Odnośniki
- Index
- Crownover Jay Zaryzykuj ze mną 02 Zaryzykuj miłość
- 27. Roberts Nora Niebezpieczna miłość 02 Kuzyn z Bretanii
- 007._Cartland_Barbara_ _Najpiękniejsze_miłości_07_ _Znudzony_pan_młody
- Alcott Luisa May Dluga i zgubna pogoń miłosna
- Brashear Jean Marchand 07 Późna miłość
- 495. Iding Laura Miłość to za mało
- 0167. Winters Rebecca Rezerwat miłości
- Marsh Nicola Miłość w stylu retro
- HT168. Arnold Judith Wieczna miłość
- M.S. Force Quantum 02 Kuszenie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- staniec.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Obiecujesz?
- Osobiście odprowadzę cię na lotnisko.
Wierzyła mu. Kostas nigdy nie łamał przyrzeczeń.
- Ale dlaczego ja...?
- Właśnie ciebie potrzebuje.
Zmarszczyła brwi. Eleni przywiązała się do niej - zresztą z wzajemnością. Ale
przecież to jej ojciec i dziadkowie powinni być teraz u jej boku...
- Chodzmy już - powiedział.
Wyciągnął dłoń, jak gdyby chciał wziąć ją pod rękę, ale zaraz opuścił ją. Była mu
za to wdzięczna. Nie musiał jej dotykać, by powietrze między nimi aż iskrzyło.
- Muszę odzyskać bagaż.
- Już się tym zająłem.
- Jak to? - Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na niego. - Tak bez pytania?
- To było konieczne. Wierz mi. To krytyczna sytuacja.
R
L
T
Coś w jego oczach mówiło jej, że to naprawdę ważne. Ważniejsze niż jej duma i
złamane serce. Eleni musiała być w naprawdę ciężkim stanie.
Na korytarzu czekał mężczyzna w garniturze.
- Wszystko w porzÄ…dku, proszÄ™ pana?
- Tak. - Kostas uścisnął mu dłoń. - Dziękuję za pomoc i przepraszam za kłopot.
- Nie ma sprawy. To dla nas zaszczyt, służyć panu w takich okolicznościach.
- Bardzo to doceniam.
Drugi mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Teraz musimy już iść. - Kostas poprowadził Sophie do wyjścia.
- O jaki kłopot chodziło? - zapytała.
- O zatrzymanie twojego lotu.
- Co?
- To było łatwiejsze niż zawrócenie samolotu w pół drogi.
Zatrzymała się gwałtownie i przyjrzała się mu. Nie żartował.
- Zrobiłbyś coś takiego?
- Oczywiście. Gdyby to było konieczne.
Miała przed sobą mężczyznę, dla którego władza była naturalnym przedłużeniem
jego woli. Nie zawahałby się jej użyć, gdyby zaszła taka potrzeba.
Zdawała sobie sprawę, że był potężny. Ale żeby zawrócić samolot w połowie dro-
gi?
- Chodz już, Sophie. Nie czas na pogaduszki. - Jedzmy do szpitala.
Jorgos czekał przy limuzynie ze strapioną miną. Na jego twarzy pojawił się wy-
muszony uśmiech, gdy ich zobaczył.
- A walizka? - zapytał Kostas, pomagając Sophie usiąść na tylnym siedzeniu.
- Już w bagażniku, proszę pana.
Kilka sekund pózniej ruszyli, zostawiając za sobą lotnisko. W samochodzie pod-
niosła się przegroda oddzielająca ich od Jorgosa, przez co zrobiło się jeszcze ciszej.
Sophie wcisnęła się w kąt szerokiego fotela. W jej głowie walczyły najróżniejsze emocje.
Lęk o Eleni. Przerażenie, że znów musi stawić czoło Kostasowi - po tym wszystkim, co
między nimi zaszło. I - czy to możliwe? - ulga, że jeszcze nie wyjeżdża z Krety.
R
L
T
Kostas siedział w przeciwległym rogu, obserwując Sophie. Od zastrzyku adrenali-
ny wciąż biło mu serce. Ledwo zdążył na czas, by powstrzymać jej wylot.
A teraz siedziała bezpiecznie w jego samochodzie. Czekał na przypływ satysfakcji.
W końcu dostał to, czego chciał. Sophie potulnie podążyła za nim, gdy tylko wspomniał
o Eleni.
Ale jego napięcie nie malało. Sophie, skulona w kącie, wyglądała jak więzniarka.
Zmęczenie kładło się cieniem na jej twarzy, a ramiona opadały ciężko. Spojrzał na jej
dłonie, splecione na kolanach, i wzdrygnął się. Na jednym nadgarstku miała szeroką
bransoletkę, ale drugi okalał siniak. Ogarnęły go mdłości.
To jego wina. Zrobił jej krzywdę, wykorzystując fizyczną przewagę do sprawowa-
nia nad nią kontroli. Jak Sophie mogłaby ponownie zaufać mu po czymś takim? Zacho-
wał się jak szaleniec. Nic dziwnego, że zamiast pożegnać się z nim, wymknęła się z do-
mu pod jego nieobecność. Nie powinien był...
- Co się dzieje? - Sophie odwróciła się gwałtownie od okna i zmierzyła go oskar-
życielskim spojrzeniem. - To nie jest droga do szpitala.
- To prawda - powiedział z ulgą, że nastał już czas, by to wyjaśnić - raz na zawsze.
- Zabieram ciÄ™ do domu.
R
L
T
ROZDZIAA TRZYNASTY
Spojrzała Kostasowi w oczy. Były niemal czarne - co, jak zdążyła już poznać, było
oznaką silnych emocji. Dokładnie tak patrzył na nią tamtej nocy...
- Co siÄ™ dzieje?
Jego milczenie wzbudziło w niej podejrzenia. Siedział nieruchomo, skupiony tylko
i wyłącznie na niej, niczym drapieżnik obserwujący swoją ofiarę.
- Nie zabierasz mnie do szpitala, prawda?
- Jeszcze nie.
- Jak siÄ™ czuje Eleni?
Zawahał się na ułamek sekundy.
- Fizycznie czuje się świetnie. Niedługo będzie mogła wrócić do domu. Ale bardzo
zmartwiły ją twoje plany odjazdu.
- Okłamałeś mnie - wyszeptała. Nawet w obliczu niezbitych dowodów nie mogła
uwierzyć, że byłby do tego zdolny. - Celowo pozwoliłeś mi myśleć, że stan Eleni pogor-
szył się.
- Powiedziałem tylko, że...
- Dobrze wiem, co powiedziałeś! Jak mogłeś być tak okrutny? Przez ciebie pomy-
ślałam...
- Powiedziałem, że cię potrzebujemy.
- I skłamałeś.
- Nie. Mówiłem prawdę. Potrzebujemy cię. Oboje.
- Przestań. Nie zamierzam grać w twoje gry.
- To nie jest żadna gra, Sophie. Tylko raz powiedziałem ci nieprawdę. - Spojrzał jej
głęboko w oczy, a ona nie była w stanie oderwać wzroku. - Wtedy, kiedy stwierdziłem,
że pragnę cię tylko na jedną noc. Pamiętasz?
Pamiętała - aż za dobrze. Jej policzki oblał gorący rumieniec.
- Skłamałem, Sophie. Pragnę więcej. O wiele więcej.
Powoli zaczynała to wszystko rozumieć. Kostas chciał więcej. Zdecydował, że
jedna noc to za mało. Być może powinna czuć się zaszczycona, że uznał ją za atrakcyjną.
R
L
T
Ale wcale się tak nie czuła. Wręcz przeciwnie - czuła się znieważona. Pragnął jej
ciała, nie jej samej.
Nachylił się nad nią. Otoczył ją jego zapach, ciepło jego ciała, jego energia. Ale
tym razem nie miała trudności, by go odepchnąć.
- Trzymaj siÄ™ ode mnie z daleka.
- Sophie... - wyciągnął do niej dłoń, ale ona ją uderzyła.
Od tego kontaktu zaczęły ją piec palce.
- Ręce przy sobie! Jeśli myślisz, że jeszcze chcę mieć z tobą do czynienia, grubo
siÄ™ mylisz!
Mimo imponujących rozmiarów limuzyna wydała jej się klaustrofobicznie mała.
Brakowało w niej powietrza dla nich obojga. I choć Kostas nie dotykał jej, sama jego
obecność przytłaczała ją.
Nagle odwrócił się w stronę panelu z przyciskami obok siebie. Przegroda między
nimi a kierowcą obniżyła się, a Kostas wydał mu kilka poleceń. Następnie przegroda
wróciła na miejsce, a on obrócił się ku Sophie.
Samochód zwolnił i zawrócił, ale zamiast pojechać tam, skąd przybyli, zatrzymał
się przy drodze. Oszołomiona Sophie wyjrzała przez okno. Znała to miejsce - małą pola-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]