Odnośniki
- Index
- Beaton M.C. Agatha Raisin 08 Agatha Raisin i tajemnice salonu fryzjerskiego
- Christie Agatha Tajemnica lorda Listerdalea
- Arthur Robert Tajemnica Płomiennego Oka
- McPhee Margaret Tajemnica księcia
- Agatha Christie Tajemniczy przeciwnik
- Christie Agatha Tajemnica Sittaford
- May Karol Tajemnice klasztoru
- Nora Roberts Tajemnicza gwiazda
- Daniels B.J. Tajemniczy nieznajomy
- 344. Philips Sabrina Światowe Życie Duo 344 Kaprys milionera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- numervin.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypuszczalnie dano by mu to odczuć. Dotkliwie. Z pewnością przypłaciłby to życiem.
Zamyślony sięgnął po pomoc, którą dostał od Móriego. Czarownik dał mu to w ostatniej
chwili, gdy opuszczali Królestwo Zwiatła.
Była to odrobina kleistej masy, która otwiera zamki. Móri wytłumaczył mu też, jak należy
się posługiwać niezbędnym w takim wypadku zaklęciem. Obrzydliwe słowa, ale Oko
Nocy je zapamiętał. To pomaga przy wszystkich drzwiach, które nie chcą się otworzyć -
przekonywał Móri, ojciec Dolga. Czy tę szczelinę można nazwać drzwiami?
Chyba nie. Ale jakieś wejście to jest. Jedyne, jakie istnieje, żeby dostać się do miejsca
następnej próby. A może to właśnie jest próba? Przeszkoda - powiedział Shama.
Oczywiście, to przeszkoda, nawet bardzo solidna. Zwietnie, będzie ich przecież ubywać.
I to nawet szybko.
Tyle samo przeszkód, ile Shira miała prób... A przez ile tak naprawdę ona przeszła?
Jedenaście, jeśli nie liczyć spotkania z bogami przy zródle, bo to nie była próba. Ale Oko
Nocy liczył również początek - wejście w górę - jako pierwszą próbę czy też przeszkodę.
Bo przecież z trudem ją pokonał.
W takim razie... ta przeszkoda... powinna być piątą. Wejście do wnętrza góry, przejście
przez wodospad, balansowanie na grani, las z drapieżnikami... To cztery. No i ta teraz.
Numer pięć.
Tylko że tej jeszcze nie pokonał.
Zwiatło, światło, ciało i dusza rwały się do światełka. Te przeklęte, wieczne ciemności w
Górach Czarnych dawały się Oku Nocy mocno we znaki. Zwiatło znajdowało się tam, po
drugiej stronie tej diabelskiej, wąskiej szczeliny, musi się tam dostać, wydawało mu się,
że dłużej nie ścierpi już tego mroku...
Tam światło było intensywne, cudowne, musi przejść przez szczelinę!
63
Oko Nocy już przygotował pudełeczko z otwierającą zamki pastą. Wypatrzył odpowiednie
miejsce na skale i nabrawszy odrobinę pasty na palec wskazujący, pociągnął wzdłuż
szczeliny od góry i od spodu, mamrocząc wyuczone zaklęcie.
Nic się nie stało.
Ale Oko Nocy nie należał do tych, którzy zatrzymują się w pół drogi. Ponownie zagłębił
palec w kleju, po czym posmarował krawędzie szczeliny grubszą warstwą. Od góry i od
dołu. Smugi pasty łączyły się ze sobą. Znowu wymamrotał zaklęcie.
Klej się skończył. Na dole było go chyba trochę za mało, ale nic nie mógł na to poradzić.
Nagle obie części skały zaczęły się od siebie bezgłośnie oddalać, akurat na tyle, by
można się było przecisnąć przez powstały otwór.
Oko Nocy odetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
Dzięki ci, Móri!
Dzięki wszystkim, którzy mi pomogli!
Sam nigdy bym tu nie dotarł, nie pokonałbym nawet połowy drogi.
Rozejrzał się uważnie, czy nie zostawił gdzieś swoich rzeczy, następnie prześlizgnął się
przez szeroką teraz szczelinę. Zamknęła się za nim zatrważająco szybko.
Ciekawe, jak się potem wydostanę z tego labiryntu, myślał przestraszony.
Niech tam, każde zmartwienie ma swój czas. Rób, co powinieneś, Oko Nocy, nie
zastanawiaj się nad przyszłością.
Zwiatło, światło, cudowne światło!
Niedługo się jednak cieszył.
Został oślepiony przez bardzo intensywny blask, wszystko wokół niego kręciło się i
wirowało z piekielnym szumem i świstem. W końcu oczy przywykły do światła i mógł się
rozejrzeć.
Owady! Miliardy większych i mniejszych skrzydlatych stworzeń rozmaitych rodzajów i
gatunków. Wszystkie krążyły jak szalone po jasno oświetlonej grocie. I wcale nie
wyglądały przyjemnie.
Po drugiej stronie groty mignęło mu światełko Shamy. Strasznie odległe, przerażająco
dalekie. Powinien sobie jednak z tym poradzić. Potrafił szybko biegać, ćwiczył sprinty i
biegi od wczesnego dzieciństwa, nikt nie mógł się z nim pod tym względem równać.
Trzeba tylko uważać, żeby kierować się wprost na światełko Shamy.
Nie zdążył zrobić wiele kroków, gdy owady odkryły intruza i wyczuły łakomą zdobycz.
Oko Nocy poczuł ukłucie w kark, zamierzył się na napastnika, ale ten był już daleko.
Wiele innych żądeł wysuwało się ku skórze Indianina.
On pospiesznie wycofał się pod ścianę i oparł o nią plecami. Któżby jednak dał sobie
radę z tysiącami owadów? Bronił się jak mógł, bo kark bolał go okropnie. Wielu takich
ukłuć, czy raczej ukąszeń, nie zniesie.
Znowu poczuł użądlenie, w nogę tuż ponad krawędzią mokasyna. I drugie w rękę, nad
nadgarstkiem. Nie, długo tak nie można, jeśli dobrze rozumiał sytuację, to znalazł się w
śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Z bólem serca wyjął ziarenko ofiarowane przez Tsi. Zamierzał je oszczędzać jak długo to
możliwe, niewidzialność bowiem, którą ziarno wywołuje, trwa bardzo krótko, jak
ostrzegała Siska. Ziarenko było już używane. Jedną ręką oganiał się od atakujących
64
owadów, drugą starał się znalezć ziarno w skórzanej torbie z frędzlami, która była taka
ładna na początku wyprawy. Teraz wyglądała dość żałośnie.
Tak, to musi być ziarno. Taką miał nadzieję, ale pewien nie był.
Za nic nie może go teraz upuścić, bo byłby stracony. Ostrożnie położył je na języku,
poczuł, że się rozpływa.
Wstrzymał oddech.
Owady wirowały nad jego głową, jakby nagle oślepły, ataki ustały, napastnicy utracili cel,
zdobycz zniknęła.
Oko Nocy jak strzała pognał przed siebie. Starał się wykorzystać moment, nim małe
monstra się zorientują i ruszą za nim wiedzione zapachem krwi. Nigdy jeszcze nie biegł
tak szybko, zgarniał z siebie resztki owadów, otrzepywał ubranie. Jeszcze jednego
ukłucia w czoło nie zdołał jednak uniknąć. Przeklęte insekty!
Jeśli to jest kolejna przeszkoda, to ja nie wyjdę z tej groty, to ja...
Ale i tym razem poradził sobie z łatwością. Otwór był wystarczająco duży na niego,
żadne owady go nie ścigały. Tylko miejsca ukąszeń zrobiły się czerwone, spuchły i
pulsowały niepokojąco.
Oko Nocy przyjrzał się swemu nadgarstkowi i stwierdził, że oto pokonał największą
przeszkodę. Wyglądało na to, że jad owadów jest bardzo trujący.
W tym momencie uświadomił sobie własną małość i bezradność. Samotność zwaliła się
na niego niczym lodowaty, bezlitosny wicher.
14
Shama równo rozdzielał sympatię między swoich faworytów. Znowu zaszedł do Marca.
Potrząsał głową, a na jego twarzy malował się podziw pomieszany z rezygnacją.
- Co z was za dziwny naród, wy, mieszkańcy Królestwa Zwiatła - powiedział. - Ileż on
dostał różnych rzeczy do pomocy i jakie to wszystko przydatne! Nigdy nie widziałem
niczego podobnego!
- Z tego, co mówisz, wnoszę, że Oko Nocy jakoś sobie radzi - rzekł Marco uspokojony.
- I to jeszcze jak! Zresztą akurat teraz jest niewidzialny. W jaki sposób będę mógł mu
pomóc?
Marco, który ucieszył się z wizyty, westchnął.
- No właśnie, to jest problem. Przypadkiem wiem jednak, że ziarno, którym się posłużył,
już raz było używane, żeby doprowadzić naszych ludzi do Juggernauta, więc
niewidzialność naszego wybranego długo nie potrwa. Gdybyś jednak chciał, to mogę ci
pomóc go zobaczyć.
- Owszem, dziękuję ci, szlachetny książę. Głupio mi, że się tak na niczym nie znam. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]