Odnośniki
- Index
- 061. Roberts Nora Irlandzka wróşka 03 Irlandzki buntownik
- Dr Who New Adventures 41 Zamber, by Gareth Roberts (v1.0) (pdf)
- 27. Roberts Nora Niebezpieczna miłość 02 Kuzyn z Bretanii
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Światów 01 Elezar
- Robert Louis Stevenson wyspa skarbow
- Heinlein, Robert A Assignment in Eternity
- Arthur Robert Tajemnica Płomiennego Oka
- Howard, Robert E Conan el Cimmerio
- C Jordan Robert Conan niezwyciężony
- Nora Roberts Bezwstydna cnota
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czaszce, więc można go zawiesić. - Uśmiechnął się do Tori. - Może
potem go poszukamy i zabierzesz starego Jonesy'ego do szkoły?
Charles przerzucił zawartość pudełka.
- Ale ten szkielet bardzo mi się podobał.
- W sobotę albo niedzielę możesz znów przeszukać moją stajnię -
zaproponowała Tori. - Może znajdziesz drugi taki sam. Kiedy ma być
gotowy ten projekt?
- W przyszłym tygodniu.
- No to może wujek przywiezie cię do mnie w sobotę?
- Niestety, w sobotę pracuję - wtrącił Matt.
- W takim razie ja po ciebie przyjadę, jeśli chcesz. W oczach Charlesa na
chwilę zabłysło zainteresowanie, ale zaraz zgasło.
- Sam nie wiem-wymamrotał i zerknął z ukosa na Matta. - Mogę najpierw
zobaczyć Jonesy'ego?
Podczas posiłku Hayley siedziała z naburmuszoną miną, grzebiąc
widelcem w talerzu i krzywiąc się niechętnie, ilekroć ktoś się do niej
odezwał.
- A wiecie, że po to, żeby się skrzywić, trzeba uruchomić dwa razy więcej
mięśni niż przy uśmiechu? - rzucił Matt.
- Naprawdę? - odparła Tori. - Muszę to sobie zapamiętać. Przyda mi się,
jak się będę chciała odchudzać.
Hayley spojrzała na nią wrogo.
- Chcesz powiedzieć, że jestem gruba?
- Wcale nie. Chciałabym choć w połowie tak zgrabnie wyglądać w
dżinsach jak ty.
- Wyglądasz bardzo zgrabnie w dżinsach - stwierdziła Bonnie.
- Jeszcze jak! - dodał Matt. Charles lekko się zaczerwienił, a blizniaki
zachichotały. Hayley odepchnęła od siebie talerz i gwałtownie wstała.
- Litości! - jęknęła.
- Siadaj. Nie skończyłaś kolacji.
- Więcej nie dam rady. - Znacząco spojrzała na Tori. - Muszę odrobić
lekcje. - Jej głos przybrał ironiczny ton. - Czy mogę wstać od stołu,
wujku? Bardzo proszÄ™.
- Dobrze. - Matt zignorował jej demonstracyjne wyjście i uśmiechnął się
do blizniaków. - Coś ciekawego zdarzyło się dzisiaj w szkole?
Paplanina dzieci pozwoliła zapomnieć o nieprzyjemnym incydencie z
Hayley. Po kolacji Tori pozmywała naczynia, a Matt z Charlesem
przeszukali garaż. Gdy wrócili, zaczęło się ściemniać, więc Matt oznajmił
blizniakom, że pora spać.
- Ale my nie jesteśmy zmęczeni!
- Minęła siódma trzydzieści - nie ustępował. -Wiecie, co to znaczy. -
Ruszył w stronę dzieci, a one z krzykiem rozbiegły się po pokoju.
Tori z rozbawieniem patrzyła na powtarzającą się co wieczór gonitwę i
próby schwytania dwojga bardzo zręcznych siedmiolatków. W końcu
Matt pochwycił oboje i zaniósł je do ich pokoju, trzymając jedno
wyrywające się dziecko pod każdym ramieniem.
Pół godziny pózniej do łóżka poszedł Charles, ale Hayley uparła się, że
chce oglądać swój ulubiony program, który miał się skończyć za
kwadrans dziewiÄ…ta.
- Odniosła swoje małe zwycięstwo - wyjaśnił Matt, kiedy wreszcie zostali
z Tori sami w salonie. - Charles powiedział, że jednak go przeprosiła,
kiedy nikt nie słyszał.
Siedzieli razem na kanapie.
- Zwietnie sobie z nimi radzisz.
- Staram siÄ™, jak mogÄ™.
- Doskonale ci to wychodzi. Zupełnie bym nie wiedziała, jak postępować
z Hayley. Ty natomiast wiesz, kiedy ustąpić. Gdybyś ją zmusił, żeby
przeprosiła
Charlesa, te przeprosiny niewiele by znaczyły. - Położyła mu głowę na
ramieniu. - Kiedy tak patrzÄ™ na ciebie i dzieci, widzÄ™ twojÄ… drugÄ… twarz.
Objął ją mocno i pocałował. Pocałunek, choć spodziewany, sprawił jej
wielką przyjemność, tym większą, że musieli z nim zaczekać, aż dzieci
pójdą spać. %7łałowała, że nie mogli teraz iść razem do łóżka, ale nie
byłoby to fair wobec dzieci. Tori nie chciała, by zbytnio przyzwyczaiły
się do jej obecności, ponieważ wtedy cierpiałyby przy jej rozstaniu z
Mattem.
Dzisiejsza rozmowa z blizniakami nieco ją zmartwiła. Minęły dwa
tygodnie, odkÄ…d ujawnili Å‚Ä…czÄ…cy jÄ… z Mattem zwiÄ…zek, i nie tylko dzieci
dawały do zrozumienia, że spodziewają się utrwalenia łączących ich
więzi.
Kiedy w zeszłym tygodniu Tori została zaproszona na kolację przez
państwa Buchanan, Linda objęła ją na powitanie ciepło i serdecznie jak
rodzona matka. Sara często zerkała na nią z domyślnym uśmiechem.
Takim samym uśmiechem przywitała ją, gdy Tori wreszcie dotarła do
domu.
- Kochasz go - poinformowała siostrę z satysfakcją, po wysłuchaniu
opowieści o minionym wieczorze.
- No przecież wiesz, że się spotykamy.
- Ale to jest prawdziwa miłość. Nie zrezygnujesz z niego, bez względu na
to, czy ma dzieci, czy nie. Już najwyższy czas, żeby ten dom znów się
zapełnił. Carol byłaby zachwycona.
- Tak się nie stanie. - Tori poczuła, że przebiegają dreszcz. Czyżby to była
panika? - Zresztą to nie jest tylko mój dom. Nie pamiętasz?
- Jeśli o mnie chodzi, to jest - odrzekła Sara. -Wkrótce wyprowadzamy się
z Benem do siebie. Aha, meble na pewno dotrą jutro, więc w środę już nas
tu nie będzie.
Ta wiadomość wcale nie ucieszyła Tori.
- Będzie mi ciebie brakowało, Sas.
- Przecież zamieszkamy niedaleko. Poza tym, wreszcie będziesz mogła
zapraszać Marta do siebie.
- A, to jest ważny argument - zgodziła się Tori.
Wszystko układało się świetnie przez następne dwa tygodnie. Jednak
któregoś wieczoru, który spędzali razem, o dziesiątej zadzwonił telefon
Marta. Tori leżała tuż obok, więc wyraznie słyszała zdenerwowany głos
Lindy.
- Hayley nie ma w domu.
- Co? Przecież już dziesiąta!
- Właśnie. Poszłam do pokoju blizniaków i zauważyłam, że drzwi do jej
sypialni są otwarte. Aóżko jest puste.
- Dzwoniłaś do niej na komórkę?
- Włącza się poczta głosowa. Zostawiłam jej kilka wiadomości.
- Już jadę. - Mart wstał, przez co Tori nie słyszała już głosu Lindy. - Nie -
rzekł stanowczo kilka sekund pózniej. - Nie budz taty i oczywiście zostań
w domu z resztą dzieci. Za dwadzieścia minut będę. Zadzwoń, jeśli się
zjawi.
- Jadę z tobą - powiedziała Tori.
- Na pewno chcesz?
- A ty nie? Jeśli sądzisz, że tak będzie lepiej, to
zostanę. To oczywiste, że Hayley zniknęła, bo wie, że jesteś ze mną. To ja
jestem główną przyczyną problemu, nie?
Matt, który właśnie zapinał koszulę, znieruchomiał.
- Sądzę, że Hayley właśnie przekroczyła pewną granicę. Musi zrozumieć,
że nie pozwolę jej sobą manipulować. Jeśli ze mną pojedziesz, komunikat
będzie jasny. - Uśmiechnął się lekko. - Poza tym, przyda mi się wsparcie.
- No to postanowione. - Tori szybko wciągnęła dżinsy i sięgnęła po buty.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. W końcu to prawie dziecko. Gdzie
mogła pójść?
- Pewnie jest u którejś z koleżanek. Podejrzewam, że kiedy dojedziemy na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]