Odnośniki
- Index
- Dr Who New Adventures 41 Zamber, by Gareth Roberts (v1.0) (pdf)
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Robert Louis Stevenson wyspa skarbow
- Heinlein, Robert A Assignment in Eternity
- Roberts Alison Wspaniała rodzina
- Arthur Robert Tajemnica Płomiennego Oka
- Howard, Robert E Conan el Cimmerio
- C Jordan Robert Conan niezwyciężony
- C Howard Robert Conan najemnik
- C Howard Robert Conan barbarzyńca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ginamrozek.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzie. A jednak wyglÄ…dali tak samo - zwyczajnie, niczym siÄ™ nie
wyróżniali. To było przerażające.
Można było minąć ich na ulicy, spotkać w windzie, uścisnąć ich
rękę na jakimś przyjęciu i nic o tym nie wiedzieć.
Czy rozpozna go, gdy go usłyszy? Jego głos będzie taki zwykły,
tak nieszkodliwy, jak głos sir Michaela. A jednak pomyślała, że jakoś
go rozpozna. Wzięła szkic do ręki i przyjrzała mu się. Miała nadzieję,
że głos będzie pasował, dopasuje go do tego szkicu jego twarzy.
Przed domem Ben przeszedł przez ulicę w kierunku
nieoznaczonej ciężarówki. Ed ograł go już w remika na dwadzieścia
pięć dolarów, więc uznał, że czas sprawdzić, co u Billingsa. Otworzył
boczne drzwiczki. Billings podniósł wzrok i zasalutował.
- To naprawdę zadziwiające - zarechotał. - Tak, zadziwiające
przez duże Z. Chcesz posłuchać? !
- Jesteś chorym człowiekiem, Billings.
Billings uśmiechnął się tylko szeroko i rozłupał orzeszek.
- Ta pani jest naprawdę zabójcza, kolego. Muszę wam
podziękować, że pozwoliliście mi ją trochę poznać. Sam mam ochotę
do niej zadzwonić.
222
- Dlaczego tego nie zrobisz? Z przyjemnością popatrzę, jak Ed
powyrywa ci nogi z dupy. - Ale właśnie po to, by tego uniknąć Ben tu
przyszedł. - Czy robisz tu coś jeszcze za pieniądze podatników
oprócz tego, że się onanizujesz?
- Nie podniecaj się, Paris. Pamiętaj, że to wy przyszliście do
mnie. - Połknął orzeszek. - No tak, ten jeden już ma dobrze. Jeszcze
chwila i... - Billings przerwał. - Poczekaj. - Jedną ręką przyciskając
do ucha słuchawkę zaczął manipulować przy sprzęcie rozłożonym
przed nim. - Wygląda na to, że ktoś chce darmową przejażdżkę.
Ben przybliżył się i pochylił przez ramię Billingsa.
- Masz go?
- Zaraz, zaraz. Jest jakiś trzask, są szmery. Patrz na tę strzałkę.
Tak, tak, on tam jest. - Billings prztyknął włącznikami i zachichotał. -
No to mamy trójkąt.
- Możesz go namierzyć?
- A czy myślisz, że to tak łatwo? Cholera, on jest chytry. Chytry
jest skurwysyn. Pilnuje siÄ™. Cholera.
- Co?
- Rozłączył się. Chyba skończyły się trzy minuty tego faceta.
- Namierzyłeś go, Billings?
- Na litość boską, potrzebuję więcej niż trzydzieści sekund.
Zaczekamy i zobaczymy, czy znowu siÄ™ pojawi. - Billings znowu
zajął się orzeszkami. - Wiesz co, Paris, jeśli ten facet robi to, o co go
podejrzewacie, to nie jest głupi. Nie, kochany, on jest sprytny,
naprawdę sprytny. Prawdopodobnie ma najwyższej klasy sprzęt i wie,
jak się nim posługiwać. Będzie zacierał za sobą ślady.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że nie możesz go przyłapać?
- Nie, mówię ci, że jest dobry. Naprawdę dobry. Ale ja jestem
lepszy. Jest następny telefon.
Jerald nie mógł w to uwierzyć. Ręce miał mokre od potu. To był
cud i on go sprawił. Nigdy nie przestał o niej myśleć, pożądać jej. A
teraz ona wróciÅ‚a, dla niego. Désirée wróciÅ‚a. I czekaÅ‚a na niego.
Z zamętem w głowie założył na uszy słuchawki i znów zaczął
słuchać.
Ten gÅ‚os. GÅ‚os Désirée. Samo sÅ‚uchanie sprawiÅ‚o, że byÅ‚
podekscytowany, spocony, zdesperowany.
223
Tylko ona mogła coś takiego sprawić. Doprowadzić go do tego
stanu. W niej była siła taka sama, jak w nim. Zamknął oczy i
pozwolił się jej unieść. Pozwoli zanieść się na szczyt. Ona wróciła.
Wróciła dla niego, bo on był najlepszy.
Boże, jak to się zbiegło. Dobrze zrobił, że zrzucił maskę i pokazał
tym gogusiom w szkole, jaki naprawdÄ™ jest. Désirée wróciÅ‚a.
Pragnęła go, chciała go poczuć wewnątrz siebie, chciała, by dał jej tę
jedyną w swoim rodzaju krańcową rozkosz.
Prawie czuł ją pod sobą, jak szarpie się i krzyczy, błaga go, by to
zrobił. Wróciła, by pokazać mu, że miał władzę nie tylko nad życiem,
ale też nad śmiercią.
Przywrócił ją do życia. Gdy pójdzie teraz do niej, będzie nawet
lepiej niż wtedy. Będzie najlepiej.
Te inne to był tylko test. Teraz to zrozumiał. Inne były tylko po
to, by pokazać mu, że on i Désirée byli dla siebie przeznaczeni. Teraz
mówiła do niego, obiecywała mu siebie, na wieczność.
Pójdzie do niej, ale nie dzisiaj. Musi się najpierw przygotować.
- Wymknął mi się - Billings zaklął, ze złością uderzając klawisze.
- Wymknął mi się, mały drań. No dalej, wracaj, wracaj. Prawie cię
miałem.
- Daj mi to, co masz, Billings.
Nie przestając kląć Billings wyjął mapę. Nie zdejmując
słuchawek narysował cztery linie, łącząc je w prostokąt obejmujący
sześć przecznic.
- Jest gdzieś tutaj. Zanim znów się nie pojawi, to wszystko, co
mogę zrobić. Jezus, nic dziwnego, że się wyłączył, ten drugi facet
kwili jak niemowlÄ™.
- Rób dalej swoje. - Ben wetknął mapę do kieszeni i wyskoczył z
ciężarówki. To było za mało, ale mieli więcej niż godzinę temu.
Zapukał do frontowych drzwi, a gdy Ed otworzył, wszedł do środka. -
Możemy zawęzić obszar do jakichś sześciu przecznic. - Zerknął w
stronę schodów i wszedł do pokoju, gdzie rozłożył mapę na stoliku.
Ed oparł się ręką na krawędzi kanapy i pochylił się nad mapą.
Bogata dzielnica.
- Tak. Dziadek Tess tam mieszka. - Ben postukał palcem w mapę
tuż obok prostokąta. - I adres kongresmena Morgana też tu jest. -
Mruknął Ed. - Może nasz zabójca go zna albo jego dzieci.
224
- Syn Morgana jest w podobnym wieku. - Ben wziął do ręki
szklankÄ™ z pepsi.
- Ma solidne alibi, a opis do niego nie pasuje.
- Tak, ale zastanawiam się, co miałby do powiedzenia, gdybyśmy
kazali mu dokładnie obejrzeć portret pamięciowy.
- Ta szkoła, do której chodzi dzieciak Morgana, St. James,
prawda?
- Tak. Wyższe sfery i konserwatyzm.
Ed przypomniał sobie fryzurę na szkicu. Wziął swój notatnik i
podniósł się.
- ZadzwoniÄ™.
Ben podszedł do okna. Mógł stąd widzieć ciężarówkę. Wewnątrz
Billings gryzł orzeszki i być może zawężał możliwości odszukania
celu. Nie było wiele czasu. Ben czuł to przez skórę. Coś miało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]