Odnośniki
- Index
- 2000 09. Gwiazdka miłoœci 2. Steffen Sandra Kto się boi œwišt
- 0082. Field Sandra Kraina dobrej nadziei
- 478.Marinelli Carol Powrót na wyspę Ksanos
- Civil Brown Sue UwodzÄ…c pana W
- 342. Mayo Margaret PowrĂłt do Hiszpanii
- Zajdel_Janusz_A_ _Prawo_do_powrotu
- Courtney Brown Kosmiczna Podroz
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie Ĺźycia
- Sandra Brown Świadek
- 2.Brown Sandra PowrĂłt do Ĺźycia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Rozmawiałam z Luckym - powiedziała cicho Marcie, gdy ruszyli. -
Mówił, że pojechałeś do Houston, by zdobyć kontrakt.
- Firma, która zaproponowała to zlecenie, zawęziła zainteresowanie do
trzech spółek wiertniczych, które zgłosiły się do tej pracy. Chcieli
zobaczyć się z nami osobiście. Opłaciłem pięć noclegów w hotelu i przez
tydzień stołowałem się w restauracjach, tymczasem oni wybrali ekipę z
Wiktorii.
Bezcelowa okazała się czterogodzinna jazda na trzystuki-lometrowej
trasie. Inwestycja, na którą poświęcił dwa miesiące i wiele troski, a z
którą łączył tak wielkie nadzieje, nie przyniosła mu nic, prócz
wygórowanego rachunku hotelowego.
Co gorsza, nie miał żadnych innych widoków na rozkrę-
cenie interesu. Dzięki pożyczce Marcie nie musiał się martwić, jednak
jego duma i ambicja zawodowa mocno ucierpiały.
- Przykro mi, Chase. Wiem, że liczyłeś na tę pracę. Szorstko skinął głową,
zadowolony, że dotarli już na miejsce i nie musi więcej rozmawiać na ten
temat.
Natknęli się na Pata w korytarzu, gdy właśnie wychodził.
- Dokąd idziesz? - zapytał go Chase.
- Dorwać jakiegoś cheeseburgera. Nie jadłem dzisiaj obiadu.
- Możemy z tobą porozmawiać?
- Jasne. Najlepiej będzie, jeśli pójdziecie ze mną.
- Kiedy to sprawa służbowa.
Jedno spojrzenie na Marcie najwidoczniej przekonało szeryfa, że sprawa
jest istotnie poważna. Dowodził tego również pistolet zatknięty za
paskiem Chase'a. Pat skierował kroki do swojego biura i przytrzymał im
drzwi.
- ProszÄ™, wejdzcie.
Biuro szeryfa nic się nie zmieniło od czasu, gdy Bud Tyler przyprowadzał
tu chłopców. Podczas gdy mężczyzni dyskutowali o polityce,
dyscyplinach sportowych i lokalnych wydarzeniach, Chase i Lucky
dumnie poruszali się wśród imitacji pistoletów i przypinali do koszul
odznaki, jakie dawał im Pat.
Pewnego razu dostali ostrą reprymendę za to, że wykorzystując moment,
gdy ojciec i szeryf nie patrzyli na nich, dorysowali wÄ…sy i okularki na
listach gończych. Innym razem oberwali pasem za wpuszczenie zapalonej
petardy do jednego z pokoi, który zajmowali policjanci.
Chase wyjął zza paska pistolet i położył go na brzegu biurka. Pat przyjrzał
mu się z bliska, jednak z jego ust nie padł żaden komentarz. Poczekał, aż
usadowią się na prostych, drewnianych krzesełkach po drugiej stronie
biurka, po czym zapytał:
- Co was sprowadza?
- Marcie nękają telefony.
- Telefony? Masz na myśli nieprzyzwoite, czy tak?
- I z pogróżkami.
- On po prostu mówi, że przyjdzie do mnie, żeby... żeby...
- %7łeby wprowadzić w czyn to, co zapowiada przez telefon? - podsunął
Pat.
- Właśnie tak. - Siedziała ze spuszczoną głową.
- Czy to jest na pewno mężczyzna?
- Tak.
- A nie rozpoznajesz jego głosu?
- Nie. Za każdym razem szepcze, z premedytacją nadajac swemu głosowi
inne brzmienie.
- Kiedy to się zaczęło?
Uniosła dłoń do skroni i zaczęła masować czoło.
- O ile dobrze pamiętam, kilka miesięcy temu.
- Jeszcze zanim byliśmy małżeństwem - dodał Chase.
- Hmm. Czy za każdym razem mówi to samo?
- Nie, a dlaczego?
- Być może mamy do czynienia nie z pojedynczą osoba, ale na przykład z
jakąś gromadką małolatów. Mogą próbowac przekonać się, kto z nich
potrafi rzucić najwstrętniejszy dowcip, czy dostać najlepszą odpowiedz
albo coÅ› w tym stylu.
Lekko potrząsając głową, Marcie odparła:
- Nie sÄ…dzÄ™.
- Ja również. - Chase wychylił się do przodu. Gdy Marcie powiedziała mi
o tym po raz pierwszy, potraktowałem tego faceta jak przypadkowego
zboczeńca, który osiąga przyjemność, wygadując w słuchawkę
nieprzyzwoite słowa. Myslałem, że w końcu mu się to znudzi i przerzuci
się na kogos innego. Ale tak się nie stało, Pat. Za każdym razem, gdy
dzwoni, straszy ją niemiłosiernie. Ma chyba jakieś poważniejsze zamiary.
Pat wyjął zapałkę z pudełka leżącego na biurku i przygryzl ją zębami.
Wiele lat temu rzucił palenie i zamienił papierosy na zapałczane patyczki.
- Co robiłaś, Marcie, gdy dzwonił?
- Na początku po prostu odkładałam słuchawkę. Ale on z natręctwem
powtarzał telefony, czasem po kilka razy w cia-
gu nocy. W końcu postanowiłam słuchać, mając nadzieję, że rozpoznam
jego głos. Pomyślałam, że może to być ktoś, z kim mam na co dzień do
czynienia: sprzedawca w sklepie, pracownik stacji benzynowej czy też
kasjer w banku, który za każdym razem ze mną flirtuje. Chciałam
zawstydzić go, zwracając się do niego po nazwisku. Ale jak do tej pory
nie udało mi się go zidentyfikować.
- A może jakiś kochanek z przeszłości ze złamanym sercem?
- Nie.
- A ten twój były narzeczony z Houston? - wtrącił się
Chase.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem w oczach.
- Ależ on by nigdy czegoś takiego nie zrobił!
- Skąd masz tę pewność? - Chase nie ustępował.
- A co, to jakiś były kochanek? - zapytał Pat z zainteresowaniem.
- Szeryfie Bush, zapewniam, że to nie on.
- Jak możesz być tego pewna?
- Ponieważ on nie ma rozwiniętej wyobrazni seksualnej. Już prędzej
podejrzewałabym Chase'a niż jego.
Pat odkaszlnął, zasłaniając przy tym dłonią usta. Marcie zwilżyła wargi i
podjęła próbę zatuszowania popełnionej gafy.
- To na pewno nie mój były narzeczony - zapewniła gorliwie. - Poza tym
sprawiało to wrażenie rozmów miejscowych. A nie na tak duże
odległości.
- W każdym razie lepiej podaj mi jego nazwisko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]