ĺźcizna
- Christle Gray Through Hell and High Water [Wild Rose] (pdf)
- Blaylock James P. Maszyna lorda Kelvina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
większa. Głuchy huk, a potem kajak się wywraca. Woda zalewa usta, nos, wwierca się w
oczy, dusi, wpycha oddech do płuc. Woda? Strach. Groza.
Nie, nie pójdę z tobą na wspinaczkę. Mam za dużo wyobrazni . Ty mały tchórzu! Nie
jestem mała i brzydzę się strachem! Zmiał się. Znał mnie już wtedy. Wiedział że ożenił się z
kimś innym, niż myślał. %7łe Ewa Rucińska, ze swoim wydatnym nosem, lekkim meszkiem
nad górną wargą, długimi nogami i ostrym spojrzeniem jaskrawozielonych oczu wygląda jak
amazonka, ale jest królikiem i ma króliczą naturę. Ukrywa to starannie, bo wie, że nie należy
być królikiem i że bezradna kobietka mająca metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i trzydziesty
dziewiąty numer obuwia to postać z farsy. Zmiał się, ale nie wszczynał sprzeczki. Rzadko się
spierał. A we mnie zapiekała się złość.
%7łaglówka bez trudu skręciła omijając kajak o dobre kilkanaście metrów. Niebo znowu
pociemniało, chmura przesłoniła słońce i natychmiast wiatr zmarszczył powierzchnię jeziora.
Bolały mnie ramiona, krzyż, marzyłam o zmianie pozycji, ale bałam się ruszyć, zdawało mi
się, że Krzysztof drzemie. Kajak nie chciał słuchać zmęczonych rąk. Pewna byłam, że stoi w
miejscu, kręci się, ale nie płynie naprzód. Pożałowałam, że nie widzę już żaglówki,
samotność na jeziorze była gorsza& Nie zdołam, nie sprostam, zginiemy oboje na środku
jeziora, którego bałam się zawsze& Oparłam ręce z wiosłem na krawędzi kajaka. Jezioro
wygładziło się. Krzysztof leżał bez ruchu, nastała chwila ciszy. Nie kojącej. Pełnej napięcia.
Krzysiu nie oddychał. Serce zaczęło mi bić jak szalone. Krzysiu! krzyknęłam
niemal.
Wiosłuj, Aniołku świat pojaśniał i w tym momencie z wody wynurzył się suchy kij,
na którym siedziały dwie mewy. Niezbyt daleko, jeszcze sto, najwyżej sto pięćdziesiąt
metrów. Dodało mi to energii.
Będę liczyć uderzenia wiosłem, żadnych myśli. %7ładnych obrazów, że wpadamy do wody,
próbuję ratować Krzysia, nie umiem pływać, boję się, widzę, jak on tonie, sama chcę umrzeć,
nie istnieć, ale nie puszczam kajaka, boję się, trzymam się krawędzi, trzymam się życia, choć
nie chcę, nie chcę żyć za wszelką cenę bez Krzysztofa, jakbym go sama zabiła, złożyła w
ofierze, opuściła w niebezpieczeństwie, poświęciła, rzuciła na pastwę, żeby ocalić siebie, nie
umrzeć, byle nie umrzeć.
Biję gwałtownie wiosłem, przyspieszam bezwiednie, bo w oczach mam nie wodę, która
otacza mnie ze wszystkich stron, ale płomienie, syczące płomienie domagające się ofiary, i ja
sama z całą świadomością, posłuszna z porażającego strachu podaję im bezbronne ciało
Krzysztofa, który żyje jeszcze i ma szeroko otwarte, pełne cierpienia oczy. Tak to trzeba
namalować. Płomienie czerwone i złote, wielkie oczy, czarne, niebieskie, przerażone,
mnóstwo oczu, mnóstwo spojrzeń i mała skulona postać gdzieś z boku. Jak na moich
wszystkich obrazach. W świecie nieuchronnie skazanym na zagładę malutki człowieczek, nie
walczący już. Zrezygnowany. Kupka przestraszonego smutku wśród grozy istnienia.
Mijaliśmy kij. Jedna czwarta drogi. Może jednak dam sobie radę? Mocniejszy podmuch
wiatru uderzył mnie w twarz. Kruchy kajak nie stanowił osłony, fale nim huśtały, ściskałam
kurczowo wiosło, trzymałam się go, jakby było punktem stałym, niezależnym od bujania
kajaka, od którego serce podchodziło mi do gardła. Chciałam uciec od rozpryskujących się o
dziób fal, zapomnieć wzmagającym się wietrze. Używałam wszystkich zaklęć, dopiero jak
doliczę do stu, będzie mi wolno chwilę odpocząć i rozejrzeć się. Ręce mi mdlały, musiałam
sprostać zadaniu, bo wtedy los da się przekupić, uchroni mnie od nieszczęścia przez całe
życie wchodziłam w takie układy z losem, bezsensowne, ale trzeba mu było przecież jakoś
zapłacić, że nie miażdżył, że sprzyjał, ba, obsypywał błogosławieństwami. Zdrowie, talent,
sukces, Krzysztof, Krzysztof też. Ewo, licz swoje błogosławieństwa mówiła babcia, kiedy
czymś się martwiłam.
Aniołku, dlaczego tak ciemno?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]