Odnośniki
- Index
- Cartland Barbara Poskromienie lady Lorindy
- Birkner Friede Rekawiczki lady Glorii
- Elizabeth Mayne Lion's Lady
- Barreau, Nicolas Paris ist immer eine gute Idee
- Williams Cathy Kochankowie z hrabstwa Kent 4
- 076. Palmer Diana Zbuntowana kochanka
- Marsh Nicola Miłość w stylu retro
- 00000032 Orzeszkowa Nad Niemnem III
- Andrew M Butler The Pocket Essential Film Studies (pdf)
- Summers Ashley Ulga dla serca
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewagotuje.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ręku. Już miała zapukać, ale usłyszała stłumiony szloch i uznała, że grzanki mogą
poczekać. Beth czuła się okropnie, więc lepiej zostawić ją samą. Niech się wypłacze.
Postawiła talerz na podłodze przed drzwiami i z ciężkim sercem poszła do
salonu, żeby spokojnie przemyśleć to, czego się dziś dowiedziała.
Usiadła w fotelu i westchnęła głęboko. Nie miała wątpliwości, że Beth gorąco
181
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
kocha Markusa. Przygodne romanse nigdy jej nie interesowały. Charlotte zawsze
uważała, że kuzynka jest zbyt impulsywna, samowolna i uparta. Dlatego próbowała
przemówić jej do rozumu, niestety, z miernym skutkiem. Widziała teraz jasno i
wyraznie, że Beth wprawdzie oddała serce Markusowi, lecz zarazem wmówiła sobie,
że to miłość bez wzajemności, a ślubu nie będzie.
Charlotte znowu westchnęła. To pewne, że Beth postawi na swoim i ucieknie
do Devon, żeby uniknąć poważnej rozmowy z Markusem. Ciekawe, co on by na to
powiedział. Charlotte wiedziała od Justyna, że lordowi bardzo zależy na tym, aby nadal
widywać Beth. Nie chodziło o jedno spotkanie. Markus z pewnością miał wobec Beth
poważne zamiary. Nie wyglądał na człowieka, który chce jak najszybciej zerwać
zaręczyny. Takie sprawy załatwia się listownie.
Głęboko zamyślona Charlotte nerwowo bębniła palcami o poręcz fotela.
Według Beth Markus oznajmił, że ich ślub nie może się odbyć. Charlotte
podejrzewała, że jego słowa zostały opacznie zrozumiane. Z kolei Markus usłyszał
niedawno od Beth, że między nimi wszystko skończone. Tamci dwoje naprawdę byli
siebie warci. Zamiast kierować się zdrowym rozsądkiem, gadali głupstwa i w każdym
zdaniu doszukiwali się ukrytych aluzji. Rozstali się i teraz oboje są nieszczęśliwi. Na
własne życzenie! Dobrze im tak! Niech to będzie dla nich nauczką. Nie można jednak
pozwolić, żeby nazbyt długo cierpieli.
Charlotte wstała, zadzwoniła na służącą i kazała przynieść swój płaszcz,
kapelusz i rękawiczki. Miała wyrzuty sumienia. Dręczyło ją nieprzyjemne odczucie, że
wtrąca się w cudze sprawy, ale nie widziała innego wyjścia. Chodziło przecież o
szczęście Beth, o jej dobro.
Wezwała stangreta i kazała zaprzęgać.
Wkrótce po raz pierwszy w życiu sama jedna przemierzała eleganckim
powozem ulice Londynu. Cierpiała na agora - fobię; lękała się otwartych przestrzeni,
obcych ludzi i nowych znajomości. Zawsze ktoś jej towarzyszył, ale tym razem sama
musiała stawić czoło wyzwaniu.
W holu Trevithick House przyjął ją dystyngowany kamerdyner, który
potraktował ją lekceważąco i na pytanie o lorda Markusa oznajmił, że jaśnie pana nie
ma w domu.
Charlotte drżała jak liść i czuła palące łzy pod powiekami, ale wzięła się w
garść.
182
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Czyżby? - powiedziała lodowatym tonem. - Dobry człowieku, idz natychmiast
do lorda Trevithicka i powiedz mu, że pani Cavendish chce z nim rozmawiać. Chodzi o
sprawÄ™ wielkiej wagi.
W tej samej chwili w głębi holu otworzyły się drzwi i stanął w nich Markus.
Rozmawiał z mężczyzną w średnim wieku. Twarz miał zasępioną. Najwyrazniej był w
kiepskim nastroju. Charlotte miała złe przeczucia. Na pewno nie zechce jej przyjąć!
- Szukamy w londyńskim porcie, wysłaliśmy też ludzi do Southampton -
powiedział rozmówca Markusa. Obaj umilkli na widok zgnębionej Charlotte. Markus
zaraz się rozpromienił, więc odetchnęła z ulgą.
- Pani Cavendish! Proszę wybaczyć, że musiała pani czekać. Gower - zwrócił
się uprzejmie do swego pełnomocnika, - Wrócimy do tej rozmowy. Dzięki za pomoc.
Zaprosił Charlotte do swego gabinetu i przepuścił ją w drzwiach.
Zdenerwowana i pełna obaw, weszła do środka. Ręce jej się trzęsły. Markus wiedział o
jej przypadłości. Wskazał jej fotel i usiadł po drugiej stronie biurka.
- Widzę, że jest pani bardzo poruszona - odezwał się łagodnym głosem. - Każę
służbie przynieść kieliszek wina. To panią wzmocni. Zadała pani sobie tyle trudu.
Czemu zawdzięczam tę wizytę? Są jakieś wiadomości o bracie?
Charlotte uśmiechnęła się przez łzy.
- Niestety. %7ładnych śladów. Przyszłam tu w innej, równie ważnej sprawie.
Chodzi o mojÄ… kuzynkÄ™ Beth Allerton.
Markus spochmurniał i uniósł się w fotelu, jakby zamierzał wstać i zakończyć
rozmowÄ™.
- Bardzo proszę... - zaczęła błagalnym tonem i wyciągnęła do niego rękę.
Po chwili Markus usiadł, a rysy mu złagodniały.
- Przepraszam, jeśli znów poczuła się pani zaniepokojona. O czym mamy
rozmawiać?
Gdy Beth obudziła się ze snu, do którego ukołysało ją rozpaczliwe łkanie, w
domu było dziwnie cicho. Otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. Na podłodze stał
talerz z suchymi grzankami. Zjadła je z apetytem, nabrała sił i ożywiła się nieco.
Postanowiła spakować rzeczy i jutro z samego rana wyruszyć w drogę.
Gdy z holu dobiegły ją stłumione głosy, początkowo nie zwracała na nie uwagi,
bo uznała, że to Gough jak co dzień przyszedł naradzić się z Charlotte. Nagle usłyszała
krzyk i odgłosy gwałtownej szarpaniny.
183
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Co ty gadasz, kretynie? - Natychmiast rozpoznała głęboki głos Markusa. -
Lady Allerton jest w domu i zaraz mnie przyjmie!
Ktoś szedł po schodach na piętro. Nagłe drzwi się otworzyły i stanął w nich
Markus.
- Znowu uciekasz, moja droga? - spytał z przesadną kurtuazją. - Weszło ci to w
krew.
- Dzień dobry, milordzie. Trafił pan w sedno. Jadę do Devon.
- Znowu? - Markus stał w drzwiach, blokując przejście, jakby chciał jej dać do
zrozumienia, żeby wybiła sobie z głowy wszelkie podróżowanie. - Włóczy się pani po
kraju niczym domokrążca. Najwyższy czas się ustatkować. - Wszedł do pokoju. - Nie
zgadzam się na ten wyjazd. W błogosławionym stanie? To niebezpieczne!
Zaskoczona Beth upuściła rzeczy, które zamierzała schować do kufra. Ramiona
opadły jej bezwładnie.
- Już wiesz - szepnęła i zbladła.
- Wiem - przytaknął. - Nie od ciebie. Twoja kuzynka mi powiedziała.
- Nie miała prawa - odparła cicho Beth.
- Gdyby nie ona, dowiedziałbym się, że mam z tobą dziecko, od salonowych
plotkarzy, tak?
- Nie chciałam ci mówić z obawy, że zmusisz mnie do małżeństwa. Ja się nie
liczę, ale twoje dziecko nie może być bękartem, prawda? - odparła z goryczą i
wybuchnęła płaczem. - Na Fairhaven powiedziałeś, że nie możemy się pobrać.
- Nieprawda!
- Tak mówiłeś!
- Chodziło mi o to, że trzeba odłożyć ślub, ale zaraz po przyjezdzie do
Londynu zebrałem wszystkie niezbędne dokumenty. Wziąłem je ze sobą. Możesz
sprawdzić daty. Mam je od miesiąca. Beth, ja cię kocham! Z wzajemnością. Tego
jestem pewny. - Rozpromienił się, gdy energicznie pokiwała głową. - Marsz do łóżka!
Musisz wypocząć - powiedział. - I żebyś mi pięknie wyglądała na ślubie! Gdzie się
podziały twoje rumieńce? Przestań się martwić. Teraz wszystko jest na mojej głowie.
Ty masz dbać o siebie i o nasze dziecko. - Uśmiechnął się kpiąco i zajrzał jej w oczy. -
A Fairhavea wniesiesz mi w posagu.
184
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
[ Pobierz całość w formacie PDF ]