Odnośniki
- Index
- 12=Beyond the Marius Brothers 4 Travis Rhodes
- 329. Rimmer Christine Narzeczona nocnego jezdzca
- Colley Jan WiedeśÂ„ski walc
- 002. Hardy Kristin SśÂ‚odkie Walentynki
- Roberts Alison WspaniaśÂ‚a rodzina
- Plomien_Serca
- BIOLOGICZNE I MEDYCZNE PODSTAWY ROZWOJU I WYCHOWANIA cz. I Andrzej Jaczewski
- 342. Mayo Margaret Powrót do Hiszpanii
- Friedrich August von Hayek DROGA DO ZNIEWOLENIA
- Wieczna_wolnosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conblanca.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyszli sowieci gdyśmy jeszcze spali / Nigdy nie zapomnim tej chwili / Gdy nas w wagony
ciemne jak w trumny wsadzili / O żegnaj Polsko żegnaj chatko miła / O żegnaj ziemio która
nas karmiła / Ryknęła głośno sowiecka maszyna / Jakby każdego sztyletem przeszyła / Mijają
doby tygodnie mijają / Raz na dzień chleba i wody nam dają / Jedziemy Rosją górami Uralu /
Tak my jedziemy po tym pustym kraju / Jedziemy autem a potem saniami / Przez śniegi tajgi
śnieżnemi stepami / Dzieci zmarznięte z sań wypadają / A na noclegach umarli zostają.
Dla pradziadków nie było już powrotu z Kazachstanu. Oni już tych nowych ziem nie
odzyskali. Poumierali ot tak, w oczekiwaniu, w międzyczasie, w tym prowizorycznym, ledwie
zaimprowizowanym życiu, w izbie, którą dzielili z niesfornym cielaczkiem o ciepłym,
szorstkim języczku i ostrych zębach, którymi kiedyś bardzo narozrabiał. Czasem babcia miała
jednak wrażenie, że duchy teściów powlokły się za nami. Zrywała się. Nasłuchiwała. Czasem
śniło jej się, że koń wyrywa się ze stajni. %7łe nie jest w stanie zatrzymać rozpędzonego
powozu, pędzącej na oślep bestii.
W dni świąteczne na izbę często napadały baby z chustkami na głowach. Zlatywały się
drzwiami i oknami, najczęściej niedzielnym popołudniem, bezskutecznie odpędzane przez
babcię znakiem krzyża i wodą święconą. Jakubie, to nie jest od Boga , przekonywała
bezskutecznie babcia. Długimi, kolorowymi spódnicami szargały świeżo wyszorowane,
drewniane belki podłogi. %7łądały wróżby, co je czeka, co przyniesie im los. Wierzyły że mój
dziadek posiadł dar. A może odkryły mężczyznę, z którym po prostu można było
porozmawiać. O miłości, śmierci, o porodzie. Oblegały więc niedzielami jego poniemiecki
dom, stare i młode, dorodne i cherlawe, hałaśliwe i strute, wychudzone i rozdęte, pełne
nadziei i goryczy. Co niedzielę po południu odbywał się tutaj ten nielegalny, zabroniony seans
napieranie bab, rozkładanie kart. Przypieranie babci do muru. Zostawiały po sobie trochę
świeżego grosza i umazane kieliszki pod wódce, które, jeden po drugim, myła i dokładnie
wycierała babcia. Nie wiadomo, gdzie dziadek tak naprawdę się tego nauczył, nie wiadomo,
dlaczego tym się parał pokątnie i niejako na bocznym torze swej przyzwoitej, codziennej
egzystencji. Wiadomo tylko, że spotkała go za to kara. Karę tę wymierzoną mu w zaświatach
zobaczyła we śnie moja matka. Dwóch dzikusów trzymało go z obu stron pod łokcie i wiodło
opierającego się w nieznane. Na pewno nie na zawsze, na pewno. Wyglądało to jak jakaś
osobliwa figura taneczna, jakby tańczyli w trójkę obertasa. Po śnie tym niedawno wyśnionym
58
mama zdwoiła poczynania mające na celu zbawienie duszy dziadka. Ze zwielokrotnioną
gorliwością zaczęła troszczyć się o to, aby w jego intencji regularnie odprawiane były msze.
A mnie się dziadek niedawno śnił inaczej. Stał po przeciwległej stronie ulicy i widząc
mnie, skinął, abym ją przekroczyła i do niego podeszła. Podbiegłam przez wezbraną rzekę
liści, odpędzając napierające zewsząd samochody, żółte jak żuki, japońskie, zabłocone,
zniesławione przez ptaki. Dziadek uśmiechnął się, przytulił mnie i wcisnął mi do ręki właśnie
wyciągnięty z kieszeni banknot stumarkowy, chociaż od dawna mamy już euro. Ale do
dziadka to jeszcze nie dotarło. W każdym razie wspiera mnie jak dawniej. Muszę tylko zrobić
pierwszy krok, tylko przejść na drugą stronę. A on już tam na mnie czeka, ma rozpostarte
ramiona. Gdyby żył, to wszystko na pewno by się nie stało. Gdyby żył, wszystkiemu by
zapobiegł, unieważniłby własne proroctwa. Mam ostatnio odnośnie dziadka coraz więcej
dziwnych przypuszczeń. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że dzwigał być może razem z
babcią jakąś wielką, bolesną tajemnicę, jakąś odpowiedzialność ponad siły, o której nigdy
nie mówił nikomu, a której wszyscy jesteśmy dziedzicami. Jakże inaczej wytłumaczyć sobie
zło, które przetacza się regularnie przez losy potomków dziadka i ich dzieci? Czyjeś
samobójstwo, czyjąś przedwczesną śmierć? To, że w imię wzajemnej miłości coraz więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]