Odnośniki
- Index
- 39. Douglas Gail Dama w Teksasie
- Dumas Aleksander Dama kameliowa
- Howard, Robert E Almuric
- Evanovich Janet Wielki finaśÂ‚
- CWIHP Bulletin nr 5 part 3 The polish crysis 1980 81
- Wilson, Richard Las Chicas del Planeta 5
- AniośÂ‚owie i elfy Pickart Joan Elliott
- Monarsze sekrety Jankowski
- Deaver Jeffery Spirale strachu
- 78 Pan Samochodzik i Szyfr Profesora Kraka Miernicki Sebastian
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- russ.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kto tu mówi o pięści? zaśmiał się jak nieokrzesany prostak. To nie pięść. To belka spadła sza-
nownej pani na głowę. Właśnie szedłem z restauracji przez ogród, kiedy usłyszałem jakiś rumor kopnął
nogą jedną z leżących na ziemi desek. Któraś z nich musiała się obluzować i wyręczyła mnie. bo pewnie
zrobiłbym to samo z każdym, kogo bym przyłapał tu na szpiclowaniu.
..Belka? pomyślałam sceptycznie. Czy któraś z nich naprawdę mogła obsunąć się na tyle szybko,
bym tego wcześniej nie usłyszała?"
Idziemy! rozkazał Pabisiak, ujmując mnie pod ramię tak mocno, że nie mogłam się wyrwać, a
krzyczeć się bałam.
Nie opodal, pod lasem, stał czerwony golf. Fabisiak otworzył drzwiczki, wpychając mnie na przednie
siedzenie.
Tylko bez żadnych sztuczek! ostrzegł. Nie lubię być niegrzeczny wobec kobiet!
No, to mu się doprawdy udało!
Ruszyliśmy pełnym gazem w stronę Warszawy, Siedziałam jak trusia, milcząc. Ten człowiek to wa-
riat, albo niezrównoważony przestępca" pomyślałam. Może gdzieś po drodze będzie się musiał zatrzy-
mać? Modliłam się. ażeby wyrósł przed nami jakiś przejazd kolejowy, uszkodzony autobus, wypadek z
mnóstwem gapiów i milicją. Wtedy będę mogła wyskoczyć, uwolnić się. Właśnie przysięgałam sobie, że
żadna siła nie zmusi mnie już do powtórnej wizyly na ulicy Dębowej, kiedy niespodziewanie Fabisiak ło-
nem najnormalniejszym w świecie zapylał:
Dokąd mam panią zawiezć, żebyśmy mogli spokojnie porozmawiać?
Z zaskoczenia odebrało mi mowę.
A więc nalegał. Do domu? Do kawiarni?
Czyżby naprawdę był to ten sam Fabisiak. którego jak mi się zdawało zdążyłam poznać z jak
najgorszej strony? Jeszcze trochę w tym stylu, a uszczypnę się, żeby się upewnić, że nie śnię.
Nie odpowiedziałam krótko, pchana niesprecyzowanym impulsem niech mnie pan zawiezie
do zespołu.
Odwrócił się szybko w moją stronę.
Do zespołu adwokackiego? zagadnął. No tak, mogłem się tego domyślać. Tamten mecenas
okazał się pewnie do niczego i wtedy zwróciła się do pani, co?
To nieporozumienie rzekłam. Prowadzę Zespół Porad Społeczno-prawnych, to jednak coś in-
nego niż zespół adwokacki. Pańska żona, nie ukrywam, była wprawdzie u mnie. Ale moja bytność w izabe-
linie nie miała z tym nic wspólnego. Nic szpieguję pana. Już raz, na Mokotowie, usiłowałam to panu wyja-
śnić, ale nie dał mi pan dojść do słowa. Może więc rzeczywiście dobrze, że porozmawiamy?
Podałam mu adres zespołu, jednakże kiedy już znalezliśmy się na miejscu, zaczęły mnie nachodzić
wątpliwości, czy aby na pewno dokonałam trafnego wyboru. Zespół był cichy, pusty, jak wymarły, z po-
pielniczkami pełnymi niedopałków, których nikt nic raczy! opróżnić. Zaczęłam żałować, że nie ma tu ze
mną Aukasza albo przynajmniej Mikołaja.
Wchodząc przejrzałam się w lustrze, wiszącym w przedpokoju. Po przygodach w Izabelinie moja
twarz i ręce przypominały kominiarza w sekundę po wynurzeniu się z komina. Na szczęście mieliśmy tu
także i łazienkę, odziedziczoną wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza po dawnym prywatnym mieszka-
niu.
Ledwie weszłam do środka, zamykając się pieczołowicie na klucz, kiedy zadzwonił telefon.
Klnąc pod nosem wyskoczyłam do przedpokoju, gdzie zostawiłam Pabisiaka. Na mój widok drgnął,
jak gdybym go niespodziewanie i niemile na czymś przyłapała. Usiadł przy stoliku i zaczął przerzucać leżą-
ce tam czasopisma.
Podniosłam słuchawkę.
Halo! zawołałam. Odpowiedziała mi cisza. Nagle rozległ się sygnał i połączenie zostało przerwa-
ne.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do łazienki. Opuszczając ją czułam się jak nowo narodzona. Na-
wet guz z tylu głowy przestał mi tak ćmiąco dokuczać i tylko od czasu do czasu przypominały o nim lekkie
mdłości.
Wskazałam Pabisiakowi tradycyjny fotel dla klientów. Tutaj czułam się jak u siebie w domu i byłam
panią sytuacji. Poczekałam aż zapali papierosa i oznajmiłam:
Chodzi o moją przyjaciółkę, Ewę Hanke...
Ponieważ nie podjął wątku, ciągnęłam dalej:
Od trzech dni nie ma jej w domu. Mąż Ewy zgłosił już milicji o jej zaginięciu. Wiem, że pan widział
się z nią w piątek w nocy w Kongresowej", a na sobotę umówiła się na wywiad z pańską przyjaciółką,
striptizerką Mariolą. Czy może ma pan jakieś informacje, które mogłyby ułatwić poszukiwania? Czy Ewa
przyszła na wywiad do pani Marioli?
W tym momencie telefon odezwał się ponownie.
Kto mówi? zapytałam, nie poznając w pierwszej chwili głosu. Ach, to ty, Filipie... Dzwoni-
łeś już kilka razy? Nie. nikt mi nic nie powtarzał. Odebrałam tylko przed paroma minutami jakiś głuchy
telefon. Połączenie zaraz się przerwało. Czy wiesz coś nowego?
Znaleziono Ewę powiedział zmienionym głosem Filip.
Jak to: znaleziono? zdenerwowałam się. Co to znaczy?
Ewa nie żyje. Milicja twierdzi, że została zamordowana.
Ewa zamordowana? powtórzyłam z niedowierzaniem. Mdłości podeszły mi falą pod gardło i po
raz drugi tego dnia zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Kiedy się ocknęłam, byłam w pokoju sama. Jedynie za biurkiem zwisała słuchawka, która wypadła mi
z ręki. Bez przerwy odzywał się w niej przeciągły sygnał.
CZZ II
1
Ogarnąłem wzrokiem ciemne, nieprzejrzyste bajoro w kształcie nieregularnego owalu, z płytką strugą
ginącą wśród olch i bagnistych łąk.
Po drugiej stronie rozciągał się las, którego skrajem biegła dość szeroka i rozdeptana droga. Nad wodą
leżał czarny od szlamu trup kobiety.
Morderca wysłał ją w ostatnią drogę z osobliwym bagażem. Dwie połówki cegły i kawałki gruzu, wło-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]